„Wprost” pyta mnie, czego obawiałbym się najbardziej, gdyby Jarosław Kaczyński został prezydentem. Streszczenie moich obaw zawiera się w tytule tego tekstu. Prezydent antypaństwowy? Brzmi to paradoksalnie, by nie rzec – absurdalnie. Toż prezydent to głowa państwa właśnie, jego emanacja i uosobienie.
Tyle że ta akurat głowa pozostawałaby w separacji z resztą organizmu, wiodąc żywot odrębny. Ten prezydent nie tylko Polski by nie spajał i nie scalał, ale – wprost przeciwnie – wtrącałby ją w stan ustawicznego rozedrgania prowadzący do zastoju, dysfunkcjonalności, a kto wie, czy nawet nie do paraliżu państwowej machiny.
W roku 1995, gdy byłem redaktorem „Życia Warszawy", w przeddzień wyborów prezydenckich opublikowałem artykuł zatytułowany „Dzień po”. Było to oczywiste nawiązanie do słynnego filmu „The Day After” ukazującego bezmiar grozy, która ogarnęłaby świat spustoszony atomową apokalipsą. Mój tekst nie uderzał wprawdzie w tony tak apokaliptyczne, niemniej wyrażał niepokój i kreślił prawdopodobne zagrożenia prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego.
Więcej możesz przeczytać w 25/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.