Aktorom ze śmiercią jest do twarzy
Pod koniec „Tajemnicy Brokeback Mountain" ginie bohater grany przez Jake’a Gyllenhaala. Jego filmowy partner – Heath Ledger – wątek ich tragicznej miłości ciągnie do końca. W życiu stało się na odwrót. Ledger zmarł – najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Tragiczna śmierć niespełna 29-letniego aktora nie oznacza jego końca. Wręcz przeciwnie, stanie się początkiem jego kultu. James Dean zagrał „Buntownika bez powodu", a zaraz potem zginął w wypadku samochodowym – i dziś jest symbolem nonkomformizmu. Podobnie jak Zbyszek Cybulski, który zginął pod kołami pociągu. Nie byłoby mitu Marilyn Monroe, gdyby nie jej śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Cały czas także nie wiadomo, dlaczego zginął Bruce Lee, ale w ten sposób stał się tak sławny, że w cieple jego popularności zdołał się ogrzać nawet tak słaby aktor i karateka, jak jego syn Brandon. River Phoenix byłby dziś drugoplanowym hollywoodzkim aktorem. Ale w wieku 21 lat zagrał w skandalizującym „Moje własne Idaho”, a dwa lata później przedawkował narkotyki.
Aktorom ze śmiercią jest do twarzy – nie da się po prostu stworzyć bardziej dramatycznej roli. Ale mimo wszystko lepiej, gdy udają ją na ekranie. Nie powinno się pracy traktować zbyt serio – nawet jeśli ma to zapewnić nieśmiertelność.
Aktorom ze śmiercią jest do twarzy – nie da się po prostu stworzyć bardziej dramatycznej roli. Ale mimo wszystko lepiej, gdy udają ją na ekranie. Nie powinno się pracy traktować zbyt serio – nawet jeśli ma to zapewnić nieśmiertelność.
Więcej możesz przeczytać w 5/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.