Państwowe domy dziecka są trzy razy droższe niż rodzinne
Państwowe domy dziecka to więzienia o złagodzonym rygorze - stwierdzili w 1998 r. pedagodzy, którzy urządzili happening pod hasłem "Zlikwidujmy domy dziecka". Większość tych placówek niewiele się różni od półotwartego więzienia. Dzień zaczyna się od pobudki, wspólnego mycia i porządków. Następnie dzieci jedzą śniadanie w stołówce i grupowo wychodzą do szkoły. Po powrocie trzeba znaleźć wychowawcę, który pozwoli zostawić rzeczy w sypialni. Potem jest obiad i grupowe odrabianie lekcji. Przez cały dzień wychowankowie mają może dwie godziny na zajęcia własne.
W państwowych instytucjach opiekuńczych, głównie w 356 domach dziecka, przebywa 32 tys. dzieci. To 0,6 proc. dzieci i młodzieży do osiemnastego roku życia - trzy razy więcej niż w krajach Unii Europejskiej. Tylko 3 proc. z nich to sieroty - reszta ma na-turalnych rodziców. Dodatkowo prawie 50 tys. przebywa w tzw. rodzinach zastępczych. W 92 proc. tworzą je osoby blisko spokrewnione. Otrzymują one od państwa zasiłki na częściowe pokrycie kosztów utrzymania dzieci. W wielu wypadkach te pieniądze wydają na siebie.
Więzienia o złagodzonym rygorze
"Tylko 5 proc. wychowanków ze średnim wykształceniem opuszczających domy dziecka dowodzi klęski wychowawczej i edukacyjnej tych instytucji" - stwierdził w 1997 r. ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz. Wyniki kontroli Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która zbadała 28 domów dziecka, pokazują, że wychowankowie najczęściej uczyli się w szkołach zawodowych (63 proc.), a 5 proc. w szkołach specjalnych. Tylko 6,8 proc. uczyło się w liceum.
Wychowankowie domów dziecka stają się bierni, zamknięci, rozgoryczeni. Nie są przygotowywani do samodzielnego życia. Personel robi zakupy, jedzenie, pranie, rozkład dnia jest z góry ustalony. Te dzieci o niczym nie decydują, nie uczą się samodzielności, odpowiedzialności, gospodarowania czasem i pieniędzmi. Nie nabywają podstawowych nawyków i umiejętności życiowych, jak ich rówieśnicy wychowywani w rodzinach. W dorosłe życie startują tak, jakby wychodzili z laboratorium - mówi Marek Liciński, prezes Towarzystwa Psychoprofilaktycznego. Najgorsza jest choroba sieroca, czyli zaburzenia osobowości powstające wskutek nieistnienia normalnej więzi emocjonalnej z matką i ojcem. Osoby takie są później często oziębłe uczuciowo, mają trudności ze znalezieniem partnera.
Domy dziecka nie tylko produkują osoby nieprzystosowane, ale są one też najbardziej kosztowną formą opieki. Z danych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wynika, że koszt utrzymania dziecka waha się od 1,1 tys. zł do 2,5 tys. zł miesięcznie, z czego tylko 5-7 zł dziennie przypada na jedzenie. W ogniskach opiekuńczych prowadzonych przez Towarzystwo Nasz Dom utrzymanie dziecka kosztuje 300 zł miesięcznie. W rodzinnych domach dziecka formalnie ryczałt na wychowanka (przyznawany przez powiatowe centra pomocy rodzinie) wynosi 1,3-1,4 tys. zł, a faktycznie - 300-400 zł. Mimo to rodzinne domy radzą sobie lepiej niż państwowe molochy.
Przeciętny dom dziecka w Polsce ma pod opieką 50 dzieci. Pracuje w nim 25-30 osób. We wszystkich instytucjach opiekuńczych pracuje ponad 30 tys. osób. To jest lobby
- popierane m.in. przez Związek Nauczycielstwa Polskiego - od lat sprzeciwiające się likwidacji państwowych domów dziecka i przekazaniu pieniędzy, którymi dysponują, rodzinnym domom dziecka czy rodzinom zastępczym.
Kwadratura rodzinnych domów dziecka
Na Zachodzie odchodzi się od państwowych instytucji opiekuńczych dla dzieci, ponieważ są za drogie, źle wychowują. Tradycyjne domy dziecka zaczęto tam likwidować w latach 60. Obecnie w tego rodzaju placówkach przebywa najwyżej 25 proc. dzieci wymagających opieki, podczas gdy w Polsce 90 proc. W dodatku na Zachodzie jest to pobyt jak najkrótszy. W krajach Unii Europejskiej
70 proc. dzieci z instytucji opiekuńczych trafia do adopcji. W USA chętnych do adopcji jest więcej niż dzieci. W Danii i innych krajach skandynawskich prawie wszystkie dzieci zaniedbane, zagrożone przestępczością i uzależnieniami są poddawane terapii w klubach środowiskowych, ogniskach terapeutycznych itp. Terapii poddawani są także ich rodzice. Dopiero gdy taka pomoc nie przynosi efektów, opiekę przejmują rodziny zastępcze lub rodzinne domy dziecka. W Polsce dzieci od razu trafiają do instytucji opiekuńczych.
"Musicie być bardzo bogatym krajem, jeśli stać was na utrzymywanie ponad 350 domów dziecka, które w dodatku nie rozwiązują żadnych problemów" - stwierdzili amerykańscy pedagodzy, którzy odwiedzili 20 domów dziecka w Polsce. Przekształcenie tradycyjnych państwowych domów dziecka w rodzinne pozwoliłoby zaoszczędzić 200 mln zł rocznie. Paradoksalnie, samorządom takie przekształcenie się nie opłaca. Jak zauważa Mirosław Kaczmarek z Biura Rzecznika Praw Dziecka, w 1999 r. powiaty przejęły opiekę nad domami dziecka (stało się to ich zadaniem własnym), ale utrzymano ich finansowanie z budżetu państwa. Jeśli władze powiatu zdecydują się na przeniesienie dzieci do rodzinnego domu dziecka, nie mogą przenieść budżetowych pieniędzy na ich utrzymanie. - Dostaję 315 zł na wyżywienie dziecka i 200 zł na pozostałe potrzeby - mówi Danuta Pniewska, prowadząca rodzinny dom dziecka na Pomorzu. - Państwo mogłoby nam ulżyć, gdyby nie absurdalne przepisy. Moglibyśmy dostać dofinansowanie na wyrównywanie braków w nauce dzieci, pod warunkiem że zrobi to firma i wystawi rachunek. Nie możemy wziąć do pomocy studenta, bo jak mu zapłacić? Nowym pomysłem jest przerzucenie na nas obowiązku egzekwowania alimentów, a przecież nie mamy takich możliwości.
Część rodzinnych domów dziecka jest zarejestrowana jako działalność gospodarcza. Państwo egzekwuje wówczas składkę na ZUS i podatek dochodowy. Tyle że samorządy najczęściej zalegają z wpłatami na rzecz tych domów, więc prowadzące je małżeństwa de facto kredytują zobowiązania wobec dzieci. Efekt jest taki, że w rodzinnych domach dziecka przebywa zaledwie 1,5 tys. dzieci.
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.