Monika Pyrek, olimpijka, trzykrotna medalistka mistrzostw świata oraz wicemistrzyni Europy w skoku o tyczce, nazwę choroby usłyszała po raz pierwszy w 2003 r. Skończyła wtedy 23 lata i za rok miała reprezentować Polskę w czasie igrzysk olimpijskich w Atenach. – To schorzenie było dla mnie tak obce, że jak komuś opowiadałam o diagnozie, przekręciłam nazwę mówiąc o Hiroshimie – wyznaje w rozmowie z Wprost 38-letnia dziś była sportsmenka. Chorobę wykryto u niej po serii badań, które miały dać odpowiedź na pytania, skąd u niej taki niski poziom żelaza i wycieńczenie organizmu. – O ile w sporcie przemęczenie, zwłaszcza w okresie ciężkich treningów, się zdarza, o tyle to moje było nienormatywne – wspomina Pyrek.
– Trenowałam godzinami, ale nie przybierałam na masie mięśniowej. Lekarze chcieli mnie położyć w szpitalu i dożylnie suplementować żelazo, wyniki były tak fatalne – dodaje. Izabela Sabat, przedsiębiorczyni z Tarnobrzega, półtora roku temu uświadomiła sobie, że ciągłe zmęczenie, niepokój, zaburzenia koncentracji, zaczynają uniemożliwiać jej normalne funkcjonowanie. – W pewnym momencie, w czasie rozmowy z mężem, zaczęły mi uciekać słowa. Stawy bolały mnie tak, że klientowi w sklepie, który prowadzę, nie byłam w stanie podać z półki produktu – opowiada. Najgorsze okazało się jednak kołatanie serca. – Połączone z lękiem stało się tak uciążliwe, że przerażona wyszłam z pracy i od razu pojechałam do lekarki rodzinnej. Zleciła badania krwi i skierowała mnie na EKG. TSH [oznaczenie poziomu tyreotropiny we krwi – red.] wyszło w normie, więc zamysł lekarki, by zaburzoną pracę serca łączyć ze źle funkcjonującą tarczycą, się nie sprawdził. Ale nie zleciła kolejnych badań, tylko przepisała lek na serce. Na szczęście postanowiłam wczytać się w ulotkę, a gdy uświadomiłam sobie, jak silny to lek, uznałam, że zanim go wezmę, chcę mieć stuprocentową pewność, co mi dolega – wyznaje kobieta. Kolejne badania, robione prywatnie, w sumie za ponad tysiąc złotych, wykazały, że to nie chore serce, a choroba Hashimoto. – Musiałam działać na własną rękę, bo w Polsce się przyjeło, że dopóki TSH jest w normie, nikt nie zleca innych badań, bo uważają, że hashimoto nie da się zatrzymać – mówi Izabela. Dlatego jej tak bardzo przydała się intuicja. Dziś już wie, że leczenie hashimoto to głównie szybkie reagowanie na sygnały wysyłane przez organizm.
Namierzyć przeciwnika
Od kilku lat mówi się o lawinowym wzroście zachorowań na hashimoto i pladze XXI w. Padają liczby: 700 tys. zachorowań w Polsce, najczęściej diagnozowana choroba autoimmunologiczna na świecie. I dane demograficzne: choć chorują głównie kobiety po 50. roku życia, coraz więcej jest też chorych 30-latek. – W czasie igrzysk olimpijskich w Atenach, w 2004 r., podczas kontroli antydopingowej, gdy podawałam informację o przyjmowanych lekach, wpisałam euthyrox. Mężczyzna, który nadzorował wówczas moje badania, powiedział: „O euthyrox, ja też mam hashimoto”. A ja byłam w szoku, nie miałam pojęcia, że mężczyźni też mogą na to chorować. Dziś już wiem, że problem jest globalny, chorują i faceci, i dzieci – mówi Monika Pyrek. Bo hashimoto staje się chorobą cywilizacyjną. Jednak mimo rosnącej świadomości i tego, że w ostatnich latach o chorobie zrobiło się głośno, namierzenie podstępnego przeciwnika szturmem atakującego ciało, wciąż nie jest łatwe.
