Gdy słyszałem wibracje, zalewała mnie euforia. Nagły zastrzyk dopaminy, uderzenie gorąca, czasem erekcja. Rzucałem wszystko, aby jak najszybciej d orwać telefon – tak 33-letni Robert, art director z Warszawy, wspomina czas, gdy korzystał z aplikacji Tinder. Teraz jest „na detoksie”. Ale nie wyklucza, że wkrótce znów wróci do randkowej gry.
Zaczyna się zabawa
Zasady gry są proste – musisz mieć smartfona. Zakładasz konto i określasz, kogo i czego szukasz. Wpisujesz preferowaną płeć, wiek oraz odległość, w jakiej znajduje się poszukiwany/a. To praktyczne, bo wielu użytkowników nie widzi sensu rozpoczynania relacji z osobą, która jest daleko. Wstawiasz swoje zdjęcie, do tego krótki opis. Warto się przyłożyć, bo właśnie foto i parę słów zdecyduje, czy będziesz przesunięty w prawo, czy w lewo. Sam/a też przesuwasz. Jeśli ktoś ci się podoba – w prawo, jeśli nie – w lewo. Takich przesunięć możesz wykonać aż sto, potem musisz odczekać 12 godzin, żeby przesuwać znowu. Chyba że zapłacisz za dodatkową usługę, wtedy możesz machać palcem do woli. Na całym świecie z Tindera korzysta ponad 50 mln użytkowników.
Jest dostępny w 30 językach, w 196 krajach. Nie wiadomo dokładnie, ilu Polaków zainstalowało tę aplikację, ale z raportu agencji konsultingowej IRCenter wynika, że już w 2016 r. Tindera używało ponad 3 proc. polskich internautów, czyli prawie 800 tys. osób, a tendencja rośnie. Codziennie 10 mln osób na świecie wykonuje 1,6 mld swipe’ów, czyli przesunięć. Użytkownicy logują się średnio 11 razy dziennie, na samym przesuwaniu spędzają 35 minut na dobę, a do tego dochodzą niekiedy długie godziny korespondencji. Na każdego przypada 140 swipe’ów dziennie. Mężczyźni akceptują (przesuwają w prawo) aż 46 proc. wyświetlonych zdjęć kobiet. Kobiety tylko 14 proc. mężczyzn. Zabawa na poważnie zaczyna się wtedy, gdy dwie osoby przesuną się wzajemnie w prawo. Wtedy następuje match, czyli sparowanie, i może się rozpocząć znajomość. Do 2017 r. na Tinderze zarejestrowano aż 20 mld matchów – szacuje się, że dziennie na świecie za pomocą Tindera poznaje się 26 mln par. Dowiadują się o tym przez krótki sygnał dźwiękowy i wibrację. Wibrację, która doprowadzała Roberta do erekcji. – Zaczęło się po rozstaniu z narzeczoną – wspomina początek przygody. – Byliśmy razem dekadę, ale coś się skończyło. Zdarza się.
Ktoś na ciebie czeka
Chcąc zabić smutek i pustkę, a może tylko zająć wolny czas, Robert zainstalował popularną aplikację. – Najpierw była zabawa i ciekawość. Logowałem się dla jaj, na przerwie na papierosa albo siedząc na kibelku. Ale z czasem logowałem się już kilkadziesiąt razy dziennie, kciuk mnie bolał od machania w lewo i w prawo, częściej w prawo. Nawet w pracy myślałem tylko o tym, co się dzieje na Tinderze. W nocy wstawałem kilka razy, żeby sprawdzić konto – opowiada. Nie, wcale nie chodziło o zaliczanie kolejnych randek. – Wprawdzie umawiałem się z dziewczynami, ale na ogół było fatalnie, bo każda wydawała się gorsza od byłej narzeczonej. Prawie zawsze się upijałem i wylewałem żale nowo poznanej dziewczynie, która tylko przewracała oczami, że znowu trafiła na desperata – opowiada Robert. Po co więc korzystał z aplikacji? – Każdy match oznaczał, że jednak jestem chciany, że ktoś mnie zauważył. W realu czułem się nijaki, rozbity, a dzięki Tinderowi wydawało mi się, że nad czymś w końcu przejmuję kontrolę, że mam siłę sprawczą. Przepadłem. W pracy przestałem być twórczy, towarzysko nieobecny. Nie czytałem gazet, nie oglądałem seriali, nie wychodziłem z kumplami na piwo. Najchętniej leżałbym na płasko i oglądał dziewczyny na Tinderze, przeplatając to tandetnym flirtem pisanym w wiadomościach – opowiada. Chciał z tym skończyć. – Zawiesiłem konto, ale wytrzymałem tylko trzy dni. Potem znów się zalogowałem, bo bez tego moje dni były nudne – wspomina. Próbował jeszcze kilka razy porzucić Tindera, lecz za każdym razem wracał z poczuciem porażki, a frustracja i pretensja do samego siebie rosły. Teraz już od trzech tygodni nie włączył aplikacji. – Częściej wychodzę z kumplami i próbuję zagadywać dziewczyny w realu. Kończy się to tak samo żałośnie. Wciąż tęsknię do tego uczucia, gdy telefon ogłasza, że ktoś tam na ciebie czeka – mówi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.