Jeszcze do ubiegłej środy wyglądało na to, że wszystkie strony sporu o Sąd Najwyższy idą na frontalne zwarcie. W polityce to niby nic nadzwyczajnego, bo tzw. jazda na białko (czyli na zderzenie czołowe, aż do chwili, gdy zobaczy się białka oczu kierowcy jadącego z naprzeciwka) jest ryzykowną, ale sprawdzoną metodą osiągania celów. Liczy się wtedy tylko to, kto jest psychicznie słabszy i komu prędzej puszczą nerwy. Przez ostatnie tygodnie tak właśnie działo się w konflikcie o Sąd Najwyższy. Rząd po dokonaniu wiosną pewnych ustępstw latem znów stwardniał, uznając, że został przez Komisję Europejską wystawiony do wiatru. Gdyby bowiem z góry wiedział, że w efekcie ustaw wypełniających część żądań Brukseli ta przybierze jeszcze ostrzejszy kurs wobec Polski, to by owych ustępstw w ogóle nie czynił.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.