Hashimotki, albo czasem motylki (od kształtu tarczycy) – bo tak kobiety walczące z zapaleniem tarczycy są nazywane – zgodnie przyznają, że najgorsze jest przebrnięcie przez diagnostykę. Zwłaszcza że, jak wynika z raportu fundacji Watch Health Care, średni czas oczekiwania na wizytę u endokrynologa w Polsce to 11 miesięcy. Dla kogoś, komu np. stany lękowe nie pozwalają normalnie funkcjonować, to wieczność. Dlatego hashimotki, często nie bacząc na koszt badań i prywatnych wizyt u specjalistów, płacą, by dowiedzieć się, co im dolega. O ile oczywiście listę niepokojących objawów w porę zaczną łączyć w całość albo natkną się na dobrego lekarza rodzinnego, który niczym dr House wpadnie na odpowiedni trop. Czasem porad i pomocy szukają w internecie. Gdy „Dr Google” nie wystarcza, wątpliwości próbują rozwiewać, publikując swoje pytania w jednej z funkcjonujących na Facebooku grup wsparcia dla chorych na hashimoto. „Czy ktoś wie, dlaczego cała się trzęsę po przebudzeniu?”, „Czy przez hashimoto też macie problemy z bólem brzucha?”, „Ciągle bolą mnie stawy, szczególnie dłonie i nadgarstki, szukam przyczyny, oto moje badania, podpowiecie coś?” – piszą internautki, nierzadko pokazując swoje wyniki.
Rozpoznać przeciwnika, oprócz badań przeciwciał przeciwtarczycowych i USG tarczycy, czasem pomagają też wyznania gwiazd, które otwarcie mówią o chorobie. Jest szansa, że wtedy zdezorientowana chora bezskutecznie poszukująca odpowiedzi na pytanie, co jej dolega, uświadomi sobie, że jej przypadłości mogą być powodowane tym samym schorzeniem. Że winne jest przewlekłe zapalenie tarczycy.
U psychiatry
A takich celebryckich coming outów dotyczących hashimoto w ostatnich latach jest coraz więcej. O swojej walce z chorobą jakiś czas temu opowiedziała m.in. Kayah. W wywiadzie wyznała: – Ta choroba przekłada się w zasadzie na każdą sferę życia, na to, jak się wygląda, na to, ile ma energii, jak czuje się psychicznie – opowiadała. I dodawała, że mimo walki ciągle miewa lepsze i gorsze momenty. U Kingi Rusin diagnoza zbiegła się w czasie z rozwodem. Dziennikarka opowiadała, że ciągle odczuwała zmęczenie. Na początku tłumaczyła to sobie stresem i bardzo intensywną pracą. Ale za jej fatalne samopoczucie w rzeczywistości odpowiadało hashimoto. Modelka Marta Dyks na Facebooku wyznała, że z głęboką depresją trafiła do psychiatry. I dodała, że tak kończą się błędnie postawione diagnozy. „Depresja to jedno, a wszystkie pozostałe dolegliwości to drugie. Z depresją sobie poradziłam, ale pozostałe dolegliwości stały się tak intensywne, że przychodziły dni, kiedy dosłownie nie mogłam wstać z kanapy, kiedy miałam lecieć do pracy, dosłownie płakałam, bo moje ciało odmawiało posłuszeństwa, nie mogłam patrzeć z rana w lustro, bo moja twarz potrzebowała kilku godzin na dojście do siebie. Stawałam na głowie, żeby ogarnąć skórę, włosy… no i dodatkowe kilogramy, które zaczęły się pojawiać w zawrotnym tempie, mimo mojej naturalnie szczupłej budowy ciała” – napisała, wyznając, że choruje na hashimoto. Jednak największym medialnym tąpnięciem w ostatnim czasie, dotyczącym chorób tarczycy właśnie, okazało się wyznanie blogerki modowej Maffashion, czyli Julii Kuczyńskiej. Ponad milion osób obserwujących ją na Instagramie dowiedziało się, że ich 31-letnia idolka od 13 lat leczy się z powodu niedoczynności tarczycy. – Lekarka powiedziała, że jeszcze nie mam hashimoto, ale niebawem to może się zmienić – uściśla w rozmowie z „Wprost”. News o chorej tarczycy Kuczyńskiej trafił na portale plotkarskie. A wraz z nim informacja, że hashimoto może dotknąć każdego: bez względu na wiek, status materialny, tryb życia. I płeć. Czarek Jóźwik, partner Kuczyńskiej, bloger i youtuber znany z kanału AbstrachujeTV, także przyznał, że u niego zdiagnozowano hashimoto. Medialna para, która od lat rządzi w sieci, swoją popularność postanowiła spożytkować na to, by uświadamiać młodym ludziom, czym może się skończyć zaniedbywanie badań. Relacjonowali nawet swoją wizytę u endokrynologa. – Przez kilka lat, po tym jak przyjechałam do Warszawy, nie badałam się. Oczywiście miałam problem z opuchlizną, ale myślałam, że biorę leki i wszystko jest w porządku. Dopiero zdjęcia zrobione przez paparazzi, na których zobaczyłam straszliwie opuchniętą twarz, uzmysłowiły mi, że powinnam iść do lekarza, zweryfikować leczenie. Okazało się, że tabletki, które brałam latami, są już za słabe. Na przestrzeni lat zmieniła się gospodarka hormonalna. – opowiada Maffashion.
