Stosunek do zwierząt jest lustrem naszych dusz i miarą rozwoju cywilizacyjnego.
Stał się cud! Sejm znowelizował ustawę o ochronie zwierząt. 382 głosów – za i tylko 17 barbarzyńców przeciw! To bardzo mały krok w kierunku uznania praw zwierząt, ale ogromny krok polskiego parlamentu w kierunku tego, co naprawdę się liczy. Bo stosunek do zwierząt jest lustrem naszych dusz i miarą rozwoju cywilizacyjnego. A z tym w Polsce nie najlepiej.
Często słyszymy o psach, które gryzą dzieci. Jakie to straszne! Znacznie rzadziej słyszymy o dzieciach, które krzywdzą psy lub koty. Podając przerażającą wieść o poranionym dziecku, media milczą najczęściej na temat zwierzęcia. Wiadomo jednak, że zostanie ukarane śmiercią i lepiej, by to uczynił weterynarz niż właściciel – mściciel. Tymczasem agresja zwierząt domowych ma zawsze swoją przyczynę i jest nią albo agresja samego właściciela, albo jego skrajna nieodpowiedzialność. Jedno i drugie powinno być karane.
Na ulicach małych miast widać wielu łysych młodzieńców, którzy „przedłużają" swoją męskość smyczą z agresywnym psem na końcu. Takie psy są sprzedawane bez żadnej kontroli (przyszłych właścicieli). Na wsiach ludzie trzymają swoje zwierzęta (również krowy czy konie) na krótkich łańcuchach, często nie podając im wody. Znam wsie, których mieszkańcy „wyhodowali” gatunek „bezwodnego psa”, który żyje na przekór prawom biologii. Jak? Nie wiadomo. Jednak nawet „pies bezwodny” może się zdenerwować, gdy znudzone dziecko drażni się z nim, rzucając weń kota. Dzieci bowiem (statystycznie są to przede wszystkim chłopcy) w przeciwieństwie do psów kaleczą całkiem bezinteresownie. No ale gdzie chłopcy mają się uczyć szacunku dla zwierząt? Nie nauczą się tego w kościele, nie nauczą się tego w szkole. Jedna i druga instytucja uczy bowiem wyłącznie szacunku dla życia ludzkiego, i to poczętego. Nie nauczą się też tego, słuchając polityków PiS, którzy – jak poseł Tołwiński w czasie czwartkowej debaty – twierdzą, że ustawa chroniąca zwierzęta stawia je ponad ludźmi, a to jest „niezgodne z prawem naturalnym”, a więc jest złe. To, że poseł Tołwiński w niezgodzie z prawem naturalnym jeździ windą i lata samolotami, złe już nie jest.
W domu pies nader często jest traktowany jako miła przytulanka, a nie jako istota mająca prawa i przedmiot naszej odpowiedzialności. Przytulanka znika, gdy rodzice zabierają dzieci na wakacje.
Codziennie zjadamy kilogramy mięsa, nie myśląc o cierpieniach, jakim poddawane są zwierzęta hodowlane. Mięso to przedmiot, który kupuje się w sklepie. Obrazy kaźni zwierząt rzadko przewijają się przez media, więc świadomość ich istnienia jest niewielka. Cóż zrobić? Człowiek musi jeść mięso – wzruszamy ramionami. Może musi, ale czy musi jeść mięso zwierzęcia, które cierpiało? Nie można uniknąć zabijania, ale można minimalizować cierpienie zwierząt, które są naszym pokarmem. Zwierzę nie tylko czuje ból, ale i strach przed bólem, ma świadomość kaźni. Albert Schweitzer, pierwszy, który uznał prawa zwierząt, twierdził, że musimy zabijać, ale przekonywał też – i poświęcił na to całe życie – byśmy wiedzieli, że robimy źle, bo życiu (każdemu życiu!) należy się równy szacunek. Czy konsumenci mięsa wiedzą, kim jest Albert Schweitzer? W szkole się tego nie dowiedzą, bo nie ma tam ani etyki, ani ekologii, ale jest za to „nauka" o prawach naturalnych.
Największą miarą barbarzyństwa jest jednak myślistwo. Bo tu zabijanie dla zabijania jest przedmiotem przyjemności i chwały. Zabija się w sposób wyrafinowany, w czasie wolnym, radośnie kontemplując przyrodę. Zabija się w pojedynkę, zbiorowo, często z nagonką. Potem obcina się „trofea", pije wódkę i miesiącami opowiada znajomym o własnej dzielności. Obiekty mordu wystawia na pokaz (w salonie, na zdjęciach). Nie znam większego współczesnego barbarzyństwa usankcjonowanego prawnie i uważam, że ci, którym sprawia przyjemność zabijanie dla zabijania, powinni się leczyć, choć nie wiem, czy barbarzyństwo jest uleczalne. Może i powinno być jednak zakazane.
