Mimo że wybory na szefa Platformy Obywatelskiej odbyły się już kilkanaście dni temu, to konflikt między obecnym a byłym przewodniczącym nie wygasł. Według naszych rozmówców Borys Budka stopniowo będzie ograniczał wpływy Grzegorza Schetyny w partii tak, by pozbawić jego i jego stronników jakichkolwiek funkcji kierowniczych. – Budka zamierza mu nawet zabrać władzę na Dolnym Śląsku – mówi nasz informator. Obecnie szefem regionu dolnośląskiego jest Jarosław Duda, zaufany człowiek Schetyny. Według naszych informacji w wyborach na jego następcę, które odbędą się za niespełna rok, zamierza wystartować sam Schetyna. – Chce zachować sobie ostatni przyczółek – mówi nasz rozmówca.
Budka nie zamierza jednak się na to zgodzić. – Wesprze w wyborach na szefa regionu jednego z otwartych przeciwników Schetyny. Prawdopodobnie Bogdana Zdrojewskiego – mówi nasz informator.
– Rekomendacja lidera powinna przekonać działaczy PO – mówi „Wprost” Waldy Dzikowski, polityk Platformy Obywatelskiej. W otoczeniu Budki pojawił się też inny pomysł – żeby przekonać do powrotu Jacka Protasiewicza. Ten były polityk PO i szef regionu dolnośląskiego został wykluczony z ugrupowania w lipcu 2016 r. Obecnie jest wiceszefem kanapowej Unii Europejskich Demokratów, która tworzy wspólny klub z PSL. – On jednak nie pasuje do ludowców – mówi polityk Platformy. Problem w tym, że Protasiewicz na razie do Platformy nie chce wracać. – Słyszy sygnały, że na niego czekają, ale Budka z nim o tym nie rozmawiał, przez co Jacek poczuł się urażony – mówi jeden z polityków.
Budka rzeczywiście dał byłym politykom partii wyraźny sygnał, że są znowu w ugrupowaniu mile widziani. – Każdy, kto był w PO i się z nią pożegnał, będzie mógł wrócić – ogłosił tuż przed swoim wyborem. Jak mówią partyjni działacze, adresował te słowa głównie do dolnośląskich przeciwników odchodzącego szefa PO. Co ciekawe, w mateczniku Schetyny, jakim jest ten region, namaszczony przez niego kontrkandydat Budki, czyli Tomasz Siemoniak, przegrał. – Jarosław Duda, szef regionu, namawiał do głosowania na Siemoniaka, a ludzie i tak zagłosowali na Borysa. To pokazuje, jak słabą pozycję mają obecny przewodniczący regionu i Schetyna – mówi dolnośląski polityk Platformy. A były działacz tej partii z Dolnego Śląska dodaje: – PO w regionie jest przetrzebiona.
Schetyna walczy
Były przewodniczący Platformy Obywatelskiej nie zamierza się jednak poddawać. Nadal chce mieć wpływ na partię. Według informacji „Wprost” miał prosić Budkę, by ten zgodził się mu oddać stanowisko w zarządzie partii. – Chciał zostać wiceprzewodniczącym, przypomniał Budce, że kiedy on zostawał szefem, stanowiska jego zastępców dostali politycy z różnych frakcji. Na przykład sprzyjająca Tuskowi Ewa Kopacz – mówi nasz rozmówca. Takiego podziału władzy Borys Budka jednak nie chce. – Zamiast tego widzi Schetynę w radzie starców – ironizuje nasz rozmówca. Nawiązuje tym samym do niedawnej wypowiedzi Budki, który ogłosił, że swojego poprzednika widziałby w składzie zespołu doradców strategicznych partii, składającego się m.in. z byłych marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu. Wiadomo jednak, że taka rola Schetyny nie usatysfakcjonuje.
