Do Kuwejtu udaję się z Arabii Saudyjskiej. W Rijadzie, stolicy królestwa Saudów, na lotnisku niespodziewanie żegna mnie… śpiew muezzina. Jest po godz. 17, akurat czas wieczornych modłów. Pod względem muzułmańskiej ortodoksji Kuwejt nigdy Arabii Saudyjskiej nie doścignie. Ale już o liberalizmie obyczajowym innego swojego sąsiada – Bahrajnu – może sobie tylko pomarzyć. Skądinąd kuwejccy szejkowie owe marzenia wcielają w życie: na każdy weekend pokaźna grupa bardzo bogatych turystów przylatuje do Manamy (stolicy Bahrajnu) i oddaje się uciechom niedostępnym w ojczyźnie. Allah ponoć tam gorzej widzi niż w samym Kuwejcie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.