Opis: Doktor Sigmund Freud notuje coś szybko w małym czarnym notatniku. U szczytu kolejnej kartki starannie zapisuje „Pan Statystyczny Polak". Freud podnosi wzrok i spogląda na obiekt swojej kolejnej analizy, który w tym czasie wygodnie rozsiadł się w fotelu naprzeciwko biurka.
Statystyczny Polak: No dzień dobry, szanownemu panu. Może szybko powiem, w czym rzecz. Ja już wszystko z panią Olą przegadałem i generalnie wiem, co mi jest, tylko chciałem się u pana w tych diagnozach utwierdzić.
Sigmund Freud: Rozumiem, rozumiem. Proszę mówić. Ja będę słuchał.
Statystyczny Polak: No na przykład, jak słyszę, że jakiś idiota zgodził się drukować bluzgi jako sposób na promocję wśród młodzieży zakończonego już zresztą Roku Chopinowskiego, to szlag mnie trafia i dziwię się, że policji do niego nie skierowali. Ale jak słyszę, że jakiś inny idiota z kolei skierował policję do młodzieży, która żarty, może i kiepskie, z papieża robiła, to też mnie szlag trafia. Więc to pewnie dysocjacyjne zaburzenie osobowości.
Sigmund Freud: A ten szlag to po niemiecku „piorun", nieprawdaż?
Statystyczny Polak: Prawdaż, prawdaż. Też mi to niedawno pan Stanisław powiedział i też się wściekłem, że po niemiecku gadam. Ale wracając do tematu. Wszyscy mi mówią, że się mam natychmiast opowiedzieć, czy kocham Donalda, czy Jarosława. A jak mówię, że nie chcę, że do kochania to inni ludzie są, to jedni i drudzy z pogardą patrzą. Więc to pewnie problem z tożsamością albo socjopatia.
Sigmund Freud: A ten Jarosław to ojciec? Ktoś z rodziny?
Statystyczny Polak: Z rodziny, ale nie mojej. Z nim to jeszcze inne jakieś zaburzenie mam. Somatyczne reakcje różne, krępujące sprawy, więc nie opowiem.
Sigmund Freud: Coś jeszcze? Statystyczny Polak: To może taka podwórkowa historia. Idę do warzywniaka, odwilż i wszędzie brąz psi wyłazi, patrzę dalej i babcię, co z pieskami drepce, już chcę szturchnąć i sponiewierać choćby słownie. To pewnie koprolalia z kopropraksją spleciona. Sigmund Freud (kiwając głową i pilnie notując): Aha, yhm.
Statystyczny Polak: Albo takie coś. Jadę ostatnio ulicą i nagle duszno mi się robi, bo po każdej stronie tysiące tablic, tabliczek, napisów, neonów i reklam. I każda w innym kształcie, kolorze. I każda mnie zachęca, żebym koniecznie u nich dachówki, sweterki, używane opony, torby i torebki foliowe kupił. I na koniec jeszcze skup palet mnie atakuje. I brakuje już zupełnie powietrza i świata nie widać, więc to pewnie klaustrofobia.
Opis: Obaj panowie milczą chwilę. Nie jest pewne, czy Sigmund Freud nie przysnął zmęczony potokiem słów gościa.
Sigmund Freud (powoli): Pan przedstawił sporo różnych hipotez. Ja natomiast na koniec naszej rozmowy przedstawię jedną. Otóż to, co pan opisuje jako wiele różnych pana chorób, ja uznaję za objawy jednej i tej samej choroby. I uważam, że toczy ona nie tyle pana, ile pana naród.
Statystyczny Polak: Naprawdę?! I co to nas tak toczy? Pan coś wspomniał, że „na koniec naszej rozmowy", ale ja się nigdzie nie spieszę, więc proszę spokojnie opowiadać. Sigmund Freud: No niestety, ale nasz czas na dziś minął. Więc zapraszam na kolejną sesję. Bo ten temat wymaga wielu wizyt.
Statystyczny Polak: No pewnie! Koniecznie wizytka i wizytka, i kaska leci! Cwaniaczek jeden. Ale czego się można spodziewać po kimś, kto się urodził w miejscowości Przibor w Czechosłowacji?
