Kolejna wielka postać w pana dorobku.
Z moją twarzą to zaskakujące, nie? Van Gogh był nie tylko wspaniały, ale też skromny. Nie wywyższał się nad otaczającymi go ludźmi. Z pewnością był świadomy swojej inności. Tego, że widzi świat odmiennie niż reszta społeczeństwa – zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym. Ale swój talent traktował niemal jak brzemię. Czuł, że go to obciąża i stygmatyzuje, a nie wyzwala.
Wyzwalało go malowanie?
Od traumy inności na pewno. Tyle że znowu Vincent miał głębokie przeświadczenie, że malowanie jako czynność to długoterminowy, wielowymiarowy i często bolesny proces, który nie przynosi satysfakcji. Nie ma też nic wspólnego z produkcją dzieł zgodnych z oczekiwaniami odbiorców.
No właśnie, co robić, gdy świat wymaga ładnych, przystępnych obrazków od artysty, który nie chce sprostać tym wymogom?
Z wewnętrznej niezgody, z kolizji postaw, z bycia nierozumianym i z poczucia wiecznego niezaspokojenia można na przykład obciąć sobie ucho. To forma buntu. Nie mam wielkich doświadczeń z uzależnieniami, ale myślę, że alkoholizm też bywa wyrazem sprzeciwu czy niezaspokojenia. Upraszczając, topimy w wódce czy whisky lęki, deficyty, ambicje. Zagłuszamy używkami siebie, tępimy zmysły, aby mniej czuć lub nie czuć wcale.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.