Liczba zachorowań na raka jelita grubego spadła w USA, po tym jak Katie Couric, prezenterka stacji telewizyjnej CBS, na oczach milionów telewidzów poddała się kolonoskopii. W Polsce tego rodzaju badanie wciąż jest uznawane za wstydliwe i kłopotliwe. A liczba zachorowań na raka jelita grubego rośnie. Co roku ten typ raka jest wykrywany u 13 tys. osób, a 8 tys. pacjentów umiera.
– Popełniłam wszystkie możliwe błędy. Najpierw leczyłam się na własną rękę czopkami, maściami. Potem walczyłam z biegunkami – mówi Dorota Kaniewska, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Stomijnego POL-ILKO (stomia jelitowa to sztuczne wyprowadzenie jelita poza jamę brzuszną). Przez 11 miesięcy starała się normalnie funkcjonować. Kiedy w końcu znajomy lekarz skierował ją na badanie jelita, okazało się, że Dorota Kaniewska ma raka jelita grubego.
– Zaproponowano mi operację i stomię, ale uciekłam i szukałam pomocy u innych lekarzy. Znowu popełniłam błąd, bo oświadczyłam, że ze stomią nie chcę żyć. Chirurdzy się zgodzili, ale przed operacją zostałam poddana radioterapii. Spalono mi jajniki. 22 grudnia 1999 r. usunięto mi nowotwór. Do zespolenia jelita zastosowano staplery (rodzaj zszywek do ran) zamiast szycia ręcznego. W 90 proc. przypadków takie połączenia wcześniej lub później się rozchodzą. Tak było u mnie. Przez rok i dwa miesiące nie wychodziłam z domu. Cały czas miałam gorączkę. Nie mogłam stać, siedzieć, chodzić. Krótkie pobyty w szpitalach czasami pomagały, częściej nie. Potem doszło do skrętu kiszek – wspomina Kaniewska.
Jelito pękło po roku i trzech miesiącach. Kał wydostawał się pochwą. Przez trzy tygodnie pobytu na ogólnej sali zawinięta w pampersy nic nie jadła. Schudła z 75 do 54 kg. Mimo anemii 19 marca 2001 r. przeszła kolejną operację, tym razem musiała się zgodzić na stomię. Po zabiegu doszło do zastoju moczu w obu nerkach. Tydzień po operacji z temperaturą 41 st. C znów trafi ła pod nóż, aby założono jej nefrostomię (rurka wprowadzona przez skórę do nerki, umożliwiająca odpływ moczu na zewnątrz). Środek przeciwbólowy dostała 30 minut po rozpoczęciu zabiegu, który trwał jeszcze tylko kwadrans. Załamała się. Ponad rok od operacji nie wychodziła z domu, tylko siedziała i płakała.
– Mam teraz jeszcze większy problem – od kilku lat trawi mnie niewyobrażalny ból promieniujący od miednicy – mówi Kaniewska. Nikt nie stara się temu zaradzić, choć wiadomo, że powodem jest kikut odbytnicy przyrośnięty do splotu nerwowego. – To jest jak sarkofag, lepiej go nie otwierać – usłyszała Kaniewska od lekarzy. Od sześciu lat chodzi do poradni leczenia bólu. Anestezjolog dawkuje morfinę.
Prawdopodobnie sami operujący są przekonani, że pacjenci z takim schorzeniem nie rokują, dlatego wyłaniając stomię, nie biorą pod uwagę możliwości, że pacjent przytyje, więc powinni wyciągać zakończenie jelita nieco więcej niż centymetr ponad fałdę skóry. Dorota Kaniewska miała już dwa zabiegi plastyczne, ale problemu nie rozwiązano. Dopasowanie sprzętu jest bardzo kłopotliwe. Ustalenie właściwego miejsca, w którym stomia powinna być wyłoniona, też jest problemem. Przed zabiegiem nie ustala się z pacjentem miejsca wyłonienia stomii, nie bierze się pod uwagę rozkładu fałd skóry. A dzięki takiej analizie chory uniknąłby problemów z doborem sprzętu.
