Przypominacie sobie taki wieczór, kiedy siedząc w restauracji, właśnie kończyliście butelkę dobrego wina, a na drugi dzień nie mogliście go dostać w żadnym sklepie? Arek Skuza z poznańskiej firmy iTraff zapowiada, że łażenie po sklepowych alejkach z listą zakupów w dłoni to już przeszłość. Teraz wystarczy zrobić zdjęcie produktu telefonem, nacisnąć jeden przycisk, a towar trafi pod wskazany przez nas adres kurierem.
Poznańska firma iTraff założona przez kilku studentów tamtejszej politechniki opracowała SaveUp, aplikację na smartfony, dzięki której zakupy zrobimy, pstrykając. – Namierzamy produkt aparatem telefonu, robimy zdjęcie, a technologia rozpoznaje towar i daje nam możliwość zakupu – tłumaczy działanie aplikacji Skuza. Jego zdaniem właśnie tak będą wyglądać zakupy przyszłości, już nazywane fotozakupami. Poznański biznesmen opracowaną technologię już udostępnił na platformie Recognize.im, dzięki której każdy internauta może stworzyć aplikację działającą na takich samych zasadach jak SaveUp. Firmy wgrywają zdjęcia swoich produktów na serwery iTraffu, żeby użytkownicy aplikacji mogli je kupić po zrobieniu zdjęcia. – Zarejestrowało się u nas już ponad tysiąc firm, które udostępniły ponad 3 mln zdjęć różnych produktów – komentuje Skuza.
W kolejce po polską technologię ustawili się już tacy amerykańscy giganci jak Wallmart i Nike. iTraff już jest wyceniany na kilkanaście milionów dolarów.
Bank pomysłów
Kiedy Skuza pracował nad innowacyjnym sposobem robienia zakupów, Krzysztof Grzeszczuk, dyrektor Biura Produktów Zdalnych i Nowych Technologii w banku Citi Handlowy, myślał, jak ułatwić klientom płacenie rachunków bez konieczności stania przy pocztowym okienku albo ślęczenia przy komputerze. Grzeszczuk i jego współpracownicy wymyślili, że w tym celu wykorzystają ostatnio modne kody QR, które mają zastąpić tradycyjne kody kreskowe. Kod QR to niewielki kwadrat wypełniony czarno-białymi pikselami, jednak kiedy sczytamy go telefonem komórkowym, ujawni dodatkowe informacje o produkcie, na który został nalepiony. Firmy stosują kody, żeby wciągnąć klienta w zabawę marketingową. Odczytując kod, można przystąpić do konkursu, dowiedzieć się jakiejś ciekawostki o produkcie albo odwiedzić stronę internetową producenta.
Grzeszczuk wykorzystał tę technologię do płacenia za prąd, telefon czy gaz. Ze skrzynki pocztowej wyciągamy rachunki, sczytujemy z nich kody QR i jednym kliknięciem w telefonie opłacamy należności. Kody na rachunkach umieszcza już kilka dużych firm, m.in. Orange, Netia i PGNiG. Tym samym opracowana przez Citi Handlowy mobilna aplikacja FotoKasa jest już dostępna dla kilku milionów Polaków. To jednak jeszcze nic. Innowatorzy z Citi Handlowego stworzyli również innowacyjną technologię o zabawnej nazwie „bump”. Wystarczy zbliżyć do siebie dwa telefony komórkowe, żeby przekazywać sobie nawzajem różne dane, np. zdjęcia, filmy czy dokumenty. Grzeszczuk poszedł o krok dalej, używając bumpa do przelewania pieniędzy z konta na konto. W ten sposób Citibank stał się jedynym bankiem w Polsce, gdzie przelewów drobnych kwot można dokonywać, zbliżając do siebie dwa telefony. Jednak duży nacisk na innowacje w Citibanku nie dziwi.
Zdaniem ekonomisty Mariusza Grendowicza, kiedy wszystko idzie dobrze, wydatki na badania i rozwój maleją. Jednak wraz ze spowolnieniem gospodarki, czego właśnie doświadczamy w Polsce, nakłady na innowacyjność rosną – pisze Grendowicz we wstępie do amerykańskiego bestsellera ,,Innowacje. Napęd wzrostu”. Citibank pozostaje jedynym bankiem w Polsce, który ma własny dział badań i rozwoju. To między innymi dlatego trafił do najnowszego „Raportu o innowacyjności gospodarki Polski”, w którym naukowcy Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie co rok wyłaniają 500 najbardziej innowacyjnych firm w Polsce.
