Ktoś chce zrobić z Polski państwo permanentnego psychicznego stanu wyjątkowego
Bill Clinton przeszedł kilkugodzinną operację na otwartym sercu i zmieniła mu się psychika. To znaczy siadła mu. Jakie operacje przeszli nasi liczni inteligenci, że psychika im wysiadła, zanim wsiadła, czyli nie zdążyła się zagnieździć tam, gdzie być powinna? Od wielu dni jesteśmy bombardowani ostrzeżeniami przed wielką zbrodnią, jaka ma się w Polsce dokonać. Największą zbrodnią III RP, czyli wydaniem książki o stosunku SB do Lecha Wałęsy i odwrotnie. I niezależnie od tego, co w tej książce się znajduje, najważniejsza jest konstatacja autorytetów (jak zwykle, gdy tylko poszperać w biografiach najgłośniej protestujących, zaraz się okazuje, że któryś z nich jest po prostu ubeckim kapusiem), że są książki niesłuszne, które zasługują na ostateczne potępienie. Skoro wydawanie niesłusznych książek jest be, to może by zaproponować palenie tych, które mimo że są be, jednak się ukazały? To tak malowniczo wygląda, szczególnie o zmierzchu.
Ktoś robi z nas idiotów. Przecież są ludzie głupi, niemoralni czy sprzedajni i nikt nie proponuje, by się ich pozbywać. Jednak nie, czasem się proponuje, choć nawet nie wiadomo, kto mógłby z nich wyrosnąć (to tak jak z tą nieprzeczytaną książką o Wałęsie). Tak jest w wypadku nieszczęsnej czternastolaki i jej 11-tygodniowego płodu, którymi zaczęto grać niczym piłką na Euro. Ta biedna dziewczyna stała się nawozem postępu, który obóz społecznej awangardy wykorzystuje w walce z ciemnogrodem i odwrotnie. Przy okazji takich debat przypomina mi się Jan Nowak Jeziorański. Jego chorej na gruźlicę matce proponowano aborcję, bo obawiano się, że nie przeżyją ani matka, ani dziecko. Nie zgodziła się. I jedno, i drugie przeżyło potem ponad 90 lat. I to jak!
Miesiącami nam wmawiano, jaki to będzie wszecheuropejski skandal, bo prezydent ma inne niż premier zdanie na temat warunków ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Chłodna analiza samego traktatu czy „Karty praw podstawowych" była odbierana jako zbrodnia przeciwko Europie. A wszystko to zanim ktokolwiek sprawdził, jak unia po traktacie będzie działać. Zamknąć dziób i afirmować, bo nas wezmą za barbarzyńców. I co? Irlandczycy muszą być naprawdę wolnymi ludźmi, skoro nie dali się zakrzyczeć i zaszantażować, skoro jako jedyni w unii pozwolili się wypowiedzieć narodowi. Naszym rodzimym ekonomom myśli pewnie nie mieści się to w głowach. U nas na wszystko trzeba mieć przecież certyfikat prawomyślności. Zabawne jest w tym kontekście, jak nasi policjanci myśli zarzucają historykom IPN, że są policjantami historii. I jak tu nie wierzyć, że przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Co się dzieje z najgłośniejszymi uczestnikami publicznej debaty w naszym kraju? Słychać jeden wielki krzyk i skowyt. A przecież miliony Polaków żyją sobie normalnie, radośnie (nawet zawiedzeni polscy kibice w Austrii), nie chcą być wciągani w ideologiczne wojny, nieustannie wywoływani do tablicy, by się ustosunkować do moralizatorskich rzygów tzw. autorytetów. Ci z kolei chcą zrobić z Polski państwo permanentnego psychicznego stanu wyjątkowego, jeden wielki dom wariatów, w którym dla siebie przewidzieli role psychiatrów i pielęgniarzy. Wszystko wiedzą, zanim się czegokolwiek dowiedzą. Nieustannie wszystkich osądzają, by nie mieć czasu na wgląd we własne sumienia. Tym można tłumaczyć tę wielką moralizatorską gonitwę. Nie słuchają innych, bo lubią słuchać wyłącznie własnych monologów – coraz bardziej odjechanych.
