Konrad Adenauer i Wojciech Jaruzelski zostali wybrani jednym głosem, rząd Hanny Suchockiej jednym głosem upadł, a prezydent George W. Bush arytmetycznie de facto przegrał wybory.
Sądzimy, że w demokracji arytmetyka jest nieubłagana i rzeczywiście obecnie jest. Wspomniane fakty oraz liczne kombinacje koalicyjne w wielu krajach (w Polsce także) jednak pokazują, że arytmetyczny charakter demokracji jest absurdalny z punktu widzenia filozoficznej idei demokracji. O co chodziło bowiem tym, którzy tworzyli demokrację? O to, byśmy sami rządzili swoimi sprawami. Sami, czyli wspólnie i zgodnie podejmowali możliwie najlepsze dla ogółu decyzje. W XIX wieku jeszcze udawało się utrzymać tę zasadę. Parlament – jaki pisał Franćois Guizot – prowadził debatę nie w celu przede wszystkim uchwalenia konkretnego projektu, ale w celu jawnego poszukiwania możliwie najlepszego rozwiązania i doprowadzenia do możliwie szerokiej zgody. Wprawdzie już wtedy obawiano się arytmetycznej tyranii większości w demokracji, ale nikt nie myślał jeszcze o tym, jak decydującą rolę będzie odgrywała arytmetyka.
Więcej możesz przeczytać w 25/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.