Zbiorowe przywództwo
Zdaniem naszych rozmówców główne decyzje w Platformie Obywatelskiej podejmowane są w gronie trzech polityków. Chodzi o Borysa Budkę, Marcina Kierwińskiego i Sławomira Nitrasa. Kierwiński typowany jest na sekretarza generalnego partii, wciąż nie wiadomo natomiast, jaką funkcję obejmie Nitras. – Chciałby zostać szefem klubu, ale napotyka na silny opór. Jeśli nie obejmie tej funkcji, będzie niepocieszony i zacznie krytykować Budkę. A jeśli zostanie szefem klubu, to na bank pojawią się konflikty. I tak źle, i tak niedobrze – martwi się polityk Platformy.
Budce zależy, żeby swoje przywództwo budować w oparciu o kilka osób. – Chce zbiorowego przywództwa, bo tak się umówił z koleżankami i kolegami, którzy też mieli swoje ambicje, a mimo to w wewnątrzpartyjnych wyborach poparli jego kandydaturę. Borys obiecał im, że najważniejsze decyzje będzie podejmował wraz z nimi. Poza tym chce się dzielić z nimi odpowiedzialnością za ewentualne niepowodzenia – twierdzi jeden z polityków. I uważa, że nawet w sytuacji przegranej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w wyborach prezydenckich pozycja obecnego przewodniczącego będzie niezagrożona.
Kidawa słucha się Tuska
Kampania prezydencka Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dopiero teraz ma ruszyć na poważnie. W ubiegły czwartek ogłoszono szefa sztabu, którym został Bartosz Arłukowicz. Z kolei dyrektorem zarządzającym kampanii został katowicki poseł Michał Gramatyka. Za kwestie programowe będzie odpowiadać Izabela Leszczyna. Z kolei Elżbieta Łukacijewska pokieruje kampanią bezpośrednią. Zadaniem Aleksandry Gajewskiej będzie przekonanie młodych wyborców. Monika Wielichowska została oddelegowana do kierowania kampanią w terenie, a Adam Szłapka odpowiada za kontakty z mediami.
Kto jeszcze będzie współtworzył kampanię? – Donald Tusk oddelegował do pomocy Kidawie Sławomira Nowaka i Igora Ostachowicza. Powiedział jej, że tylko oni potrafią wygrać jej kampanię, bo przecież niejedną już wygrali. A ona słucha Tuska we wszystkim – mówi polityk PO. Twierdzi, że do momentu uformowania się sztabu były napięcia między Bartoszem Arłukowiczem a Sławomirem Nowakiem. – Nowak poczuł się na tyle pewny, że dogadał ludzi, którzy mają robić projekty kampanijne, w tym spoty. A to bardzo ważna decyzja. Trudno będzie to wszystko poodkręcać, a Arłukowicz lubi stawiać na swoim – opowiada polityk Platformy.
Awantura o Arłukowicza
Jak ustalił „Wprost”, Bartosz Arłukowicz ostatecznie wymógł na Borysie Budce pełną kontrolę nad kampanią. Doszło do tego zresztą w dość burzliwych okolicznościach.
W czwartek, 6 lutego, „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że nie Bartosz Arłukowicz, lecz prawnik Michał Gramatyka będzie szefem sztabu. Po południu informacje te zdementowała sama PO. Jednak – według naszych informacji – Arłukowicz faktycznie poinformował, że rezygnuje z oferowanej mu funkcji. – Nie chciał być figurantem – mówi nam polityk PO. Była to celowa zagrywka obliczona na wzmocnienie swojej pozycji w sztabie.
Kiedy informacja o rezygnacji popularnego polityka dotarła do centrali PO, wybuchła panika. Działacze zdali sobie sprawę, że brak Arłukowicza w sztabie będzie wizerunkową katastrofą.
Do Arłukowicza przez kilka godzin próbowali się dodzwonić zarówno Małgorzata Kidawa-Błońska, jak i Borys Budka. Eurodeputowany nie odbierał telefonu. Informacja o jego rezygnacji stała się tematem dnia polskiego Twittera. – Chwilę przed południem z Arłukowiczem skontaktował się Budka. Spełnił postulaty Bartka – mówi nasz rozmówca. I zaznacza, że zaprezentowany w czwartek sztab w pewnym sensie będzie fasadowy. – Pod telewizję – wyjaśnia. W rzeczywistości za kampanię będą odpowiadać zupełnie inne osoby. Dobierze je osobiście Arłukowicz.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.