Są w Polsce szpitale, gdzie matka może pochować dziecko, nawet jeśli mierzyło tylko kilkanaście centymetrów. Ale takie miejsca to wciąż wyjątki. W większości placówek przedwcześnie zmarłe dzieci są nazywane płodami, wrzucane do słoików, zawijane w gazety, a potem „utylizowane”.
Agata ma 40 lat. Gdy wczesną wiosną okazało się, że jest w ciąży, cieszyła się, choć wcześniej nie planowała tego dziecka. W lipcu, w 18. tygodniu ciąży, odeszły jej wody płodowe. Urodziła martwego chłopczyka, Adaś ważył zaledwie 300 gramów. Po południu odwiedził ją w szpitalu 14-letni syn. – Mamo, chcę zobaczyć braciszka – powiedział. Razem zeszli do szpitalnej piwnicy. Tam w niewielkim, schludnym pokoju z ikoną i obrazkiem płaczącej dziewczynki na ścianie stała lodówkaz martwymi dziećmi. – Wzięłam Adasia na ręce i przytuliłam. Był zawinięty w białą chustę. Mój syn zrobił mu zdjęcie telefonem komórkowym. Mam je do dziś i oglądam codziennie – opowiada.
Więcej możesz przeczytać w 46/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.