Ddziś nie wiadomo, czy atak na wioskę Karida w górskiej prowincji Hela na Nowej Gwinei nastąpił w niedzielę czy w poniedziałek. Biegnie tamtędy tylko jedna bita droga i nie wszędzie jest zasięg dla komórek, przez co wieści o krwawych wydarzeniach w dżungli roznoszą się powoli. Jedno, co wiemy na pewno, to to, że 8 lipca w świat poszła wiadomość o masakrze 20 osób, głównie kobiet i dzieci, które zastrzelono i porąbano maczetami. Rzeź miała być odwetem za zasadzkę na mieszkańców sąsiedniej wioski Peta, będącej w rękach konkurencyjnego klanu. Zdjęcia przywiązanych do długich żerdzi ciał ofiar, ułożonych na poboczu drogi, obiegły świat. Rozpalona nimi wyobraźnia podpowiadała mrożące krew w żyłach obrazki krwawych porachunków papuaskich plemion. Żyjące w dzikich górach klany mówią w końcu ponad 800 językami, o komunikację znacznie trudniej niż o plemienną wojnę. Najciekawsze jest to, że te wizje nie są żadnym wytworem wyobraźni. Plemienne wojny toczą się na całego nie tylko na Nowej Gwinei, ale także w Afryce, pociągając za sobą tysiące ofiar śmiertelnych i pustosząc całe okolice.
Upadek wojennych obyczajów
Po masakrze w Karidzie, znajdującej się w okręgu wyborczym premiera rządu Papui-Nowej Gwinei, James Marape wysłał tam wojsko, zapowiadając rozprawienie się raz na zawsze z plagą plemiennych konfliktów. Małe są jednak szanse, że Marape się z nimi upora. Papuaskie plemiona od zawsze toczyły ze sobą krwawe wojny. W prowincji Hela konflikty między Haguai, Liwi, Okiru, Homori, Kobala i Wombe trwają od pokoleń. Większości z nas nazwy te nic nie mówią, ale w górach w Hela przynależność do jednej z tych grup etnicznych decyduje od lat o życiu albo śmierci. Policjanci, których w zamieszkałej przez ćwierć miliona Papuasów prowincji jest tylko 60, nie mają szans na zaprowadzenie porządku w górach zajmujących powierzchnię Opolszczyzny. Przez Hela przebiega strategiczna Highlands Highway, główna śródlądowa droga w Papui. Walczące klany często stawiają na niej własne posterunki, najczęściej w okolicach wioski Tigibi, mordując, rabując i gwałcąc przejezdnych.
Masakry bezbronnych kobiet i dzieci, takie jak ta ostatnia w Karidzie, są na porządku dziennym przynajmniej od 2013 r., gdy w wiosce Ragu zamieszkałej przez plemię Wombe spalono żywcem 30 kobiet i dzieci w odwecie za zabicie przez Wombe trzech wojowników innego plemienia. Starszyzny plemienne narzekają, że stare prawa, którymi regulowane były wojny między Papuasami, idą w zapomnienie. Kiedyś do walki stawali tylko wojownicy. Nie wolno było palić ludzi żywcem w domach, oszczędzano także kobiety i dzieci. Dziś szlachtuje się je jak stada świń, które należy wybić, żeby pozbawić wrogów podstaw egzystencji. Wojny były mniej krwawe, bo używano włóczni, łuków i strzał. Dziś dominuje broń palna i granaty, przemycane z kontrolowanej przez Indonezję zachodniej części Nowej Gwinei, zwanej Irian Jaya. Żyjące tam plemiona Papuasów od lat 60. toczą wojnę z indonezyjską okupacją. W najbardziej dotkniętym tą wojną regionie Nduga komendantem Armii Wyzwoleńczej jest 19-letni Ekianus Kogeya, dowodzący oddziałem 15-16 latków, którzy walkę z indonezyjską armią finansują ze sprzedaży broni współplemieńcom z niepodległej Papui-Nowej Gwinei.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.