Czytam swój felieton we "Wprost”, co mi się czasami zdarza. W felietonie, jak w filmie lub w życiu, śmiertelnie ważna puenta. Dochodzę właśnie do niej i czuję, jak coś pulsuje mi w skroni. Zabita.
Tekst wysłany do redakcji mówił w samym finale, że po premierze "Zemsty" spieszę do domu, teraz dodam – mimo strat towarzyskich, jakie poniosę z tego powodu – gdyż felieton czeka w domu niedokończony, i czuję, że pulsuje mu żyła na skroni. Felietonowi pulsuje! Korekcie nie mieściło się głowie, że to możliwe, więc pełna dobrej woli, ale braku czucia, zmieniła, że to mi tak w skroni. Co miało być cienkie, zrobiło się nagle grube, co poetyckie – żylaste. Mam nadzieję, że to nie znak czasu.
To był fatalny poniedziałek. Nie kupiłem jeszcze tygodnika bez puenty, więc do dramatu urosła mi nagła ucieczka bekhendu po zmianie naciągu, tak radykalna, jakby na zawsze. Młody trener z uczniem czekał na zwolnienie kortu i był łaskawy z uśmiechem: „Chciałem panom podziękować za ładny, klasyczny tenisik”. Niby miło, ale poczułem się zabytkiem. Nawet rakietę już trzymam odmiennie, uchwyt kontynentalny, jak w zamierzchłej przeszłości Fibak. Oto kolejna sfera, gdzie przenoszę się do archiwum. Pakuję rakietę do torby, jak do trumny, a kątem oka widzę, że na sąsiednim korcie krząta się osobnik podobny do Adama Hofmana, rzecznika PiS. Tak podobny, że we własnej osobie. Za długo oddychałem cynicznym powietrzem PRL, by teraz nie czuć odrazy, kiedy nagle czuję taką samą woń. Ta partia ma niebywały talent do kreowania postaci, których przykre cechy charakteru zostały doprowadzone do ostateczności.
Moja ulica, chociaż warszawska, jest bez asfaltu, a dziury w niej niezwykłe. To już może być atrakcja turystyczna. Największa dziura okuta teraz lodem, z zimnym brylantem głębokiej wody, tuż obok ładnej i zadbanej posesji, jak właściciel otwiera bramę, to od razu chlup. Musi to pewnie lubić. Jakby nie lubił, toby ją nakarmił ziemią. A teraz za karę utknął w dziurze i blokuje mi powrót. Z powodu tej dziury strach mi zapraszać do siebie ludzi. Podejrzewam, że kilka pojazdów w dziurę wjechało i ślad po nich zaginął. Rozumiem, że problem przerósł naszą dzielnicę, ale dlaczego my, mieszkańcy i obywatele, nie zrobiliśmy w lecie nic, by problem zatkać. Wystarczyło kilka łopat, taczek, pół godziny... A tak to mamy polską odwieczną dziurę...
W domu czeka na mnie list z przeszłości. Drugi z kolei. Pierwszy przybył miesiąc temu, bez fotografii, niestety. Pierwsza pamiątka z ulicy Spacerowej, tam trzy pasy, jeden kierunek ruchu, ale ograniczenie do 50 km na godzinę. Słyszałem, jak były premier Marcinkiewcz zwierzał się mediom, że on tam też znacznie nadużył prędkości. Kiedy przybył do mnie ten pierwszy mandat, poczułem jakby dotknięcie historii, to już zawsze będzie nam towarzyszyć oko Wielkiego Brata. Jeszcze bywa, że powieka się zacina, ale coraz rzadziej. Od chwili pierwszego mandatu z drżeniem serca i portfela codziennie czekałem na listonosza. W lipcu podróż do Kołobrzegu, podobno nikomu nie udało się przejechać tej trasy bezkarnie. Więc niemal ulga – jest! I wzruszenie – on z fotografią, cenna pamiątka z wakacji. Na zdjęciu mknę w stronę morza, mój wóz ma nawet zgrabny tyłeczek, z numerem. W środku nasza czwóreczka, wszyscy młodsi o dziewięć miesięcy. Dozwolona prędkość 50 km na godzinę, stwierdzona – 63. Kara 100 zł i dwa punkty karne. Wielki Brat łaskawy. Teraz tylko czekać następnych pamiątek z przeszłości. Spisane będą wszystkie czyny i prędkości.