Czytaj też:
Chlorella – na co pomaga? Właściwości zdrowotne chlorelli
Ratuj się kto może
Dobrze dobrane leczenie farmakologiczne, czyli najczęściej stosowana w przypadku hashimoto lewotyroksyna, to jedno. Hashimotki mówią jednak, że same leki nie dają rady zwalczyć wszystkich utrudniających życie objawów. Zwłaszcza że i te leczą jedynie skutki, a nie przyczynę. Dlatego chorzy zmuszeni są do szukania innych, stosowanych równolegle metod. – Kryzysy w tej chorobie zdarzają się bardzo często. Sama miewam takie momenty, że mam dość siebie. Wtedy zaczynam szukać nowych rozwiązań. To nie jest tak, że stosowanie się do zaleceń lekarzy pozwala nam wszystko ustabilizować, wyeliminować wszystkie uciążliwe objawy – mówi Monika Pyrek. Dla niej najgorsze są wahania nastrojów, występujące czasem bez powodu. – Nie wiadomo, dlaczego jest się bardzo smutnym albo bardzo złym. Jedyne, co można w takiej sytuacji zrobić, to starać się rozpoznawać, kiedy płacze za ciebie hashimoto – mówi. Podkreśla też, że wie, jak osoby chorujące na hashimoto mogą być trudne dla otoczenia, źle postrzegane. – Kiedy trenowałam, byłam typem romantyczno-wrażliwym. Niektórzy uważali to za naburmuszenie albo ciągłe niezadowolenie, ale dziś wiem, że to były wahania tarczycy. Po tylu latach życia z hashimoto wiem, jak ważne jest, by najbliższe otoczenie zrozumiało skalę problemu. Mój mąż ma nawet takie swoje powiedzenie. Kiedy się złoszczę, żartem odpowiada mi, żebym poszła sprawdzić wyniki TSH. Już wie, że niektóre zachowania nie wynikają z mojego charakteru, ale są raczej efektem choroby. Przecież nikt nie chce się na siłę denerwować czy odczuwać paraliżujących życie niepokojów – mówi Pyrek. Gwiazdy dodają, że wsparcie najbliższych potrzebne jest także dlatego, że choroba może powodować np. łysienie albo gwałtowny wzrost wagi. A wraz z nim równie gwałtowny spadek pewności siebie. Właśnie nadmierne tycie, oprócz wahań nastrojów, kołatania serca, problemów z wypadaniem włosów, suchą skórą, sennością, koncentracją i pamięcią, wskazywane jest przez hashimotki jako ich główna bolączka.
Gluten free
Na szczęście z wagą, mimo choroby, da się walczyć. Udowodniła to dziennikarka sportowa i prezenterka Polsatu Karolina Szostak. Przyznaje, że nigdy nie miała większości objawów hashimoto, takich, na które skarżą się chorujące kobiety. Oprócz nadwagi, z którą przez lata bezskutecznie walczyła. W końcu w 2015 r. postanowiła radykalnie zmienić dietę. Choć od słodyczy, glutenu i laktozy stroniła już wcześniej, trzy lata temu przeszła na post warzywno-owocowy. – Post dr Ewy Dąbrowskiej jest bardzo wymagający. Nie mówię, że było łatwo. Ale dotychczas trzy razy powtórzyłam pełen post, czyli przez 42 dni żywiłam się tylko niektórymi owocami i warzywami. A przez kolejne trzy tygodnie wychodziłam z postu, poszerzając dietę o nowe składniki. Dzięki determinacji i systematyczności udało mi się zrzucić bardzo dużo kilogramów, podobno 30, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. I choć niektórzy wróżyli mi szybko efekt jo-jo, na razie nic nie wskazuje na to, by waga sprzed postu miała wrócić – mówi. Dziennikarka swój sposób na schudnięcie, mimo problemów z tarczycą, opisała w dwóch książkach: „Moja spektakularna metamorfoza” i „Mój spektakularny detoks”. I tym samym stała się dla hashimotek ikoną i dała nadzieję na to, że utrata wagi, tak pożądana przez chorujące kobiety, jest możliwa. – Drogie hashimotki, oczywiście, że jest nam trudniej niż zdrowej kobiecie schudnąć, zadbać o siebie i mieć przy tym dużo energii, ale nie jest to niemożliwe. To może się udać, potrzebujemy tylko dużo wiary, determinacji i dobrego planu. Potraktujmy to jak wyzwanie – apeluje.