Patent na zysk
Polskich przedsiębiorstw, które wypracowały sobie mocną pozycję na globalnym rynku, nie jest jednak wiele. Nie ma się czemu dziwić, skoro po 1989 r. nie mieliśmy zbyt dużych szans w starciu ze światowymigigantami. Raczkujące polskie firmy boksowały się z zachodnimi rywalami, którzy bili je na głowę nieporównywalnie większym kapitałem, wieloletnim doświadczeniem i odpowiednim know-how. Udało się tym, którzy postawili na innowacje, bo jak pisze Grendowicz, to one stanowią o przewadze konkurencyjnej firmy oraz realnie przekładają się na zysk.
Nie trzeba tego tłumaczyć prof. Januszowi Filipakowi, właścicielowi Comarchu, polskiego giganta informatycznego. Jeszcze kilkanaście lat temu prof. Filipak był kierownikiem Katedry Telekomunikacji AGH. Stwierdził jednak, że w nauce jest już niewiele do odkrycia, i postawił na własny biznes. Razem z żoną i najlepszymi studentami krakowskiej uczelni otworzył Comarch. Na początku zajmował się opracowywaniem systemów billingowych oraz obsługi klientów. Skakał z radości, kiedy trafił mu się pierwszy poważny klient, jakim była Telekomunikacja Polska. Dzisiaj może wykonać taniec radości, bo współpracuje z samymi gigantami, m.in. Vodafone, Amplico czy Alior Bankiem. Dzięki innowacjom prof. Filipiaka i jego współpracowników operator sieci komórkowej jest w stanie zliczyć nasze połączenia, sprzedawca wystawić fakturę, a my sami załatwić sprawę w urzędzie bez wychodzenia z domu. To jeszcze nic.
Ostatnio inżynierowie z Comarchu opracowali innowacyjnego asystenta zakupów. Z wyglądu urządzenie przypomina zwykły tablet, jednak zarówno jego wielkość (ma wymiary małego stolika), jak i funkcje nie przypominają standardowych produktów Apple czy Samsunga, które leżą na regałach sklepów z elektroniką. Na wyświetlacz wynalazku od Comarchu wystarczy rzucić kartę kredytową, a urządzenie poda nam aktualny stan naszego konta, podsuwając wiele pomysłów, jak możemy się pozbyć wirtualnej gotówki. ,,Gigatablet” podaje sugestie sklepów, informując jednocześnie o obowiązujących zniżkach. Wystarczy kilka dotknięć palcem, żeby porównać oferty różnych producentów, sprawdzić ich ceny i jakość oferowanego asortymentu. Jeżeli szukamy nowego garnituru albo gustownej sukienki, możemy nawet wirtualnie przymierzać ubrania.
Dzięki tego typu rozwiązaniom według badania Polskiej Akademii Nauk Comarch znalazł się w pierwszej dwudziestce najbardziej innowacyjnych firm w Polsce. Tylko w 2011 r. firma na badania i rozwój wydała aż 103 mln zł. W porównaniu z takimi gigantami jak Asseco Poland, który na innowacje wydał wtedy 73 mln, albo Telekomunikacja Polska (59 mln), Comarch pozostaje w ścisłej czołówce. Jednak innowacje to nie tylko branża informatyczna czy bankowość. Można pozostać innowacyjnym, produkując świeczki, styropian czy klocki hamulcowe do samochodów.
Marek Żak – przedsiębiorca z Budzynia w województwie wielkopolskim – klocki hamulcowe zaczął produkować jeszcze w PRL. Wykorzystał rosnący popyt, bo części produkowanych w renomowanych fabrykach brakowało na rynku. Założony przez niego Lumag dzisiaj dostarcza klocki milionom kierowców w całej Europie. Z małego przedsiębiorstwa powstał prężnie działający zakład, który co roku wydaje ponad milion złotych na nowe technologie. Pieniądze zainwestowane w badania i rozwój przekładają się na uznanie na światowym rynku, bo aż 60 proc. obrotów firmy stanowi sprzedaż produktów Lumagu za granicą. Dla Żaka to i tak za mało. W planach ma postawienie kolejnej fabryki i jeszcze bardziej zażartą walkę z zachodnimi konkurentami.
Szerokie wody
Zagraniczne firmy prześcigają się w wymyślaniu coraz skuteczniejszych medykamentów czy jeszcze bardziej precyzyjnych narzędzi chirurgicznych. W Polsce również mamy kilku innowacyjnych doktorów, którzy zaledwie jednym wynalazkiem rewolucjonizują współczesną medycynę. Do tego grona na pewno należy dr Marek Dziubiński – właściciel firmy Medicalgorithmics zajmującej się wdrażaniem nowoczesnych technologii medycznych. Doktor wynalazca znalazł patent na to, jak zlikwidować kolejki pacjentów przed gabinetami kardiologów na całym świecie. Kilka lat temu stworzył rewolucyjne urządzenie do całodobowego monitorowania pracy serca na odległość. PocketECG zapisuje pracę serca za pomocą kilku elektrod przypiętych z jednej strony do klatki piersiowej pacjenta, a z drugiej do miniaturowego urządzenia rejestrującego. Za pomocą technologii Bluetooth zapis trafia do smartfonu, a stamtąd do odpowiedniego szpitala lub przychodni. – Dla pacjenta to rewolucja, bo w tradycyjnych metodach to chory musi dzień w dzień odwiedzać lekarza, który odczytuje zapis urządzenia w gabinecie – komentuje Dziubiński. Wynalazca wyręczył chorych, a przy okazji znalazł świetny pomysł na biznes.
