Niedawno Auster zwierzył się w jednym z wywiadów: „Pracuję teraz nad najdłuższą powieścią mojego życia. To mi zajmie może jeszcze dwa-trzy lata. Wspaniała przygoda, zapanować nad czymś tak długim”. Ta „najdłuższa powieść” ukazała się w styczniu ubiegłego roku (właśnie wydane zostało polskie tłumaczenie), czyli dokładnie, jak zapowiedział, i liczy sobie grubo ponad 800 stronic. Stała się wydarzeniem już choćby dlatego, że jak wyliczył jeden z jej recenzentów, ma taką objętość jak trzy ostatnie z poprzedzających ją powieści Austera razem wzięte.
Europejskie pokrewieństwa
Auster nie był dotąd autorem modnych opasłych powieści. Do swoich utworów nie pakował rozbudowanych fabuł, nie zwalał na czytelników wielkiej liczby słów, pisał raczej oszczędnie, bardziej niż „przygody” interesowała go psychologia postaci. Jego utwory były impresyjne, umownie to określając: introwertyczne, a nie ekstrawertyczne. Takie nastawienie oraz to, że miejscem akcji większości jego powieści był Nowy Jork, sprawiało, że krytycy ochrzcili go najbardziej europejskim spośród amerykańskich pisarzy. Ta opinia jest popularna i często powtarzana przez krytyków literackich po obu stronach oceanu – może nadmiernie zasugerowanych też jego kilkuletnim pobytem w Europie i kilkoma przekładami na angielski utworów m.in. Jean-Paula Sartre’a czy Stéphane’a Mallarmégo. W każdym razie w jego twórczości dopatrują się pokrewieństwa choćby z Beckettem, Kafką, Kunderą czy Sebaldem. Pisarz energicznie protestował przeciwko temu w wielu wywiadach, ale od tej etykietki nie udało mu się uciec.
Wyznaje nawet, że pasjonuje go na wskroś amerykański baseball, a królująca w Europie piłka nożna to nudna gra. Czego by jednak nie powiedział, i tak nie odetnie się od przypisywanej mu europejskości, bo jest Auster utożsamiany z Nowym Jorkiem, a Nowy Jork już na zawsze nazwany został najbardziej europejskim miastem Ameryki. Auster jest po prostu dla Amerykanów jak Nowy Jork – wraz z Woodym Allenem stanowi jego dwugłowy intelektualny symbol. W tym układzie Allen jest prześmiewcą, Auster natomiast zapełnia sektor melancholii, a niekiedy nawet tragedii. Zresztą korzenie jego rodziny – ale to w Ameryce żadna oryginalność, bo niemal wszyscy biali Amerykanie mają europejskie korzenie – sięgają Europy. Jego dziadkowie ze strony ojca pochodzą ze Stanisławowa – miasta, które i przed rozbiorami, i po 1919 r. należało do Polski (dziś jest na terenie Ukrainy). Znana jest anegdota, że kiedy pisarz był pierwszy raz w Polsce w 1998 r., dostał w prezencie od polskich wydawców przedwojenną książkę telefoniczną Warszawy, w której figurowało nazwisko Auster. Nie wiadomo, czy wzbudziło to w nim jakieś sentymentalne uczucia, ale raczej nie. Kiedy kilka lat temu przeprowadzający z nim wywiad Sebastian Łupak zapytał go, czy starał się tropić swoje korzenie, odpowiedział: „Nie ma czego tropić, bo wszystko zostało zniszczone. Niemcy wymordowali Żydów ze Stanisławowa. Nie mam czego odkrywać, mogę być jedynie wdzięczny moim przodkom, że wyjechali w odpowiednim momencie”. Dzisiaj to Nowy Jork jest dla niego całym światem – scenerią wystarczającą do opowiadania o czym tylko się zechce, miejscem, w którym spotykają się wszystkie rodzaje ludzkich dramatów, gdzie ścierają się najrozmaitsze namiętności w sposób bardziej bezpośredni niż w głębi amerykańskiego lądu. Ale na pytanie o Nowy Jork w jego twórczości odpowiedział zdawkowo, pewnie dlatego, że nie do końca je rozumie, bo jakże to pytać pisarza o to, dlaczego jego powieści dzieją się w jego świecie. „Patrząc na moje książki, stwierdzam, że Nowy Jork to miasto wielkich sprzeczności – powiedział kiedyś. – W niektórych to mroczne, przerażające, alienujące miejsce, w innych to miasto ciepła. W »Trylogii nowojorskiej« jest miastem rozpaczy i samotności, w »Szaleństwach Brooklynu« z kolei i w filmie »Dym« według mojego scenariusza jest przyjazny, ludzie żyją w grupach, uśmiechają się”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.