Drugi Poznań to zupełnie co innego. Szerokie aleje w centrum miasta, pracowici, ale nie pozbawieni fantazji i zadziorności ludzie. Światła wielkiego miasta i duch zdobywców kosmosu. Ukochanym klubem tego miasta jest Lech numer 2.
Konsekwentnie można uznać, że w pierwszym Poznaniu mamy przewagę myślenia tzw. polskiego. „Czy się stoi, czy się leży, dwa patole się należy", „Tylko frajer gania za piłką” i tym podobne bon moty uwypuklają tak zwany pesymizm środkowoeuropejski. Nawet importowani z Północy (Łotwa) i Południa (Rumunia) piłkarze błyskawicznie się orientują, że herbem Poznania jest kalafior Mituwisi. I nie wygłupiają się.
A w Poznaniu Drugim każdy pracownik sektora rozrywki, chociażby piłkarskiej ma wbite do głowy, że gra się zawsze i wszędzie na sto procent sił, możliwości i podpisanego kontraktu. Przecież każdy mecz jest dla widzów, a nie tylko mecz dewizowy.
Można sobie wyobrazić, że powstaje syntetyczny Poznań taki trochę jeszcze biedny i wycofany, ale z wielkim animuszem goniący Ideał. Rozsądniejsze będzie jednak unikanie transmisji Lecha ligowego i oglądanie tylko Lecha europejskiego, jakby tej Polski wcale nie było.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.