Pekin nie tylko sprzedaje, ale też na potęgę kupuje. Głównie dlatego, że się rozwija i modernizuje. Po trosze, bo rośnie apetyt Chińczyków na zachodnie dobra i na to, by pozbyć się gigantycznych nadwyżek rezerw walutowych, przede wszystkim dolarów.
Za pola naftowe Nigerii Chiny oferują więcej, niż skłonni są zapłacić zachodni producenci ropy. Wyznawców teorii, że Amerykę do awantury w Iraku skłonił apetyt na iracką ropę, zdziwić może to, że większość koncesji na wiercenia rząd w Bagdadzie przyznał brytyjskiemu British Petroleum oraz chińskiej China National Petroleum Corporation. Niedawno magazyn „Fortune" opublikował zdjęcie uzbrojonych po zęby żołnierzy chińskich strzegących „chińskiego pola naftowego Al-Ahbad w Iraku”. Szacuje się, że zawiera ono miliard baryłek ropy. Chińczycy negocjowali kontrakt na te pola jeszcze w ubiegłym wieku z rządem Saddama Husajna, w czerwcu 2011 r. rozpoczęli eksploatację. Mają prawa do wydobycia na 23 lata.
Nienasycony apetyt na surowce pchnął Pekin w kierunku partnerstwa z Brazylią w zagospodarowywaniu pól naftowych u wybrzeży tego kraju. Współpraca wojskowa z Teheranem służy przede wszystkim zagwarantowaniu praw do przyszłej produkcji naftowej Iranu. China National Offshore Oil Corporation, jedna z trzech największych chińskich firm naftowych, chce sobie zagwarantować nie mniej niż jedną szóstą całej produkcji ropy w Afryce. Ropa w Nigerii, Kongu, Brazylii i Kazachstanie, gaz naturalny w Iranie, ruda żelaza w Australii – choć Chiny koncentrują swą uwagę na surowcach, to się do nich nie ograniczają.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.