Bartłomiej Sienkiewicz został szefem MSW. Kiedyś ta funkcja budziła dreszcz grozy, ale bywał też dreszcz śmieszności, jak ministrował Macierewicz. Sienkiewicza znałem w latach 90., bardzo inteligentny, uczciwy, rzetelny i raczej konserwatywny, ale o otwartej głowie. I prawnuk autora „Potopu”. Prawica musi go cenić, a nie może. Liczy się już tylko: nasz czy ich? Niech Polska popada w ruinę, jeśli nie nasza. My za to potem ją odbudujemy.
To był fatalny poniedziałek. Nie kupiłem jeszcze tygodnika bez puenty, więc do dramatu urosła mi nagła ucieczka bekhendu po zmianie naciągu, tak radykalna, jakby na zawsze. Młody trener z uczniem czekał na zwolnienie kortu i był łaskawy z uśmiechem: „Chciałem panom podziękować za ładny, klasyczny tenisik”. Niby miło, ale poczułem się zabytkiem. Nawet rakietę już trzymam odmiennie, uchwyt kontynentalny, jak w zamierzchłej przeszłości Fibak. Oto kolejna sfera, gdzie przenoszę się do archiwum. Pakuję rakietę do torby, jak do trumny, a kątem oka widzę, że na sąsiednim korcie krząta się osobnik podobny do Adama Hofmana, rzecznika PiS. Tak podobny, że we własnej osobie. Za długo oddychałem cynicznym powietrzem PRL, by teraz nie czuć odrazy, kiedy nagle czuję taką samą woń. Ta partia ma niebywały talent do kreowania postaci, których przykre cechy charakteru zostały doprowadzone do ostateczności.
Moja ulica, chociaż warszawska, jest bez asfaltu, a dziury w niej niezwykłe. To już może być atrakcja turystyczna. Największa dziura okuta teraz lodem, z zimnym brylantem głębokiej wody, tuż obok ładnej i zadbanej posesji, jak właściciel otwiera bramę, to od razu chlup. Musi to pewnie lubić. Jakby nie lubił, toby ją nakarmił ziemią. A teraz za karę utknął w dziurze i blokuje mi powrót. Z powodu tej dziury strach mi zapraszać do siebie ludzi. Podejrzewam, że kilka pojazdów w dziurę wjechało i ślad po nich zaginął. Rozumiem, że problem przerósł naszą dzielnicę, ale dlaczego my, mieszkańcy i obywatele, nie zrobiliśmy w lecie nic, by problem zatkać. Wystarczyło kilka łopat, taczek, pół godziny... A tak to mamy polską odwieczną dziurę...
W domu czeka na mnie list z przeszłości. Drugi z kolei. Pierwszy przybył miesiąc temu, bez fotografii, niestety. Pierwsza pamiątka z ulicy Spacerowej, tam trzy pasy, jeden kierunek ruchu, ale ograniczenie do 50 km na godzinę. Słyszałem, jak były premier Marcinkiewcz zwierzał się mediom, że on tam też znacznie nadużył prędkości. Kiedy przybył do mnie ten pierwszy mandat, poczułem jakby dotknięcie historii, to już zawsze będzie nam towarzyszyć oko Wielkiego Brata. Jeszcze bywa, że powieka się zacina, ale coraz rzadziej. Od chwili pierwszego mandatu z drżeniem serca i portfela codziennie czekałem na listonosza. W lipcu podróż do Kołobrzegu, podobno nikomu nie udało się przejechać tej trasy bezkarnie. Więc niemal ulga – jest! I wzruszenie – on z fotografią, cenna pamiątka z wakacji. Na zdjęciu mknę w stronę morza, mój wóz ma nawet zgrabny tyłeczek, z numerem. W środku nasza czwóreczka, wszyscy młodsi o dziewięć miesięcy. Dozwolona prędkość 50 km na godzinę, stwierdzona – 63. Kara 100 zł i dwa punkty karne. Wielki Brat łaskawy. Teraz tylko czekać następnych pamiątek z przeszłości. Spisane będą wszystkie czyny i prędkości.
Bartłomiej Sienkiewicz został szefem MSW. Kiedyś ta funkcja budziła dreszcz grozy, ale bywał też dreszcz śmieszności, jak ministrował Macierewicz. Sienkiewicza znałem w latach 90., bardzo inteligentny, uczciwy, rzetelny i raczej konserwatywny, ale o otwartej głowie. I prawnuk autora „Potopu”. Prawica musi go cenić, a nie może. Liczy się już tylko: nasz czy ich? Niech Polska popada w ruinę, jeśli nie nasza. My za to potem ją odbudujemy.
Więcej możesz przeczytać w 9/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.