Do tego dnia Bartłomiej Sienkiewicz przygotowywał się od ponad miesiąca. Zbył udziały w swojej firmie i zmienił jej nazwę. Zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej spółki swego kolegi Piotra Niemczyka. Na koniec nagrał na automatycznej sekretarce informację, że jego numer już nie jest aktualny. Wyłączył telefon i znikł. Właśnie w momencie, gdy premier ogłosił, iż Bartłomiej Sienkiewicz zostanie ministrem spraw wewnętrznych odpowiedzialnym również za nadzór nad służbami specjalnymi.
Choć nominacja Sienkiewicza dla szerszej publiczności może być zaskoczeniem, tak naprawdę od lat był bardzo blisko Donalda Tuska. – Nie pozostawał na aucie, jak się powszechnie uważa. Co nie na wierzchu, to nie znaczy, że się nie liczy. To specyfika niektórych profesji. Był jednym z najbliższych doradców – twierdzi były podwładny nowego szefa MSW. Sienkiewicz już kilkakrotnie otrzymywał rządowe propozycje. W 2008 r., po odejściu Pawła Grasia, Tusk chciał go uczynić koordynatorem służb specjalnych. Wtedy Sienkiewicz odmówił i wskazał na szefa Ośrodka Studiów Wschodnich Jacka Cichockiego. Według niektórych również nominacja Cichockiego na szefa MSW jesienią 2011 r. i powierzenie mu nadzoru nad cywilnymi służbami specjalnymi było przygotowaniem do objęcia tego stanowiska przez Sienkiewicza, cały czas cienia Cichockiego. Najpierw musiał jednak odejść wpływowy szef ABW Krzysztof Bondaryk, z którym w ostatnim okresie Cichocki z Sienkiewiczem nie żyli dobrze. Teraz Sienkiewicz ma zostać kolejnym „samcem alfa” w służbach specjalnych. – Bartek wiedział, że nie można bez końca odmawiać – mówi jego znajomy, pytany, dlaczego w końcu przyjął rządową ofertę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.