Żeby funkcjonował mały sklep, wystarczą dwie osoby. Sklep średniej wielkości wymaga pracy około dziesięciu osób. Duży hipermarket to co najmniej sto osób, wliczając w to kasjerki, ekspedientki, magazynierów, dostawców, sprzątaczki, ochronę i szefostwo.
Ile osób jest potrzebnych do obsługi Polski?
Kiedy upadała komuna w 1989 r., Polskę obsługiwało 160 tys. urzędników. Tyle osób pracowało wówczas w administracji. Nazywaliśmy ich czerwonymi pijawkami. To byli urzędnicy potrzebni PZPR do rządzenia. Powszechnie sądzono, że jest to typowy dla komunizmu przerost etatów i że natychmiast trzeba to odchudzić. W odczuciu opinii publicznej była to banda nierobów pasożytująca na zdrowej tkance umęczonego systemem społeczeństwa.
Po wprowadzeniu pięknego jak uśmiechy z Hollywood kapitalizmu i uroczych reform Balcerowicza, które unowocześniły państwo, mamy dziś administrację cztery razy większą! Polska ze szczupłej komunistki przepoczwarzyła się więc w otyłe babsko z monstrualną nadwagą. Aż dziw, że ta tłusta kula może jeszcze chodzić. Według danych GUS z 2011 r. w administracji państwowej pracuje dziś 630 tys. ludzi. Gdy doda się do tego służby mundurowe, będzie tego ponad milion osób. Utrzymanie tej armii ludzi pożera 20 proc. budżetu państwa.
Firma Polska działa fatalnie, ale urzędnicy postanowili dla jaj wypłacić sobie sami hojne premie. Ktoś obliczył, że aby opłacić premie dla pracowników samej tylko służby cywilnej, potrzeba, by ściepę z własnego podatku dochodowego zrobiło tylu ludzi, ilu mieszka w Kielcach.
Wszystko wskazuje na to, że Polska, jaką obecnie mamy, to kiepsko prowadzony interes. Skoro obsługa Polski jest tak kosztowna i tak droga, a klienci, czyli Polacy, z obsługi są niezadowoleni, to działa tu znany mechanizm rynkowy. Klienci przenoszą się po prostu do innego sklepu. W ostatnim czasie już dwa miliony Polaków przeniosło się do Anglii, Holandii czy Niemiec. Jeszcze trochę, a trzeba będzie kupić wywieszkę z napisem „Zamknięte”.
W kultowym komiksie Papcia Chmiela „Tytus, Romek i A’Tomek” w księdze VIII jest zabawna scena, gdy podczas odbudowy Fromborka cwany A’Tomek ogłasza, że podstawą każdej pracy jest jej dobra organizacja, a więc Romek będzie ładował cegły, Tytus je woził, a on sam... je liczył. Kłopot w tym, że coraz więcej ludzi w Polsce liczy te taczki jak A’Tomek, a wozić nie ma komu.
Kiedy upadała komuna w 1989 r., Polskę obsługiwało 160 tys. urzędników. Tyle osób pracowało wówczas w administracji. Nazywaliśmy ich czerwonymi pijawkami. To byli urzędnicy potrzebni PZPR do rządzenia. Powszechnie sądzono, że jest to typowy dla komunizmu przerost etatów i że natychmiast trzeba to odchudzić. W odczuciu opinii publicznej była to banda nierobów pasożytująca na zdrowej tkance umęczonego systemem społeczeństwa.
Po wprowadzeniu pięknego jak uśmiechy z Hollywood kapitalizmu i uroczych reform Balcerowicza, które unowocześniły państwo, mamy dziś administrację cztery razy większą! Polska ze szczupłej komunistki przepoczwarzyła się więc w otyłe babsko z monstrualną nadwagą. Aż dziw, że ta tłusta kula może jeszcze chodzić. Według danych GUS z 2011 r. w administracji państwowej pracuje dziś 630 tys. ludzi. Gdy doda się do tego służby mundurowe, będzie tego ponad milion osób. Utrzymanie tej armii ludzi pożera 20 proc. budżetu państwa.
Firma Polska działa fatalnie, ale urzędnicy postanowili dla jaj wypłacić sobie sami hojne premie. Ktoś obliczył, że aby opłacić premie dla pracowników samej tylko służby cywilnej, potrzeba, by ściepę z własnego podatku dochodowego zrobiło tylu ludzi, ilu mieszka w Kielcach.
Wszystko wskazuje na to, że Polska, jaką obecnie mamy, to kiepsko prowadzony interes. Skoro obsługa Polski jest tak kosztowna i tak droga, a klienci, czyli Polacy, z obsługi są niezadowoleni, to działa tu znany mechanizm rynkowy. Klienci przenoszą się po prostu do innego sklepu. W ostatnim czasie już dwa miliony Polaków przeniosło się do Anglii, Holandii czy Niemiec. Jeszcze trochę, a trzeba będzie kupić wywieszkę z napisem „Zamknięte”.
W kultowym komiksie Papcia Chmiela „Tytus, Romek i A’Tomek” w księdze VIII jest zabawna scena, gdy podczas odbudowy Fromborka cwany A’Tomek ogłasza, że podstawą każdej pracy jest jej dobra organizacja, a więc Romek będzie ładował cegły, Tytus je woził, a on sam... je liczył. Kłopot w tym, że coraz więcej ludzi w Polsce liczy te taczki jak A’Tomek, a wozić nie ma komu.
Więcej możesz przeczytać w 9/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.