W Polsce jest prawie 40 tys. osób po operacji usunięcia raka jelita grubego, ale nikt nie przekazuje im wskazówek, jak żyć aktywnie. – Znam profesorów, artystów, którzy żyją ze stomią, ale się do tego nie przyznają. Wciąż panuje zażenowanie – mówi Andrzej Piwowarski, prezes Polskiego Towarzystwa Stomijnego POL-ILKO. Trudno się dziwić, że chorzy zamykają się w domu, a rodziny się rozpadają. – Znam rodzinę, w której o stomii kobiety wie tylko jej mąż, bo dorosła córka nie przychodziłaby na obiady. Biegam zatem od chorego do chorego, doradzam, pocieszam, pokazuję, że można normalnie żyć – mówi Dorota Kaniewska.
Przed rakiem jelita grubego można się uchronić. Trzeba się tylko badać. – Jeśli w rodzinie nie było zachorowań na raka jelita grubego, pierwszą kolonoskopię powinno się wykonać po przekroczeniu pięćdziesiątki – mówi prof. Jarosław Reguła kierujący Kliniką Gastroenterologii CMKP w Centrum Onkologii – Instytucie im. M. Skłodowskiej- Curie w Warszawie. Nadzoruje on program badań przesiewowych w celu wczesnego wykrywania raka jelita grubego. Jeśli jest w porządku, kolejnej należy się poddać za dziesięć lat. W wypadku wystąpienia raka jelita grubego wśród krewnych pierwszego stopnia (rodzice, rodzeństwo), kolonoskopię trzeba wykonać wcześniej – po ukończeniu 40. roku życia.Od 2000 r. to badanie za darmo mogą wykonać osoby w wieku 50-65 lat.
Kolonoskopię, najskuteczniejszą metodę diagnostyczną, uważa się za wstydliwą, kłopotliwą i bolesną. Tymczasem dolegliwości pojawiają się zwykle wtedy, gdy diagnostykę przeprowadza niedoświadczony lekarz lub gdy pacjent ma rozległe zrosty po operacji brzusznej. Przesadna jest też obawa przed źle wykonanym badaniem, podczas którego może być naruszona śluzówka jelita. Między innymi po to, by uniknąć tego powikłania, a nie tylko z oszczędności, kolonoskopię zwykle wykonuje się bez znieczuleń. Organizm pacjenta na zagrożenie reaguje bowiem bólem.
W czasie kolonoskopii można usunąć polipy, jeśli nie mają więcej niż 3 cm średnicy. W ten sposób pacjent pozbywa się ogniska choroby – stanu przedrakowego, który po kilku latach mógłby się zamienić w groźnego guza. Usuwanie polipów jest bezbolesne. Kto się nie bada, powinien zwrócić uwagę na nagłą zmianę rytmu wypróżnień, a także anemię lub stwierdzenie krwi w stolcu.
Świadectwo czytelniczki
Boję się każdej chemii
Moja siostra zachorowała w czerwcu. Czuła zmiany w piersi i ból. Ginekolog stwierdził jednak, że nic złego się nie dzieje, a dolegliwości ustąpią po miesiączce. We wrześniu pojechałyśmy do sanatorium w Druskiennikach. Siostra zawsze miała problemy z układem kostnym, więc lekarka zapisała jej mnóstwo zabiegów – borowina, kąpiele itp. W październiku siostra wykryła duży guz w górnej części piersi. Zabrałam ją na biopsję i okazało się, że to nowotwór złośliwy. Po trzech dniach była już po operacji. Podczas wstępnych badań starsza lekarka zaproponowała inną metodę walki, ale lekarz prowadzący kategorycznie odrzucił taką możliwość. Po usunięciu piersi i węzłów chłonnych oraz częściowo skóry siostra została poddana silnej chemioterapii i radioterapii. Towarzyszyłam jej i wiem, jak cierpiała. Po tych zabiegach chodziła regularnie na kontrole. Lekarz nigdy nie wspomniał, jak ma żyć. Jaką dietę stosować? Na co zwracać uwagę? Co kontrolować? Zawsze słyszałyśmy, że jest OK, a on jest zmęczony. Po trzech latach siostra zaczęła odczuwać bóle kości miednicy. Lekarz zalecił, by się zgłosiła do ortopedy. Prześwietlenie niczego nie wykazało. Nie wiedziałam, że można i należy zrobić scyntygrafię. Po roku lekarka w przychodni poradziła badanie komputerowe. Stwierdzono przerzuty. Dopiero wtedy zlecono scyntygrafię. Jeszcze próbowano leczenia, wzmocnienia kości lekami. Jeszcze podjęłyśmy walkę, ale 19 stycznia siostra zmarła. Moja wiedza już jej nie pomogła, ale chętnie dzielę się nią z innymi. Myślę, że siostrze zaszkodziły przede wszystkim dezodoranty i balsamy. Ona je stosowała od szkoły średniej. Ja nie. Boję się każdego rodzaju chemii. A najbardziej farmacji.
