Londyn jak choroba
Rzecz w tym, że pomysłowa adaptacja Ritchiego (a także, mam nadzieję, jej druga część wchodząca wkrótce do kin) jest… wierna oryginałowi. Niekoniecznie co do litery, bo i nie o to chodzi. Mowa raczej o duchu opowieści, temperamencie epoki i odczuciach odbiorcy. W tym sensie ten filmowy „Sherlock Holmes" jest wiernym przekładem z języka ówczesnej popkultury na język naszej współczesności, zrealizowanym przy świadomości, że kultura popularna początku XXI w. zawdzięcza kształt w dużej mierze XIX-wiecznym literackim wynalazkom i modom. Do prawdziwego wizerunku XIX stulecia trzeba się przedrzeć przez zaporę mitów i stereotypów. Dla Polaków to zadanie jeszcze trudniejsze niż dla innych nacji – nasz XIX w. jest zakonserwowany w nacjonalistyczno-mesjańskim weku, to korowód powstańców, suchotniczych poetów, syberyjskich katorżników, modlących się młodych wdów i wychudłych pozytywistów. Jednak Anglicy też nie mają łatwo: czasy wiktoriańskie postrzegane z dzisiejszej perspektywy przypominają kolekcję much uwięzionych w bursztynie – epokę nieprzekraczalnych klasowych i płciowych barier, zderzenia bogactwa z ubóstwem, obyczajowego konserwatyzmu, nudy arystokratycznego życia. W tym wszystkim, jak w każdym zbiorze stereotypów, jest trochę prawdy. Ale tylko trochę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.