W poppolityce liczy się to, jak wypada polityk przed kamerą, czy potrafi być na luzie, jak jest ubrany, czy zna fajne dowcipy oraz czy ma atrakcyjną żonę.
Żyjemy w świecie, który na nowo definiuje stare pojęcia. Nie ma już polityki, jest poppolityka. Nie ma nowoczesności, jest postnowoczesność i postsztuka. I tylko życie na razie nie jest jeszcze postżyciem, ale pewnie niebawem będzie. Nawet gdy nie do końca wiemy, co tak naprawdę kryje się za tymi pojęciami, chętnie ich używamy, gdyż brzmią dobrze w mediach i mylnie sugerują sporą wiedzę oraz oczytanie osobnika, który żongluje takimi pojęciami niczym ciastem na pizzę.
Z grubsza biorąc, poppolityka to nieco pogardliwe określenie polityki wyzutej z wielkich idei, opartej li tylko na przekazie medialnym i obliczonej na szybki efekt propagandowy. To mieszanie rozrywki z polityką, w której atrakcyjność medialna wypiera prawdziwą wiedzę i doświadczenie. W poppolityce liczy się to, jak wypada polityk przed kamerą, czy potrafi być na luzie, jak jest ubrany, czy zna fajne dowcipy oraz czy ma atrakcyjną żonę. W wypadku kobiet polityków ich mężami interesują się co najwyżej miesięczniki szachowe.
Najbardziej znanym reprezentantem nurtu poppolityki jest prezydent USA Barack Obama. Wygrał wybory, bo świetnie wypadał w mediach, był młody, przystojny, miał elegancką żonę i nowoczesne poglądy, a Ameryka miała już dość starych krętaczy z Partii Republikańskiej i wojny w Iraku. Czas pokazał, że atrakcyjności starczyło Obamie zaledwie na rok i potem dopiero zaczęły się schody.
O uleganie poppolityce oskarżani są niemal wszyscy od Tuska po Palikota i od Sarkozy’ego po Berlusconiego. Tymczasem nie byłoby takiej dominacji poppolityki, gdyby nie psucie życia politycznego przez same media. Przykładem takiego psucia jest zanieczyszczanie serwisów informacyjnych przez informacje i wydarzenia kreowane. Pod pojęciem wydarzenia kreowanego mam na myśli błahe wydarzenie z krainy rozrywki, które kreowane jest do rangi poważnej informacji. Tak się zwykle dzieje, gdy media mają umowę sponsorską, czyli tzw. patronat medialny nad premierą jakiegoś filmu lub nowej serii programów telewizyjnych.
Ostatnio poważne radio, jakim jest RMF FM, przez cały dzień dawało do swych serwisów informacyjnych wiadomości o premierze filmu „Och Karol 2". Banalna informacja o premierze kolejnej głupawej komedyjki była przeplatana sensacyjnymi informacjami dotyczącymi raportu MAK. Przypadek sprawił, że kilka dni wcześniej głośnym wydarzeniem była sprawa potwierdzenia beatyfikacji Jana Pawła II. Nadanie wysokiej rangi informacyjnej filmowi o przygodach erotycznych z udziałem aktora Adamczyka oraz sam tytuł komedii „Och Karol 2” słuchaczom mógł w efekcie takiego połączenia kojarzyć się z nową polską komedią o beatyfikacji papieża. Sytuacje takie nazywa się niezamierzonym efektem komicznym. Superjaja! Karol Wojtyła zostaje świętym! Od jutra we wszystkich kinach!
Moda na wciskanie do serwisów informacyjnych wydarzeń, które nie są wydarzeniami, a tylko takie udają, zatacza coraz szersze kręgi. Czas oczyścić serwisy informacyjne z tych wszystkich bzdur wynikających z umów sponsorskich i patronatów medialnych. Pieprzcie te swoje sensacje o premierze nowej kiecki Kasi Cichopek minutę później. Niech bzdury o nowej edycji „Tańca z gwiazdami" czy kolejnym castingu do programu „Gnidol” nie zaśmiecają czasu na prawdziwe informacje.