Na tym tle świat naszej polityki wcale nie wygląda tak źle.
I nawet lenistwo rządu działa jakoś tonująco. Chyba trzeba się zbuntować przeciwko naszym samozwańczym narodowym psychiatrom i pielęgniarzom – taką zbiorową siostrą Ratchet z „Lotu nad kukułczym gniazdem". Potrzeba nam tylko rodzimego McMurphy’ego (grał go Jack Nicholson), żeby dał znak.
Ktoś robi z nas idiotów. Przecież są ludzie głupi, niemoralni czy sprzedajni i nikt nie proponuje, by się ich pozbywać. Jednak nie, czasem się proponuje, choć nawet nie wiadomo, kto mógłby z nich wyrosnąć (to tak jak z tą nieprzeczytaną książką o Wałęsie). Tak jest w wypadku nieszczęsnej czternastolaki i jej 11-tygodniowego płodu, którymi zaczęto grać niczym piłką na Euro. Ta biedna dziewczyna stała się nawozem postępu, który obóz społecznej awangardy wykorzystuje w walce z ciemnogrodem i odwrotnie. Przy okazji takich debat przypomina mi się Jan Nowak Jeziorański. Jego chorej na gruźlicę matce proponowano aborcję, bo obawiano się, że nie przeżyją ani matka, ani dziecko. Nie zgodziła się. I jedno, i drugie przeżyło potem ponad 90 lat. I to jak!
Miesiącami nam wmawiano, jaki to będzie wszecheuropejski skandal, bo prezydent ma inne niż premier zdanie na temat warunków ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Chłodna analiza samego traktatu czy „Karty praw podstawowych" była odbierana jako zbrodnia przeciwko Europie. A wszystko to zanim ktokolwiek sprawdził, jak unia po traktacie będzie działać. Zamknąć dziób i afirmować, bo nas wezmą za barbarzyńców. I co? Irlandczycy muszą być naprawdę wolnymi ludźmi, skoro nie dali się zakrzyczeć i zaszantażować, skoro jako jedyni w unii pozwolili się wypowiedzieć narodowi. Naszym rodzimym ekonomom myśli pewnie nie mieści się to w głowach. U nas na wszystko trzeba mieć przecież certyfikat prawomyślności. Zabawne jest w tym kontekście, jak nasi policjanci myśli zarzucają historykom IPN, że są policjantami historii. I jak tu nie wierzyć, że przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Co się dzieje z najgłośniejszymi uczestnikami publicznej debaty w naszym kraju? Słychać jeden wielki krzyk i skowyt. A przecież miliony Polaków żyją sobie normalnie, radośnie (nawet zawiedzeni polscy kibice w Austrii), nie chcą być wciągani w ideologiczne wojny, nieustannie wywoływani do tablicy, by się ustosunkować do moralizatorskich rzygów tzw. autorytetów. Ci z kolei chcą zrobić z Polski państwo permanentnego psychicznego stanu wyjątkowego, jeden wielki dom wariatów, w którym dla siebie przewidzieli role psychiatrów i pielęgniarzy. Wszystko wiedzą, zanim się czegokolwiek dowiedzą. Nieustannie wszystkich osądzają, by nie mieć czasu na wgląd we własne sumienia. Tym można tłumaczyć tę wielką moralizatorską gonitwę. Nie słuchają innych, bo lubią słuchać wyłącznie własnych monologów – coraz bardziej odjechanych.
Na tym tle świat naszej polityki wcale nie wygląda tak źle.
I nawet lenistwo rządu działa jakoś tonująco. Chyba trzeba się zbuntować przeciwko naszym samozwańczym narodowym psychiatrom i pielęgniarzom – taką zbiorową siostrą Ratchet z „Lotu nad kukułczym gniazdem". Potrzeba nam tylko rodzimego McMurphy’ego (grał go Jack Nicholson), żeby dał znak.
Więcej możesz przeczytać w 25/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.