Czy można wziąć udział w defraudacji setek milionów złotych, po czym zachować majątek, mieszkać w Rzymie i mieć apartament przy najbardziej prestiżowej ulicy w stolicy Polski? W garażu mieć maserati, mercedesa i lotusa? Nosić na ręce zegarek za kilkadziesiąt tysięcy, stołować się w najdroższych restauracjach i dalej robić interesy? Okazuje się, że tak. Trzeba tylko dogadać się z prokuraturą i zostać świadkiem koronnym.
Amber Gold dla bogaczy
Michał K., nazwijmy go Mecenasem, obok kilku innych osób jest bohaterem jednej z większych afer na rynku finansowym w ostatnich latach. Dwa tysiące inwestorów pokrzywdzonych w sumie na kwotę 600 mln zł. O tym przestępstwie pisano „Amber Gold dla bogatych”. Sarkastycznie można powiedzieć, że bogaty po tej sprawie pozostaje jeden ze sprawców, który usłyszał zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, wyłudzenia pieniędzy na szkodę uczestników funduszy inwestycyjnych, działania na szkodę spółek i prania brudnych pieniędzy.
W sprawie chodziło o inwestowanie w grunty oraz zachęcanie zamożnych Polaków do wejścia w fundusz – próg wejścia był wysoki, wynosił równowartość 40 tys. euro. Szybko się okazało, że interes jest oszukańczy. Zanim to jednak wyszło na jaw, twórcom przedsięwzięcia udało się ściągnąć kilkaset milionów złotych od inwestorów, którzy swoich pieniędzy już nigdy więcej nie zobaczyli.
Wojna na noże
Zanim do tego doszło, przed kilkoma laty grupa WI, pozostająca pod kontrolą Piotra W., powołała cztery fundusze zamknięte. Piotr W. to znany biznesmen, w 2011 r. trafił nawet na Listę 100 najbogatszych Polaków „Wprost”. Twórca domu maklerskiego, w przeszłości zaangażowany w branżę telekomunikacyjną i internetową. Problemy – jak opisywał „Puls Biznesu” – zaczęły się wiosną 2016 r., gdy Piotr W. wydzielił ze struktur WI spółkę zarządzającą owymi czterema funduszami, czyli WI Fund Management (zmieniła później nazwę na MFM). Wkrótce spółkę przejęli inwestorzy skupieni wokół wspomnianego już Michała K., znanego warszawskiego prawnika, specjalisty od cypryjskich spółek, a kiedyś też działacza Ruchu Palikota. Jesienią 2016 r. okazało się, że inwestorzy nie mogą odzyskać swoich pieniędzy. Jak podawał „Puls Biznesu”, za każde należne 100 zł dostawali… 2 zł albo nawet 20 gr. Wtedy też zaczęły się niesnaski między Piotrem W. a Michałem K. Panowie zaczęli zrzucać na siebie nawzajem odpowiedzialność za wyprowadzanie pieniędzy. Pod lupą śledczych znalazło się wiele podejrzanych inwestycji spółki, których beneficjentami były podmioty z Cypru, powiązane ze spółkami zarządzającymi. Jedną z nich była właśnie nierozliczona do końca sprzedaż MFM grupie Michała K., która to sprzedaż, jak się okazało, została pośrednio sfinansowana z… ulokowanych w funduszach pieniędzy inwestorów. To właśnie Michał K. do samego końca zapewniał rwących włosy z głowy inwestorów, że pieniądze do nich wrócą i że nie mają powodów do niepokoju. Był akcjonariuszem, prezesem, a potem szefem rady nadzorczej jednej ze strategicznych dla przekrętów spółek. Jednym słowem – jedną z postaci kluczowych. Ale to właśnie jego postanowiły osłaniać organy ścigania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.