Lucyna Fota
Na zdjęciu: Dorota Kaniewska, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Stomijnego
Fot. A. Jagielak
– Zaproponowano mi operację i stomię, ale uciekłam i szukałam pomocy u innych lekarzy. Znowu popełniłam błąd, bo oświadczyłam, że ze stomią nie chcę żyć. Chirurdzy się zgodzili, ale przed operacją zostałam poddana radioterapii. Spalono mi jajniki. 22 grudnia 1999 r. usunięto mi nowotwór. Do zespolenia jelita zastosowano staplery (rodzaj zszywek do ran) zamiast szycia ręcznego. W 90 proc. przypadków takie połączenia wcześniej lub później się rozchodzą. Tak było u mnie. Przez rok i dwa miesiące nie wychodziłam z domu. Cały czas miałam gorączkę. Nie mogłam stać, siedzieć, chodzić. Krótkie pobyty w szpitalach czasami pomagały, częściej nie. Potem doszło do skrętu kiszek – wspomina Kaniewska.
Jelito pękło po roku i trzech miesiącach. Kał wydostawał się pochwą. Przez trzy tygodnie pobytu na ogólnej sali zawinięta w pampersy nic nie jadła. Schudła z 75 do 54 kg. Mimo anemii 19 marca 2001 r. przeszła kolejną operację, tym razem musiała się zgodzić na stomię. Po zabiegu doszło do zastoju moczu w obu nerkach. Tydzień po operacji z temperaturą 41 st. C znów trafi ła pod nóż, aby założono jej nefrostomię (rurka wprowadzona przez skórę do nerki, umożliwiająca odpływ moczu na zewnątrz). Środek przeciwbólowy dostała 30 minut po rozpoczęciu zabiegu, który trwał jeszcze tylko kwadrans. Załamała się. Ponad rok od operacji nie wychodziła z domu, tylko siedziała i płakała.
– Mam teraz jeszcze większy problem – od kilku lat trawi mnie niewyobrażalny ból promieniujący od miednicy – mówi Kaniewska. Nikt nie stara się temu zaradzić, choć wiadomo, że powodem jest kikut odbytnicy przyrośnięty do splotu nerwowego. – To jest jak sarkofag, lepiej go nie otwierać – usłyszała Kaniewska od lekarzy. Od sześciu lat chodzi do poradni leczenia bólu. Anestezjolog dawkuje morfinę.
Prawdopodobnie sami operujący są przekonani, że pacjenci z takim schorzeniem nie rokują, dlatego wyłaniając stomię, nie biorą pod uwagę możliwości, że pacjent przytyje, więc powinni wyciągać zakończenie jelita nieco więcej niż centymetr ponad fałdę skóry. Dorota Kaniewska miała już dwa zabiegi plastyczne, ale problemu nie rozwiązano. Dopasowanie sprzętu jest bardzo kłopotliwe. Ustalenie właściwego miejsca, w którym stomia powinna być wyłoniona, też jest problemem. Przed zabiegiem nie ustala się z pacjentem miejsca wyłonienia stomii, nie bierze się pod uwagę rozkładu fałd skóry. A dzięki takiej analizie chory uniknąłby problemów z doborem sprzętu.
W Polsce jest prawie 40 tys. osób po operacji usunięcia raka jelita grubego, ale nikt nie przekazuje im wskazówek, jak żyć aktywnie. – Znam profesorów, artystów, którzy żyją ze stomią, ale się do tego nie przyznają. Wciąż panuje zażenowanie – mówi Andrzej Piwowarski, prezes Polskiego Towarzystwa Stomijnego POL-ILKO. Trudno się dziwić, że chorzy zamykają się w domu, a rodziny się rozpadają. – Znam rodzinę, w której o stomii kobiety wie tylko jej mąż, bo dorosła córka nie przychodziłaby na obiady. Biegam zatem od chorego do chorego, doradzam, pocieszam, pokazuję, że można normalnie żyć – mówi Dorota Kaniewska.
