Bez szyldu, schowany za niepozornymi drzwiami. W ścisłym centrum miasta, a jednak ukryty. Gości, którzy go znajdą i wejdą do środka, wita tajemnicza krypta. Świat pełen magii. Jest tu bar z elementami angielskiej XVIII-wiecznej karuzeli i cynowy sufit z Nowego Jorku. A w karcie? Wszystko, co najlepsze. Inspirowane najnowszymi trendami na świecie i nieograniczoną wyobraźnią mistrzów w swoim fachu.
Między gastronomią a mistyką
Skąd pomysł, żeby miejsce, do którego powinni docierać goście, było ukryte? – To lokal bar w typie „speakeasy”. Bez głośnej komunikacji i promocji. Miejsce dla wtajemniczonych, które ma w sobie coś z mistyki – tłumaczy Hubert Karsz, współwłaściciel Weles. Speakeasy bary są niewidoczne z ulicy. Przypadkowy przechodzień po prostu je mija. Dla kogoś, kto chce tu dotrzeć, sama chęć znalezienia tego miejsca jest początkiem przygody. A w środku? Do gości nie dociera nic przypadkowego. Nie ma gwaru miasta ani szumu ulicy. Nie ma też okien. To podziemny, zamknięty świat. – Kiedy siedem lat temu otwieraliśmy jedną z naszych pierwszych inwestycji, czyli „Syreni Śpiew”, na warszawskiej scenie klubowo-koktajlowej niewiele się działo.
Przez kilka lat podnieśliśmy poziom oczekiwań gości na tyle, że stanęliśmy przed dylematem, czy zamienić jego część w ekskluzywny cocktail-bar, czy też otworzyć nowe miejsce – tłumaczy Hubert Karsz. Tak narodził się Weles. Weles to władca nocy i zaświatów. Jeden z najważniejszych bogów słowiańskich. Patron magii i muzyki. Jego ukryta przed oczyma przypadkowych przechodniów siedziba przypomina tajemnicze pracownie alchemików. Owoce, przyprawy, tajemnicze składniki. Ściśle tajne receptury. Tu przychodzi się po to, żeby przeżyć coś wyjątkowego. Doceniają to profesjonaliści (wyróżnienie i rekomendacja przewodnika Gault&Millau, Certificate of Excellence Tripadvisor czy nagroda dla najlepszego cocktail-baru stolicy według Warsaw Insider), ale przede wszystkim goście. – Tajemnicze i doskonale ukryte miejsce. Kiedy je znajdziesz, czeka cię nagroda – chwali jeden z bywalców Welesa.
Nieklasyczna klasyka
Ważna jest atmosfera miejsca. To trochę jak z Alicją, która by trafić do Krainy Czarów, musiała wejść najpierw do króliczej nory. Czego Alicja się napije? Są oczywiście, mocne i ziołowe lub owocowe klasyki. Z dodatkiem syropu klonowego? Czemu nie. Obok klasyków evergreeny Welesa. Mikstury, które od otwarcia zaskarbiły sobie miłość gości do tego stopnia, że gdy w ramach odświeżania karty próbowano je usuwać, szybko wracały. Jedna z nich ze względu na swój sukces przyczyniła się do zwiększenia importu owoców marakui do Polski. Receptura? Nie udostępnia się jej gościom. Wielu próbowało ją skopiować.
Nikomu się nie udało. Sama karta wciąż zaskakuje. Co chwilę pojawiają się nowe autorskie propozycje. W Welesie nie znajdziesz wakacyjnych słodkości z dużą ilością owoców i kolorowych słomek. Tu podają małe dzieła sztuki, mocno powiązane z atmosferą miejsca. Miejsce, które wypełnia także muzyka na żywo. W weekendy, wieczorową porą, saksofon i perkusja, doskonale wtapiają się w przestrzeń krypty. LIVE ACT piano to plan na wieczór, który nie będzie miał sobie równych. Z pewnością warszawska scena cocktail-barów nie wygląda dziś już tak jak pięć lat temu, kiedy powstawało to miejsce. Kilka lokali próbowało stawać z Welesem w szranki, ale ani identycznej przestrzeni, ani smaków nigdzie nie znajdziemy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.