Czytaj też:
Depresja i Hashimoto? To częste. Sprawdź, jak sobie pomóc
Uzdrowieńczy detoks
Izabela Sabat problemów z nadwagą nigdy nie miała. Zawsze była szczupła. Ale dieta i tak okazała się dla niej zbawienna. Mówi, że po tym, jak uzmysłowiła sobie, jak wiele obszarów organizmu może ta choroba zaatakować, zdecydowała, że działa holistycznie. Wyeliminowała gluten,przetworzoną żywność, kupuje tylko warzywa „bio”. Do tego oczyszcza organizm, suplementuje m.in. selen, kwasy Omega 3. Do diety wprowadziła sporo kurkumy, bo ta ma działanie przeciwzapalne. – Wiem, że najłatwiej od razu zacząć przyjmować hormon. Ale choć wstępnie gasi on ogniska zapalne, w rzeczywistości w naszym organizmie wciąż się one tlą – mówi. Podkreśla, że choć jest pod stałą kontrolą lekarza, podjęła walkę z hashimoto od drugiejstrony: zmieniła nawyki żywieniowe, dodała suplementy diety. – Po trzech miesiącach od przejścia na dietę anty-TPO z ponad 1200 jednostek spadło do 800. Znów bez problemów mogę wstawać z łóżka, bo bolące stawy nie paraliżują moich ruchów. Po depresji, egzemie, kołataniu serca i stanach lękowych nie ma śladu. Zobaczyłam, że ciężka praca jest wynagradzana, doszłam do wniosku, że to ma sens. Takich jak ona, walczących z hashimoto za pomocą diety jest coraz więcej.
Do zmiany nawyków żywieniowych przyznała się m.in. Kayah, która też usunęła z diety gluten i mięso. Kinga Rusin opowiadała o tym, jak próbuje wyeliminować szkodliwą, bo wszechobecną w naszym życiu chemię, a w jej jadłospisie nie ma już. m.in. nabiału. Monika Pyrek, oprócz terapii hormonalnej, też stosuje dietę. Po urodzeniu pierwszego dziecka pojawiła się u niej alergia na nabiał. Od sześciu lat unika go w diecie, ogranicza się do jajek. Nie je glutenu, choć całkowicie go nie wyeliminowała, bo zdarza się, że w czasie podróży nie jest w stanie go uniknąć.
Lenistwo, a nie hashimoto
I choć bywa, że lekarze sceptycznie podchodzą do kwestii diet i nie sugerują chorym wprowadzania żywieniowych ograniczeń, i w tym zakresie w ostatnich latach sporo się zmieniło. – Może gdybym wiedziała o diecie wcześniej, moja kariera sportowa inaczej by się potoczyła. Może mogłabym dorzucić kilka centymetrów do mojego wyniku, ale z drugiej strony, spędzając 250 dni w roku na zgrupowaniach, ciężko byłoby utrzymywać się w takim dietetycznym rygorze. Dziś pewnie to nie byłoby wyzwanie, ale 15 lat temu... – przyznaje. Hashimotki zwracają uwagę na jeszcze jeden problem: że ich choroba często jest bagatelizowana, że szczupłe kobiety słyszą, że „na hashimoto nie wyglądają”, a te grubsze, że są leniwe, a „grube dupska chcą tłumaczyć hashimoto”. Maffashion apeluje, by sprawy nie bagatelizować. Opowiada, że kobiety mówiły jej o tak przykrych dolegliwościach, że ona sama uznała się za szczęściarę, bo z opuchniętą twarzą albo ciemnymi łokciami i kolanami łatwiej żyć niż z depresją. Jej sposób na niedoczynność tarczycy: – Wkręcić się w sport, stymulować mózg, ciągle działać.
© Wszelkie prawa zastrzeżone
Czytaj też:
Nad hormonami da się zapanować. Trzeba tylko wiedzieć jak
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.