Sigmund Freud: Ta wypowiedź też jest symptomatyczna, ale – jak już powiedziałem – zapraszam na kolejną wizytę. Statystyczny Polak (zrywając się z fotela): Moja noga więcej tu nie postanie i żegnam pana.
Statystyczny Polak: No dzień dobry, szanownemu panu. Może szybko powiem, w czym rzecz. Ja już wszystko z panią Olą przegadałem i generalnie wiem, co mi jest, tylko chciałem się u pana w tych diagnozach utwierdzić.
Sigmund Freud: Rozumiem, rozumiem. Proszę mówić. Ja będę słuchał.
Statystyczny Polak: No na przykład, jak słyszę, że jakiś idiota zgodził się drukować bluzgi jako sposób na promocję wśród młodzieży zakończonego już zresztą Roku Chopinowskiego, to szlag mnie trafia i dziwię się, że policji do niego nie skierowali. Ale jak słyszę, że jakiś inny idiota z kolei skierował policję do młodzieży, która żarty, może i kiepskie, z papieża robiła, to też mnie szlag trafia. Więc to pewnie dysocjacyjne zaburzenie osobowości.
Sigmund Freud: A ten szlag to po niemiecku „piorun", nieprawdaż?
Statystyczny Polak: Prawdaż, prawdaż. Też mi to niedawno pan Stanisław powiedział i też się wściekłem, że po niemiecku gadam. Ale wracając do tematu. Wszyscy mi mówią, że się mam natychmiast opowiedzieć, czy kocham Donalda, czy Jarosława. A jak mówię, że nie chcę, że do kochania to inni ludzie są, to jedni i drudzy z pogardą patrzą. Więc to pewnie problem z tożsamością albo socjopatia.
Sigmund Freud: A ten Jarosław to ojciec? Ktoś z rodziny?
Statystyczny Polak: Z rodziny, ale nie mojej. Z nim to jeszcze inne jakieś zaburzenie mam. Somatyczne reakcje różne, krępujące sprawy, więc nie opowiem.
Sigmund Freud: Coś jeszcze? Statystyczny Polak: To może taka podwórkowa historia. Idę do warzywniaka, odwilż i wszędzie brąz psi wyłazi, patrzę dalej i babcię, co z pieskami drepce, już chcę szturchnąć i sponiewierać choćby słownie. To pewnie koprolalia z kopropraksją spleciona. Sigmund Freud (kiwając głową i pilnie notując): Aha, yhm.
Statystyczny Polak: Albo takie coś. Jadę ostatnio ulicą i nagle duszno mi się robi, bo po każdej stronie tysiące tablic, tabliczek, napisów, neonów i reklam. I każda w innym kształcie, kolorze. I każda mnie zachęca, żebym koniecznie u nich dachówki, sweterki, używane opony, torby i torebki foliowe kupił. I na koniec jeszcze skup palet mnie atakuje. I brakuje już zupełnie powietrza i świata nie widać, więc to pewnie klaustrofobia.
Opis: Obaj panowie milczą chwilę. Nie jest pewne, czy Sigmund Freud nie przysnął zmęczony potokiem słów gościa.
Sigmund Freud (powoli): Pan przedstawił sporo różnych hipotez. Ja natomiast na koniec naszej rozmowy przedstawię jedną. Otóż to, co pan opisuje jako wiele różnych pana chorób, ja uznaję za objawy jednej i tej samej choroby. I uważam, że toczy ona nie tyle pana, ile pana naród.
Statystyczny Polak: Naprawdę?! I co to nas tak toczy? Pan coś wspomniał, że „na koniec naszej rozmowy", ale ja się nigdzie nie spieszę, więc proszę spokojnie opowiadać. Sigmund Freud: No niestety, ale nasz czas na dziś minął. Więc zapraszam na kolejną sesję. Bo ten temat wymaga wielu wizyt.
Statystyczny Polak: No pewnie! Koniecznie wizytka i wizytka, i kaska leci! Cwaniaczek jeden. Ale czego się można spodziewać po kimś, kto się urodził w miejscowości Przibor w Czechosłowacji?
Sigmund Freud: Ta wypowiedź też jest symptomatyczna, ale – jak już powiedziałem – zapraszam na kolejną wizytę. Statystyczny Polak (zrywając się z fotela): Moja noga więcej tu nie postanie i żegnam pana.
Więcej możesz przeczytać w 9/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.