Opancerzony prezydencki renault espace. Samo w sobie brzmi to jak oksymoron, co dostrzeże każdy, kto choć trochę zna się na motoryzacji. Espace to fajny ekonomiczny samochód rodzinny, ale na prezydencką limuzynę słabo się nadaje i musi w tej roli wyglądać nieco groteskowo.
Szczególnie gdy się zepsuje. A opancerzony espace francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona ledwo się wtoczył na dziedziniec Pałacu Prezydenckiego w Warszawie i o własnych siłach już stamtąd nie wyjechał. Macronowi podstawiono Citroëna C6 francuskiego ambasadora w Warszawie. I bardzo dobrze, bo to jest ostatni prawdziwie prestiżowy wytwór francuskiej motoryzacji. Zupełnie niepotrzebnie osiem lat temu zaprzestano produkcji tej pięknej limuzyny. Nie o motoryzację tu jednak chodzi, tylko o symbolikę zmagań z niedomagającym transportem jednego z najważniejszych polityków europejskich.
Awaria opancerzonego espace’a pokazała zderzenie mocarstwowych ambicji Republiki z jej realnymi możliwościami zamkniętymi w karoserii sympatycznego rodzinnego miniwana, napędzanego silnikiem zbyt słabym do uniesienia pancerza chroniącego przywódcę.
Jeśli uznamy incydent z zepsutym samochodem Macrona za symboliczny, to jego wizyta w Polsce musi wypaść jako próba tchnięcia nowego życia w ten dychawiczny, choć niewątpliwie ekonomiczny silniczek. Polska w roli nitro wzbogacającego mieszankę paliwa albo chipa zwiększającego moment obrotowy w nowej Europie, uwolnionej po brexicie od Wielkiej Brytanii. Czyż nie brzmi to na tyle pięknie, żeby pompować tę opowieść?
Ręka do zgody
Pierwsza od siedmiu lat wizyta francuskiego przywódcy w Polsce ma być potwierdzeniem, że niechętne PiS liberalne kręgi zachodniej Europy zaczynają powoli kapitulować przed konsekwentną polityką, prowadzącą prosto do emancypacji Polski w UE. Mają o tym zaświadczać nie tylko apologeci rządu, ale nawet jego zdeklarowani wrogowie. Na przykład Agnieszka Holland, która zjadła z Emmanuelem Macronem kolację w towarzystwie takich tuzów antypisowskiej opozycji jak Adam Michnik, a także znanych we Francji artystów jak Krzysztof Warlikowski, Wojciech Pszoniak czy Andrzej Seweryn.
Z tego, co słynna reżyserka relacjonowała w Oko.press, każdy z obecnych na kolacji Polaków w mniej lub bardziej emocjonalny sposób zabiegał o poparcie dla walki z pisowskim reżimem w Polsce. Macron zareagował jednak w dość bezpardonowy sposób: „Szanuję romantyzm konstytucyjny, ale to nigdy nie będzie porywające dla szerszych kręgów społecznych” – cytowała prezydenta Francji Agnieszka Holland.
Pokrywa się to z generalnym podejściem francuskiego gościa do najbardziej palącego problemu polskiej polityki, czyli konfliktu rządu z sędziami. Macron dość konsekwentnie wstrzymywał się od ostrzejszych komentarzy w tej sprawie, ograniczając się do rytualnych napomknień o praworządności jako fundamencie europejskiego porządku. Było to tak zauważalne u polityka, który dotąd ostro chłostał PiS, że gdy dzień po spotkaniu z Francuzem Andrzej Duda podpisał „ustawę kagańcową”, wyglądało to, jakby obaj panowie wręcz ustalili taki porządek wydarzeń.
Można oczywiście uznać decyzję polskiego prezydenta o podpisaniu krytykowanej przez UE ustawy za celowy afront pod adresem Macrona. Oto prezydent Francji przyjeżdża z gałązką oliwną do Warszawy, decydując się po wielu latach chłodnych stosunków ogrzać Polskę majestatem Republiki Francuskiej, który reprezentuje. Pochyla się nad naszą wrażliwością historyczną, wspierając Polskę w historycznych kłótniach z Rosjanami. Chwali nasze zaangażowanie we wzmacnianie wschodniej flanki NATO i zdawkowymi uwagami obchodzi takie drażliwe kwestie jak praworządność.
Co dostaje w zamian? „Ustawę kagańcową”, podpisaną przez Dudę. Ręka wyciągnięta do zgody, wciągająca Polskę i jej rząd dzikich nacjonalistów na europejskie salony, została w brutalny sposób odtrącona. Za co, oczywiście, spotka niegodziwców zasłużona kara.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.