Zbyt cenię dobre serwisy w RMF FM, żeby tracić czas na słuchanie idiotycznych nowinek o fryzurze aktorki Kasi Zielińskiej. Jeśli popis aktorski Kasi Zielińskiej w filmie „Powrót Och Karola IV" doprowadzi do upadku rządu Donalda Tuska, to bezwzględnie taką informację należy dać do serwisu, i to na pierwszym miejscu. Jeśli jednak popisy aktorki nie mają wpływu na sytuację polityczną, to sporo miejsca na wynurzenia dotyczące tego, jak była umalowana na premierze, są zdecydowanie poza serwisem. Dbajmy choć trochę o to, aby poppolityka nie doprowadziła nas wszystkich do popgłupoty.
Z grubsza biorąc, poppolityka to nieco pogardliwe określenie polityki wyzutej z wielkich idei, opartej li tylko na przekazie medialnym i obliczonej na szybki efekt propagandowy. To mieszanie rozrywki z polityką, w której atrakcyjność medialna wypiera prawdziwą wiedzę i doświadczenie. W poppolityce liczy się to, jak wypada polityk przed kamerą, czy potrafi być na luzie, jak jest ubrany, czy zna fajne dowcipy oraz czy ma atrakcyjną żonę. W wypadku kobiet polityków ich mężami interesują się co najwyżej miesięczniki szachowe.
Najbardziej znanym reprezentantem nurtu poppolityki jest prezydent USA Barack Obama. Wygrał wybory, bo świetnie wypadał w mediach, był młody, przystojny, miał elegancką żonę i nowoczesne poglądy, a Ameryka miała już dość starych krętaczy z Partii Republikańskiej i wojny w Iraku. Czas pokazał, że atrakcyjności starczyło Obamie zaledwie na rok i potem dopiero zaczęły się schody.
O uleganie poppolityce oskarżani są niemal wszyscy od Tuska po Palikota i od Sarkozy’ego po Berlusconiego. Tymczasem nie byłoby takiej dominacji poppolityki, gdyby nie psucie życia politycznego przez same media. Przykładem takiego psucia jest zanieczyszczanie serwisów informacyjnych przez informacje i wydarzenia kreowane. Pod pojęciem wydarzenia kreowanego mam na myśli błahe wydarzenie z krainy rozrywki, które kreowane jest do rangi poważnej informacji. Tak się zwykle dzieje, gdy media mają umowę sponsorską, czyli tzw. patronat medialny nad premierą jakiegoś filmu lub nowej serii programów telewizyjnych.
Ostatnio poważne radio, jakim jest RMF FM, przez cały dzień dawało do swych serwisów informacyjnych wiadomości o premierze filmu „Och Karol 2". Banalna informacja o premierze kolejnej głupawej komedyjki była przeplatana sensacyjnymi informacjami dotyczącymi raportu MAK. Przypadek sprawił, że kilka dni wcześniej głośnym wydarzeniem była sprawa potwierdzenia beatyfikacji Jana Pawła II. Nadanie wysokiej rangi informacyjnej filmowi o przygodach erotycznych z udziałem aktora Adamczyka oraz sam tytuł komedii „Och Karol 2” słuchaczom mógł w efekcie takiego połączenia kojarzyć się z nową polską komedią o beatyfikacji papieża. Sytuacje takie nazywa się niezamierzonym efektem komicznym. Superjaja! Karol Wojtyła zostaje świętym! Od jutra we wszystkich kinach!
Moda na wciskanie do serwisów informacyjnych wydarzeń, które nie są wydarzeniami, a tylko takie udają, zatacza coraz szersze kręgi. Czas oczyścić serwisy informacyjne z tych wszystkich bzdur wynikających z umów sponsorskich i patronatów medialnych. Pieprzcie te swoje sensacje o premierze nowej kiecki Kasi Cichopek minutę później. Niech bzdury o nowej edycji „Tańca z gwiazdami" czy kolejnym castingu do programu „Gnidol” nie zaśmiecają czasu na prawdziwe informacje.
Zbyt cenię dobre serwisy w RMF FM, żeby tracić czas na słuchanie idiotycznych nowinek o fryzurze aktorki Kasi Zielińskiej. Jeśli popis aktorski Kasi Zielińskiej w filmie „Powrót Och Karola IV" doprowadzi do upadku rządu Donalda Tuska, to bezwzględnie taką informację należy dać do serwisu, i to na pierwszym miejscu. Jeśli jednak popisy aktorki nie mają wpływu na sytuację polityczną, to sporo miejsca na wynurzenia dotyczące tego, jak była umalowana na premierze, są zdecydowanie poza serwisem. Dbajmy choć trochę o to, aby poppolityka nie doprowadziła nas wszystkich do popgłupoty.
Więcej możesz przeczytać w 4/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.