Zwierzęta to nie rzeczy, zwierzęta czują, cierpią, pragną dobrostanu. Jak ludzie. I mają prawa. Nie tylko do przypadkowej troski, ale także do życia i bezpieczeństwa. Bo zwierzęta to bracia (i siostry) wcale nie mniejsi i gorsi niż ludzie. Częściej więksi i częściej lepsi. I nie wierzę – wbrew przeciwnikom ustawy – by dobry Bóg, zapełniając Ziemię, mógł myśleć inaczej.
Często słyszymy o psach, które gryzą dzieci. Jakie to straszne! Znacznie rzadziej słyszymy o dzieciach, które krzywdzą psy lub koty. Podając przerażającą wieść o poranionym dziecku, media milczą najczęściej na temat zwierzęcia. Wiadomo jednak, że zostanie ukarane śmiercią i lepiej, by to uczynił weterynarz niż właściciel – mściciel. Tymczasem agresja zwierząt domowych ma zawsze swoją przyczynę i jest nią albo agresja samego właściciela, albo jego skrajna nieodpowiedzialność. Jedno i drugie powinno być karane.
Na ulicach małych miast widać wielu łysych młodzieńców, którzy „przedłużają" swoją męskość smyczą z agresywnym psem na końcu. Takie psy są sprzedawane bez żadnej kontroli (przyszłych właścicieli). Na wsiach ludzie trzymają swoje zwierzęta (również krowy czy konie) na krótkich łańcuchach, często nie podając im wody. Znam wsie, których mieszkańcy „wyhodowali” gatunek „bezwodnego psa”, który żyje na przekór prawom biologii. Jak? Nie wiadomo. Jednak nawet „pies bezwodny” może się zdenerwować, gdy znudzone dziecko drażni się z nim, rzucając weń kota. Dzieci bowiem (statystycznie są to przede wszystkim chłopcy) w przeciwieństwie do psów kaleczą całkiem bezinteresownie. No ale gdzie chłopcy mają się uczyć szacunku dla zwierząt? Nie nauczą się tego w kościele, nie nauczą się tego w szkole. Jedna i druga instytucja uczy bowiem wyłącznie szacunku dla życia ludzkiego, i to poczętego. Nie nauczą się też tego, słuchając polityków PiS, którzy – jak poseł Tołwiński w czasie czwartkowej debaty – twierdzą, że ustawa chroniąca zwierzęta stawia je ponad ludźmi, a to jest „niezgodne z prawem naturalnym”, a więc jest złe. To, że poseł Tołwiński w niezgodzie z prawem naturalnym jeździ windą i lata samolotami, złe już nie jest.
W domu pies nader często jest traktowany jako miła przytulanka, a nie jako istota mająca prawa i przedmiot naszej odpowiedzialności. Przytulanka znika, gdy rodzice zabierają dzieci na wakacje.
Codziennie zjadamy kilogramy mięsa, nie myśląc o cierpieniach, jakim poddawane są zwierzęta hodowlane. Mięso to przedmiot, który kupuje się w sklepie. Obrazy kaźni zwierząt rzadko przewijają się przez media, więc świadomość ich istnienia jest niewielka. Cóż zrobić? Człowiek musi jeść mięso – wzruszamy ramionami. Może musi, ale czy musi jeść mięso zwierzęcia, które cierpiało? Nie można uniknąć zabijania, ale można minimalizować cierpienie zwierząt, które są naszym pokarmem. Zwierzę nie tylko czuje ból, ale i strach przed bólem, ma świadomość kaźni. Albert Schweitzer, pierwszy, który uznał prawa zwierząt, twierdził, że musimy zabijać, ale przekonywał też – i poświęcił na to całe życie – byśmy wiedzieli, że robimy źle, bo życiu (każdemu życiu!) należy się równy szacunek. Czy konsumenci mięsa wiedzą, kim jest Albert Schweitzer? W szkole się tego nie dowiedzą, bo nie ma tam ani etyki, ani ekologii, ale jest za to „nauka" o prawach naturalnych.
Największą miarą barbarzyństwa jest jednak myślistwo. Bo tu zabijanie dla zabijania jest przedmiotem przyjemności i chwały. Zabija się w sposób wyrafinowany, w czasie wolnym, radośnie kontemplując przyrodę. Zabija się w pojedynkę, zbiorowo, często z nagonką. Potem obcina się „trofea", pije wódkę i miesiącami opowiada znajomym o własnej dzielności. Obiekty mordu wystawia na pokaz (w salonie, na zdjęciach). Nie znam większego współczesnego barbarzyństwa usankcjonowanego prawnie i uważam, że ci, którym sprawia przyjemność zabijanie dla zabijania, powinni się leczyć, choć nie wiem, czy barbarzyństwo jest uleczalne. Może i powinno być jednak zakazane.
Zwierzęta to nie rzeczy, zwierzęta czują, cierpią, pragną dobrostanu. Jak ludzie. I mają prawa. Nie tylko do przypadkowej troski, ale także do życia i bezpieczeństwa. Bo zwierzęta to bracia (i siostry) wcale nie mniejsi i gorsi niż ludzie. Częściej więksi i częściej lepsi. I nie wierzę – wbrew przeciwnikom ustawy – by dobry Bóg, zapełniając Ziemię, mógł myśleć inaczej.
Więcej możesz przeczytać w 34/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.