Sierpień 1984 r. należał w Londynie do tych bardziej gorących. Gorąco było też między muzykami jednego z najbardziej znanych duetów pop – Wham! Muzycy rzadko już ze sobą pracowali, choć formalnie zespół cały czas istniał. Mniej znany członek zespołu – Andrew Ridgeley – do Advision Studios, gdzie trwały nagrania, zaglądał bardzo rzadko.
Tam zainstalowani byli George Michael oraz pracownik studia, inżynier dźwięku, Chris Porter. Cel był jeden: nagrać świąteczny megahit. Jak wspominali Porter i Michael, praca była udręką. Upał, niedziałająca klimatyzacja, a jednocześnie konieczność stworzenia nagrania, które ma towarzyszyć ludziom podczas świąt. W „Last Christmas” George Michael sam zagrał na wszystkich instrumentach, pracował przy tym w szybkim tempie, bez ustanku. Chris Porter mówił, że mimo świątecznego nastroju po studiu biegali w samych szortach, a woda mineralna była pita litrami. Kiedy doszło do nagrywania wokali, muzyk był wycieńczony. To, co dziś wiele osób ocenia jako wejście w emocje i śpiewanie o uczuciach z bólem, było prawdziwym bólem – tyle że fizycznym, objawem skrajnego zmęczenia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.