Według jakiego klucza dobierał pan utwory na płytę „Tomasz Raczek: W kinie”? Z jednej strony są tu wielkie dzieła muzyki filmowej, z drugiej płyty muszą się obronić wyrwane z kontekstu.
Powiem więcej – muszą się okazać rodzajem spektaklu muzycznego. Większość utworów znamy – mamy je zanotowane w świadomości lub podświadomości, ale tutaj odgrywają one zupełnie inne role niż w filmie, mimo że przypominają i tamte sceny, i tamtą fabułę. Dlatego pomieszaliśmy utwory instrumentalne z piosenkami i przez to zbliżyliśmy się do podstawowej charakterystyki każdego filmu, który jest przecież miksem tego, co widzimy, i tego, co jest wyświetlane w naszej psychice. Stąd właśnie bierze się swoisty fenomen – wiele osób ogląda w tej samej sali kinowej ten sam film, a potem wychodzą, zaczynają dyskutować i okazuje się, że oglądali różne filmy. Skąd ten paradoks? Prawda jest taka, że podczas seansu to, co zobaczymy, zależy w dużej mierze od nas: od naszego poczucia humoru, erudycji, doświadczenia, wieku, a nawet od stanu zdrowia. Młodszy widz częściej odwoła się do wyobraźni, starszy zaś do doświadczenia. To, co łączy utwory na tym albumie, to fakt, że wszystkie pochodzą z filmów nagrodzonych Oscarami.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.