W schyłkowym PRL-u opozycja demokratyczna wyznawała taką zasadę – kiedy Służba Bezpieczeństwa próbowała kogoś zwerbować, należało opowiadać o tym na lewo i prawo. To rozbrajało przeciwnika. Po co komu agent, o którym wszyscy wiedzą. Przy okazji ośmieszało się wroga, który sam z siebie ani trochę śmieszny nie był. Był groźny. A ośmieszenie odbierało mu część tej grozy. Przypomniała mi się ta zasada, kiedy przeczytałam wyznania opozycyjnych senatorów, Tomasza Grodzkiego i Jana Filipa Libickiego, że PiS próbuje ich zwerbować. Dziś nie chodzi o werbowanie agentów, ale o przekupywanie senatorów. A PiS to nie SB. Ujawnianie tych prób nie jest elementem walki z aparatem przemocy. Ale ośmiesza werbujących i wzmacnia morale tych, którzy próby uwiedzenia mają jeszcze przed sobą.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.