Zacząłem się uczyć polskiegow 1985 r. Przedzierałem się ze słownikiemprzez drętwoty „Trybuny Ludu” i eleganckie sformułowania „Tygodnika Powszechnego”. Dziś potrafię przeprowadzić rozmowę po polsku dla radia (najlepiej nagrywaną wcześniej), ale byłbym stremowany, gdybym miał wziąć udział w dyskusji na żywo. Chylę więc czoło przed wszystkimi uczestnikami debaty zorganizowanej przez „Wprost” w ubiegłym tygodniu.
Pamiętam, jak w latach 80. z garstką dziwaków uczęszczałem wieczorami na zajęcia w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie (w tamtych czasach nauka polskiego wydawała się zajęciem równie ekscentrycznym jak próba opanowania tybetańskiego). Musiałem. Bo żeby rozmawiać z Polakami, trzeba było znać polski. Wówczas przedsięwzięciem prawie niewyobrażalnym byłby zamiar zorganizowania debaty polskich polityków w języku angielskim. Znalazłoby się zaledwie kilku kandydatów – po stronie opozycji byliby to Onyszkiewicz i Geremek, drugą stronę być może mogliby reprezentować Zdzisław Sadowski i Mieczysław Rakowski.
Więcej możesz przeczytać w 23/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.