Do warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii trafił ostatnio 14-letni chłopiec. Przyprowadzili go rodzice, którzy zauważyli, że ich syn od 24 godzin zachowuje się dziwnie: był agresywny, miał omamy, słyszał dziwne głosy, drżał, miał kołatanie serca i potworny ból głowy. Rodzice uznali, że nie można tego zrzucić na karb emocjonalnego rozchwiania typowego dla nastolatków. Mieli rację. Chłopak przyznał się do zażycia dopalaczy. Został skierowany do szpitala, bo nie potrafił powiedzieć, co dokładnie wziął. Dlaczego sięgnął po dopalacz? – Tłumaczył, że wszyscy na imprezie wzięli, więc nie chciał odstawać – mówi Anna Kuciak z PTZN, która była wtedy na dyżurze.
Rodzicom 14-latka specjalistka poradziła, by natychmiast skontaktowali się z opiekunami jego kolegów. – Mieli im powiedzieć: dzień dobry, jestem mamą Jasia Kowalskiego. Był na tej samej imprezie co państwa syn. Wiem, że zażył dopalacz. Proszę sprawdzić, czy z państwa dzieckiem wszystko w porządku. Rodzice nie lubią przyznawać się przed innymi do pedagogicznej porażki, ale warto ten wstyd przełamać. Może kiedyś inny rodzic postąpi tak samo i uratuje nasze dziecko – opowiada Kuciak.
Bo dopalacze to już prawdziwy problem: jak wynika z danych policji, tylko w ostatnim tygodniu, kiedy trwała nagonka na dopalaczowy biznes, tymi specyfikami zatruły się 44 osoby. W ostatnich dwóch latach, czyli od czasu, gdy w Polsce błyskawicznie rozwinęła się sieć smartshopów, młodzież ochoczo zamieniła zabronione narkotyki na zupełnie legalne dopalacze. Jak ochoczo, pokazują badania prof. Mariusza Jędrzejki, socjologa z warszawskiej SGGW: w ciągu ostatniego roku odsetek gimnazjalistów, którzy mają za sobą pierwszą przygodę z dopalaczem, wzrósł z 1,7 do ponad 6 procent. Starszych uczniów nie badał, ale tam wyniki byłyby z pewnością jeszcze bardziej alarmujące.
– Dopalacze bierze się dla fanu, żeby się wyluzować, często zamiast marihuany. Raz kolega mi zaproponował. Poszliśmy do sklepu, spokojnie, bez problemu kupiliśmy, kolega skręcił jointa. Zaszyliśmy się w lesie pod Warszawą, niedaleko jego domu. Przez trzy godziny nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Gdy wydawało mi się, że już otrzeźwiałem, nie czułem się zbyt dobrze. Zadzwoniłem do mamy, prosząc, żeby po mnie przyjechała. Od razu się zorientowała, że coś wziąłem. Cały dzień gadania było. Ja wiem, że już tego więcej nie zrobię. To była głupota – mówi 17-letni Tomek, uczeń warszawskiego technikum.
Anna Kuciak z PTZN: – Wiem, że to banalna rada, ale ją powtórzę: z dzieckiem trzeba spędzać jak najwięcej czasu, bo wtedy łatwiej zauważyć wszelkie odstępstwa od normalnego zachowania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.