Agata Jankowska, „Wprost”: Ile koksu jest w koksie?
Piotr Krysiak, dziennikarz, autor książek „Diler Gwiazd” oraz „Dziewczyny z Dubaju”: To zależy, ale nie jest tajemnicą, że kupienie czystej kokainy jest praktycznie nie możliwe. Diler Gwiazd, czyli Cezary P. o ksywie Czaruś bądź Syncio, o którym piszę w książce, sprzedawał dwa rodzaje towaru. Pierwszy, który klienci kupowali pod hasłem „szampan” był kiepski i zawierał od 15 do 30 proc. kokainy. Reszta to były inne substancje powszechnie stosowane do „chrzczenia” towaru, czyli kofeina, benzokokaina, lidokaina i lewamizol stosowany do przeczyszczania jelit bydła i trzody. Pół grama „szampana” kosztowało 150 zł. Drugi rodzaj kokainy krył się pod hasłem „moet” (drogi szampan francuski Moet and Chandon red.) i jak wyliczyli biegli chemicy, miał w sobie nawet 88 proc. czystej kokainy. Te dane wprawiły policjantów w osłupienie, bo prawie nigdy nie spotkano w Polsce tak dobrego towaru. Gram „moeta” kosztował klientów 500 zł. Klienci na ogół gustowali w gorszym proszku. Ale prawda jest taka, że nawet doświadczony użytkownik nie jest w stanie odróżnić, który towar jest czysty, a który chrzczony.
Cezary P. miał setki klientów. Kim byli?
To członkowie zarządów spółek skarbu państwa, biznesmeni, dziennikarze, pracownicy agencji PR czy banków. Sprzedawał wszystkim - od prezesów spółek, po małolatów, robotników i taksówkarzy. Najbardziej zaskoczyła mnie obecność wśród klientów byłego senatora PO, syna byłego premiera i byłego prezesa TK, bo to środowisko uchodzi za bardziej konserwatywne.
Czyli kokaina znowu stała się modna?
Nigdy nie przestała być popularna. To narkotyk szczególnie lubiany w pewnych kręgach. Biorą ją ludzie, których na to stać, bo jest droga i potrzeba jej relatywnie dużo żeby dobrze się zabawić. Jak w zeznaniach i w rozmowie ze mną tłumaczył Filip W. kandydat na posła PIS i ministra, klient dilera gwiazd, który jako jeden z nielicznych przyznał że kupował, brał i był uzależniony, na spotkaniach nikogo nie dziwiło, że ktoś ma kokę. Dziwne było, jeśli ktoś jej nie miał. „Jeśli nie miałeś kokainy byłeś popierdółką” – tak mówił. Zresztą od zawsze ten biały proszek towarzyszył spotkaniom biznesowym i ekskluzywnym imprezom. Wciągają politycy, celebryci, muzycy rockowi, gwiazdy małego i dużego ekranu. Wystarczy poobserwować jak się bawi „warszawka” w klubach na ulicy Mazowieckiej. Jeśli się wie cokolwiek o działaniu tego narkotyku, łatwo poznać, który nos chwile temu wciągał koks.
O życiu dilera i przestępczym światku opowiada głośny serial „Ślepnąc od Świateł” w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego. Czy warszawska rzeczywistość przedstawiona w filmie naprawdę tak wygląda?
Jeszcze nie widziałem serialu, obejrzę, jak skończę czytać książkę Jakuba Żulczyka, na której podstawie powstał. Ale wiem, że rozrywkowe życie w stolicy właśnie tak się toczy. Jakub nie napisał książki na faktach, jednak strzela dokładnie w punkt.
A po co pan napisał swoją książkę?
Chciałem pokazać hipokryzję i podwójne oblicze wielu osób ze świata kultury, biznesu czy polityki. My oglądamy ich w telewizji myśląc że są cukierkowi, transparentni, niemal święci, a na pewno lepsi od zwykłego Kowalskiego. Tymczasem ich świat jest dokładnie taki sam jak nasz. Każdy ma swojego trupa w szafie, a więc nikt nie ma prawa pouczać innych, udawać, że jest przykładem cnót i moralności.
Uważa pan, że powinniśmy bardziej liberalnie spojrzeć na narkotyki? W końcu skoro elita i finansjera zażywają…
Nie będę namawiał do brania narkotyków, ale osobiście uważam, wbrew temu co twierdzi wielu terapeutów, że można narkotyki zażywać w sposób sportowy, rekreacyjny, czyli od czasu do czasu. Różne narkotyki służą różnym celom, ale korzystają z nich wszystkie grupy społeczne, bez względu na wykształcenie, majętność czy wiek, choć wiadomo, że ludzie młodzi częściej eksperymentują. Z drugiej strony zastanówmy się – czy lepiej żeby młody człowiek zapalił legalnego i dopuszczonego do sprzedaży jointa, czy żeby kupił dopalacze z nieznanego źródła, przypłacił to życiem lub rozpętał strzelaninę w szkole?
Legalizacja marihuany pomogłaby w walce ze skutkami brania twardych narkotyków?
Nie wiem, bo w innym celu pali się trawę, a w innym łyka ekstazy. Trawa ma relaksować, piguły pobudzać. Na pewno konsumenci zioła czuliby się bezpiecznie, wiedząc, że nie trafią na podły towar, który może zagrozić ich życiu lub zdrowiu.
A może trzeba radykalnie zaostrzyć walkę ze wszystkimi narkotykami?
W żadnym kraju się to nie udało. Nawet tam, gdzie posiadanie jest zagrożone karą dożywocia, łatwo dostać narkotyki. Na całym świecie biorą nie tylko prominenci, ale też studenci, sportowcy, lekarze, pielęgniarki, nauczycielki, robotnicy czy hydraulicy. Nieważne, czy ojcem jest sędzia TK czy taksówkarz. Niektórzy wpadną w nałóg, ale wielu będzie używać okazjonalnie. Jedni na imprezie piją wino, inni wódkę, a jeszcze inni palą jointa lub wciągają kreskę. Taka jest rzeczywistość i nie ma sensu się na nią oburzać. Tymczasem narkotyki, w związku z tym, że są nielegalne, kojarzą się ze szczególnym złem, przestępstwem. Myślenie jest schematyczne - ten kto zażywa to ćpun, a ćpun musi być brudny, zaniedbany, chory. Dlatego tak szokujący dla niektórych jest fakt, że wysportowany facet w drogim garniturze albo piękna kobieta o zdrowej cerze, którą widujemy w telewizyjnym show, też używają narkotyków.
Czy wraz z aresztowaniem „dilera gwiazd”, wraz z nim z salonów zniknie kokaina?
Takie myślenie to szczyt naiwności. Cezary P. nigdy nie był jedynym dilerem gwiazd. Narkotyki były, są i będą. A więc gdy skończy się Czarek, przybędzie Jarek, a po nim Marek i inni, kolejni. Gdy jest popyt, musi być podaż - rynek nie znosi próżni. A człowiek jest tylko człowiekiem i lubi się czasem zabawić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.