Jego firma oprócz producenta innowacyjnych technologii stała się też operatorem komórkowym, który zarabia na podpisywaniu dwuletnich umów ze szpitalami na diagnozowanie pacjentów. Patenty Dziubińskiego są testowane w najlepszych szkołach medycznych na świecie oraz jako jedyne z Polski zostały dopuszczone do obrotu przez Food and Drug Administration na rynku w Stanach Zjednoczonych. W USA korzystanie z jego technologii jest refundowane przez państwo, a rynek usług telemedycznych jest wart ok. 1,5 mld dolarów. Kolejnym państwem, do którego Dziubiński chce latać tak regularnie jak do Stanów, są Indie. – Tam mieszka mnóstwo ludzi i dzięki Bogu nie ma czegoś takiego jak skostniałe publiczne ubezpieczenia. Ludzie płacą za wszystko sami, a na naszą innowacyjność skusi się na pewno niejeden Hindus – kwituje Dziubiński.
Gabinety medyczne na całym świecie podbija również Lechosław Ciupik – inżynier mechanik, kiedyś wynalazca z Zielonej Góry, dziś prezes firmy LfC produkującej implanty medyczne. – Kiedyś moja matka złamała rękę i lekarze zaproponowali skomplikowaną operację z wszczepieniem implantu. Bardzo się tego bałem, ale kiedy zobaczyłem, jak szybko po tym zabiegu mama wraca do sprawności, postanowiłem zainteresować się tą dziedziną medyczną – wspomina początki swojego biznesu Ciupik. Na początku lat 90. założył firmę produkującą tanie zamienniki zachodnich implantów. Jednak biznesmen bardzo szybko zwykłe kopiowanie zamienił na innowacyjną twórczą pracę. Opracował cały system operacji kręgosłupa pod nazwą DERO – w jego skład wchodzą metody chirurgiczne, implanty i instrumenty chirurgiczne. Stworzona i opatentowana metoda dla chirurgii kręgosłupa in- SWing została sprzedana w 2007 r. do USA z patentem i jest obecnie stosowana na salach operacyjnych całego świata.
Tak jak wielu innych przedsiębiorców Ciupik i Dziubiński znaleźli niszę, w której problem konkurencji nie istnieje. Jak twierdzą Chan Kim i Renee Mauborgne, wykładowcy zarządzania i autorzy bestselleru „Strategia błękitnego oceanu” – jedynym sposobem na pokonanie konkurencji jest zaprzestanie prób jej pokonania. Wygrywają tak naprawdę tylko ci, którzy wypływają na ocean, tworząc rynek, który dotychczas nigdy nie istniał, albo poszerzając już istniejący.
Jarosław Klasa Dyrektor Biura Teleinformatyki PKP Cargo
Sprawne zarządzanie firmą wymaga aktualnej informacji. Dlatego PKP Cargo stale inwestuje w nowoczesne systemy informatyczne, które wspierają zarządzanie taborem, przewozami oraz współpracę z klientami. Bez wątpienia na tle całego rynku kolejowego w Polsce jesteśmy czołową firmą. Nasze projekty IT są ukierunkowane wyłącznie na wspomaganie biznesu. Korzystamy z najlepszych światowych technologii z najwyższej półki, ponieważ w tak dużej organizacji jak PKP Cargo niszowe produkty się nie sprawdzają. W 2013 r. najważniejsze jest dokończenie wdrożenia pierwszego etapu systemu Sanko spinającego wszystkie procesy utrzymaniowe i czynności towarzyszące eksploatacji i naprawom taboru. Można powiedzieć, że nasz Sanko będzie pod względem skali jedynym tego typu rozwiązaniem na świecie. Obejmie aż 60 punktów utrzymaniowych, 55 tys. wagonów, 1,3 tys. eksploatowanych lokomotyw. Jeszcze w tym roku będziemy mieć hurtownię danych. Będziemy również kontynuować prace wdrożeniowe systemu pozycjonowania lokomotyw GPS/GSM – mamy już nim objęte ponad 900 pojazdów. Prowadzimy również badania elektronicznego systemu kontroli ruchu wagonów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.