Czas jest nieubłagany. We wrześniu minionego roku zmarł twórca postaci Żbika i autor większości scenariuszy serii, podpułkownik Władysław Krupka. W styczniu pożegnaliśmy Bogusława Polcha, jednego z podstawowych rysowników postaci kapitana Żbika. Z twórców zaangażowanych w powstawanie serii o Żbiku żyje jeszcze tylko mieszkający na stałe w Szwajcarii Grzegorz Rosiński. Ale historia przykładnego funkcjonariusza milicji wciąż powraca. W księgarniach wciąż pojawiają się nowe wydania kultowych opowieści graficznych, a na serwisach aukcyjnych można licytować oryginalne zeszyty. Teraz o bohatera PRL-owskiej wyobraźni upomniał się Teatr Syrena. Pod koniec lutego odbędzie się tam premiera musicalu „Kapitan Żbik i żółty saturator”.
– Żbik, oczywiście przy zachowaniu proporcji, był rodzimym odpowiednikiem agenta 007: dobrze ubranym, skutecznym, a jednocześnie skrojonym na miarę PRL-owską, wiarygodnym ideologicznie – opowiada reżyser spektaklu Wojciech Kościelniak. Szpiegowsko- -kryminalna intryga będzie wyraźnie nawiązywać do estetyki lat 70. – stąd tytułowy saturator; na scenie znajdzie się też magnetofon Grundig, guma arabska, samochód Warszawa czy młodzież zbierająca makulaturę. Żbik w różnych czasach niósł odmienne wartości. Był odpowiedzią na „imperialistyczną rozrywkę”, ale i wzorem obywatela. Tylko czy mamy na niego pomysł w XXI w.?
Milicja ryzykuje
Kiedy w 1967 r. w biurach decydentów zapadała decyzja o stworzeniu serii komiksowej przybliżającej młodym czytelnikom pracę milicji, tkwiliśmy w pełni gomułkowskiej siermięgi. Komiks jako zjawisko popkulturowe, typowe dla zgniłego (no przecież!) Zachodu, w Polsce praktycznie nie istniał. Gdzieś przemykały krótkie paski humorystyczne w czasopismach; krótkie opowie rysunkowe pojawiały się w (z założenia „niepoważnych”) pismach dla dzieci, jak „Świat Młodych”. Dopiero w 1966 r. do księgarń trafiła pierwsza pełna księga znanych właśnie ze „Świata Młodych” przygód „Tytusa, Romka i A’Tomka”, niejako zwiastując nadejście zmian.
W tym samym czasie w krajowych zakładach drukarskich w najlepsze trwała produkcja komiksów na zamówienie wydawnictw zachodnich. W Polsce drukowano przygody Tarzana, King Konga, Koraka i całej masy innych bohaterów, we wszystkich zachodnich językach. Drukarze, zdając sobie sprawę z atrakcyjności tych kolorowych cudeniek, ukradkiem wynosili część nakładu dla swoich dzieci albo wprost w celach handlowych. Na bazarach komiksy sprzedawały się świetnie, nawet te po duńsku i szwedzku. Komiksu nie dało się przed młodymi ludźmi ukryć i udawać, że go nie ma. Znacznie sprytniej było wykorzystać go w słusznym celu. I tak narodził się kapitan Żbik.
Pierwszy kolorowy zeszyt – bo tak w PRL oficjalnie miały nazywać się komiksy – o przygodach kapitana Jana Żbika, zatytułowany „Ryzyko”, ukazał się w listopadzie 1968 r. Pomysłodawcą postaci był Władysław Krupka, szef wydziału prasowego Komendy Głównej MO, prywatnie także autor powieści kryminalnych. Wydawnictwo Sport i Turystyka, które decydując się na wydawanie komiksów (ono właśnie drukowało komiksy dla zachodnich klientów), wpłynęło tym samym na nieznane dotąd wody, stanęło przed niełatwym zadaniem. Problemem okazało się choćby znalezienie odpowiednich rysowników. Na początku sięgnięto po redakcyjnego plastyka Zbigniewa Sobalę, który nie miał odpowiedniego doświadczenia ani warsztatu, stąd typowe dla pierwszych odcinków schematyczne rysunki, pozbawione szczegółów, z płaskimi twarzami bez wyrazu. Nie miało to jednak znaczenia. Młodzi ludzie, spragnieni atrakcji w postaci komiksu, natychmiast wykupili cały nakład.
Stopniowo do ekipy dołączali kolejni scenarzyści oraz znacznie lepiej pasujący do komiksu rysownicy (w sumie było ich aż ośmiu) – przede wszystkim Grzegorz Rosiński, Bogusław Polch i Jerzy Wróblewski. Ten ostatni był autorem niemal połowy wszystkich odcinków, rysował w najbardziej „zachodnim” stylu. Polch zaś nadał „zachodni” sznyt samemu Żbikowi. Z kolei Grzegorz Rosiński chyba niespecjalnie lubił swoje pierwsze doświadczenia z serią. Nie miał jeszcze wtedy wyrobionej ręki, nie widać było charakterystycznej kreski późniejszego twórcy Thorgala. A właśnie najstarsze części rysowane przez Rosińskiego są dziś najbardziej poszukiwane i osiągają najwyższe ceny. Za najdroższy na rynku wtórnym komiks ze Żbikiem uchodzi dziś „Diadem Tamary” – za oryginalne wydanie z 1969 r. w bardzo dobrym stanie trzeba dziś zapłacić kilka tysięcy złotych, a największym problemem jest znalezienie ładnego egzemplarza.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.