Wielkie wytwórnie przypominają dziś korporacje pełne urzędników, a paparazzi śledzą każdy krok gwiazd. „Hitchcock” jest natomiast kolejną – po „Artyście” Michela Hazanaviciusa i „Moim tygodniu z Marilyn” Simona Curtisa – próbą powrotu do dawnego Hollywood. Sacha Gervasi opowiada w nim, jak powstała „Psychoza” Alfreda Hitchcocka. Film zaczyna się w chwili, gdy wypalony i przytłoczony własną sławą 60-letni reżyser szuka nowego projektu. Po premierze „Północy, północnego zachodu” mistrz suspensu na czerwonym dywanie zachowuje pozę. „Już planując produkcję, słyszałem krzyk i śmiech publiczności” – mówi reporterowi. Jednak w domu maski opadają. Wściekły czyta w wannie krytyczne recenzje. Podstarzały, niepewny siebie facet z nadętym ego.
– Staraliśmy się zbliżyć do prawdy – mówi Sacha Gervasi. – Biograficzna książka Stephena Rebello dokładnie opisuje kulisy kręcenia „Psychozy”. Nikt jednak nie wie, co mówił Alfred do żony Almy, kiedy zamykali drzwi sypialni. Puszczaliśmy wodze fantazji. Gervasi pokazuje mękę, jaka towarzyszy powstaniu każdego dzieła, które wyłamuje się z obowiązujących schematów. Energię i emocje, jakich wymaga sztuka. Mieszankę nadziei i ambicji. Walkę o młodość i świeżość spojrzenia. Jednak na tym nie poprzestaje. Przygląda się samemu Hitchcockowi i jego otoczeniu. Składa hołd żonie, która przez wiele lat stała u boku geniusza, zamieniającego się nierzadko w domu w potwora. Obserwuje jego relacje z innymi kobietami. Fascynację młodymi aktorkami. Wykorzystywanie ludzi na planie. Jakby chciał zrozumieć, jakie dramaty i traumy skrywał twórca „Ptaków” za ironicznym, brytyjskim poczuciem humoru.
„Hitchcock” nie jest ponurym dramatem. Gervasi zrealizował ten film lekką ręką. Sporo tu humoru, cytatów z dzieł artysty, charakterystycznych dla niego kątów kamery. Widz często ma poczucie, że podpatruje świat z ukrycia, jak w „Oknie na podwórze”. Anthony Hopkins, portretując reżysera, chwilami szarżuje. Prawdziwą gwiazdą jest tu Helen Mirren. Potrafi jednym spojrzeniem oddać wątpliwości, tęsknoty i ukryte pragnienia żony kapryśnego geniusza. Silnej i inteligentnej kobiety. Jej Alma kradnie film. Ciekawe, że reżyserzy dowartościowują dziś kobiety żyjące w cieniu wielkich mężów. Podobnie zrobił przecież Spielberg w „Lincolnie”. Hollywood tęskni za indywidualnościami. Za artystami, którzy byli w stanie wznieść się ponad swoje czasy, nawet jeśli w domach ukrywali lęki, niespełnienie i dramaty. „Hitchcock” jest tego kolejnym dowodem. Przyjemnym w oglądaniu.
Hitchcock, reż. Sacha Gervasi, Imperial CinePix
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.