Przed rakiem jelita grubego można się uchronić. Trzeba się tylko badać. – Jeśli w rodzinie nie było zachorowań na raka jelita grubego, pierwszą kolonoskopię powinno się wykonać po przekroczeniu pięćdziesiątki – mówi prof. Jarosław Reguła kierujący Kliniką Gastroenterologii CMKP w Centrum Onkologii – Instytucie im. M. Skłodowskiej- Curie w Warszawie. Nadzoruje on program badań przesiewowych w celu wczesnego wykrywania raka jelita grubego. Jeśli jest w porządku, kolejnej należy się poddać za dziesięć lat. W wypadku wystąpienia raka jelita grubego wśród krewnych pierwszego stopnia (rodzice, rodzeństwo), kolonoskopię trzeba wykonać wcześniej – po ukończeniu 40. roku życia.Od 2000 r. to badanie za darmo mogą wykonać osoby w wieku 50-65 lat.
Kolonoskopię, najskuteczniejszą metodę diagnostyczną, uważa się za wstydliwą, kłopotliwą i bolesną. Tymczasem dolegliwości pojawiają się zwykle wtedy, gdy diagnostykę przeprowadza niedoświadczony lekarz lub gdy pacjent ma rozległe zrosty po operacji brzusznej. Przesadna jest też obawa przed źle wykonanym badaniem, podczas którego może być naruszona śluzówka jelita. Między innymi po to, by uniknąć tego powikłania, a nie tylko z oszczędności, kolonoskopię zwykle wykonuje się bez znieczuleń. Organizm pacjenta na zagrożenie reaguje bowiem bólem.
W czasie kolonoskopii można usunąć polipy, jeśli nie mają więcej niż 3 cm średnicy. W ten sposób pacjent pozbywa się ogniska choroby – stanu przedrakowego, który po kilku latach mógłby się zamienić w groźnego guza. Usuwanie polipów jest bezbolesne. Kto się nie bada, powinien zwrócić uwagę na nagłą zmianę rytmu wypróżnień, a także anemię lub stwierdzenie krwi w stolcu.
Świadectwo czytelniczki
Boję się każdej chemii
Moja siostra zachorowała w czerwcu. Czuła zmiany w piersi i ból. Ginekolog stwierdził jednak, że nic złego się nie dzieje, a dolegliwości ustąpią po miesiączce. We wrześniu pojechałyśmy do sanatorium w Druskiennikach. Siostra zawsze miała problemy z układem kostnym, więc lekarka zapisała jej mnóstwo zabiegów – borowina, kąpiele itp. W październiku siostra wykryła duży guz w górnej części piersi. Zabrałam ją na biopsję i okazało się, że to nowotwór złośliwy. Po trzech dniach była już po operacji. Podczas wstępnych badań starsza lekarka zaproponowała inną metodę walki, ale lekarz prowadzący kategorycznie odrzucił taką możliwość. Po usunięciu piersi i węzłów chłonnych oraz częściowo skóry siostra została poddana silnej chemioterapii i radioterapii. Towarzyszyłam jej i wiem, jak cierpiała. Po tych zabiegach chodziła regularnie na kontrole. Lekarz nigdy nie wspomniał, jak ma żyć. Jaką dietę stosować? Na co zwracać uwagę? Co kontrolować? Zawsze słyszałyśmy, że jest OK, a on jest zmęczony. Po trzech latach siostra zaczęła odczuwać bóle kości miednicy. Lekarz zalecił, by się zgłosiła do ortopedy. Prześwietlenie niczego nie wykazało. Nie wiedziałam, że można i należy zrobić scyntygrafię. Po roku lekarka w przychodni poradziła badanie komputerowe. Stwierdzono przerzuty. Dopiero wtedy zlecono scyntygrafię. Jeszcze próbowano leczenia, wzmocnienia kości lekami. Jeszcze podjęłyśmy walkę, ale 19 stycznia siostra zmarła. Moja wiedza już jej nie pomogła, ale chętnie dzielę się nią z innymi. Myślę, że siostrze zaszkodziły przede wszystkim dezodoranty i balsamy. Ona je stosowała od szkoły średniej. Ja nie. Boję się każdego rodzaju chemii. A najbardziej farmacji.
Lucyna Fota
Na zdjęciu: Dorota Kaniewska, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Stomijnego
Fot. A. Jagielak
Więcej możesz przeczytać w 17/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.