Kampanie Bonapartego, przeprawa Hannibala przez Alpy, szarża szwoleżerów Kozietulskiego pod Somosierrą – wszystko to blednie w porównaniu z bitwą o Nowy Sącz czy zajazdem na Biłgoraj. A teraz rotmistrz Anna Fotyga wzięła na cel pogromcę dziadków z Wehrmachtu, atamana Jacka Kurskiego. A raczej junkra, jak się okazuje. Pisze bowiem ostatnia naprawdę polska minister spraw zagranicznych do swego – jeszcze chwilę temu partyjnego – kolegi: „Chronisz Polską Partię Pruską. To ta partia po szczycie w Brukseli 2007 podniosła larum, że Angela Merkel wygrała wszystko, co chciała. Tak obwieściły niemieckie media, a Partia Pruska jak gąski za panią matką".
Znaczy jak? Prusacy spanikowali, że Angela wygrała? Rozumiem, że gdyby Merkel pochodziła z Monachium, PPP mogłaby podnieść larum z powodu jej sukcesu, no bo przecież zanim PiS zaczął się przymierzać do budowania drugich Węgier, to marzył o konserwatywnej i nowoczesnej Bawarii nad Wisłą. Czyli sukces Bawarczyków byłby nie w smak tradycyjnie bardzo się od nich różniącym Prusakom. Choćby i polskim. Ale Angela pochodzi z NRD, czyli czerwonej odmiany Prus, więc jakże to? I skoro Kurskiemu nie podobał się Wehrmacht, to czyje interesy reprezentował? Nie śmiem przytaczać listy konkurencyjnych formacji zbrojnych Trzeciej Rzeszy. Ale nie wątpię, że Anna Fotyga wkrótce rozwiąże tę mroczną niczym dusza Tadeusza Cymańskiego zagadkę.
Już teraz za to celnie przykłada Kurskiemu belgijską muszlą, nazywając go zjadaczem brukselskich muli. Jednak skoro wciskamy patriotyczny pedał do dechy, to prosiłbym nieśmiało o używanie terminu „małże". Uprościłoby to nawet obelgi – proponowałbym „małżojada”. I już tekst sam się pisze: „Kawiorowa prawica w osobie pruskiego małżojada, łże-antywehrmachtowca Kurskiego…”.
Czekam na eskalację wzajemnych czułości i zarazem na licytację, kto jest bardziej polski i bardziej prawicowy. Na razie mamy żądania kary śmierci i wysłania niemieckiego lokaja Sikorskiego do USA. Swoją drogą, dlaczego wasala Berlina pędzić do jankesów? Ma nową V2 budować? Gubię, się gubię. Co dalej? Może przywrócenie łamania kołem, intronizacja ojca Rydzyka na króla Polski czy co tam łaskawa wyobraźnia podpowie.
Reakcji prawicy na berlińską mowę Sikorskiego można było się mniej więcej spodziewać, imponuje jednak solidna dawka odjechanej histerii. Ale skąd krytyka z ust prezydenta Komorowskiego? Zarzut, że nie odbyła się wcześniej debata w Polsce? Może to zrozumiały po ludzku żal, że w swym przemówieniu Sikorski zlekceważył doniosłe problemy bigosowania? Też mnie ubodły te historiozoficzne braki i boleję nad brakiem dyskusji, w efekcie której wycięto by wszystkie ryzykowne tezy i zgromadzeni w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej mogliby spokojnie sobie pospać w trakcie wystąpienia polskiego ministra. Nikt by nigdzie niczego nie komentował i byłby święty spokój, który tak jest cenny.
Ale dosyć tego kwękolenia, bo Polska to nie tylko zakamuflowana opcja pruska i ministrowie na berlińskie posyłki. Są jeszcze dzielni ostatni Mohikanie. Młodzież młodsza, która nie pamięta PRL, a intuicyjnie tęskni za tą piękną epoką, musi zadać sobie sporo trudu, by poczuć tchnienie dawnego czaru. Przemierza aukcje internetowe w poszukiwaniu gadżetów z zaginionego świata, wyda dzieło wujka Lenina albo rozmarzy się, jak to klechy pod butem siedziały, ach, ach! I po się tak wysilać? Przecież PRL jak żywy jest pod bokiem, a imię jego PZPN. To naprawdę wzruszające i godne podziwu, że 22 lata mijają, odkąd ustrój się zmienił, a ta reduta realnego socjalizmu stoi, jak stała.
Owszem, Mohikanie ponoszą czasem pomniejsze porażki jak ostatnio, kiedy to musieli wycofać się z pomysłu, by na koszulkach reprezentacji umieścić wizerunek ryby zawiniętej w gazetę, ale nie zrażają się i na przykład z pasją kontynuują szczytną tradycję samopomocy. Grzesiowi brakuje na posiłki i już się zrzucają na Grzesia. Ale tylko po pięć dych, żeby nie daj Boże jakiejś rozrzutności nie było. W końcu nawet w warszawskim Śródmieściu można znaleźć lokal z zestawem obiadowym po 15 zł, zupa, drugie i kompot, więc, jak łatwo policzyć, wystarczy, że dziewięciu kolegów się zrzuci i Grzesia przez cały miesiąc stać na obiady na mieście. A Zdziś to nawet stówę był gotów wyłożyć! Pewnie dlatego, że co tydzień w „Dużym Formacie" z uwagą czyta rubrykę „Gdybym dostał 100 zł do wydania na kulturę…”. Tu muszę przerwać na chwilę, bo mi łzy wzruszenia klawiaturę zachlapały.
Ale najpiękniejsze, że popierają akcję „Pij mleko, będziesz wielki!". Daliby człowiekowi w potrzebie nie szklankę, nie butelkę nawet, ale całą bańkę, kur…, i już!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.