JAROSŁAW WAŁĘSA: Na pewno. Nie miałem prawa przeżyć.
Dlaczego?
Trzydzieści osiem złamań, przynajmniej trzy litry krwi stracone, potem przetoczyli trzy kolejne, czyli całą krew miałem od innych ludzi. Kiedy mnie wyciągnęli, byłem jak szmaciana lalka, nogi i ręce były roztrzaskane w drobny mak i gięły się w każdą stronę.
Stracił pan przytomność podczas wypadku?
Podobno reagowałem na polecenia, mówiłem, że nie czuję nóg, ale nic takiego nie pamiętam.
A sprzed wypadku coś pan pamięta?
Kompletnie nic. Pamiętam tylko poranek, śniadanie razem z moimi asystentami i nie pamiętam już nawet końca tego śniadania.
W filmach ofiary wypadków mają zazwyczaj jakieś przebłyski dramatycznych scen. Pan nic?
Czasami leżę w nocy i nie mogę zasnąć… Widzę, jak samochód mi wyjeżdża, blokuje drogę, a ja już nie jestem w stanie nic zrobić, tylko krzyczę do siebie: oj, to będzie bolało!!! Ale nie wiem, czy to jest mój wymysł, czy tak rzeczywiście było.
Pierwszy raz w życiu tak się pan otarł o śmierć?
Pierwszy i mam nadzieję ostatni. Tak teraz wygląda moje ciało: tutaj na ręce mam taki „suwak", tutaj też, na udach...
Zamienił się pan w X-Mena.
Tak całkowicie jestem Wolverine, a nawet lepszy. Mam rękę tytanową, nadgarstek tytanowy, kręgosłup tytanowy, udo tytanowe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.