Ameryka usłyszy UE tylko wtedy, gdy przemówimy jednym głosem
Ostatnie wydarzenia powinny być dla nas bodźcem, by uczynić to, czego oczekuje ponad 80 proc. społeczeństwa Unii Europejskiej: ostatecznie pokonać jej polityczne skarłowacenie.
Klimat stał się dziś surowszy. Minione tygodnie ujawniły prawdziwe oblicze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa wspólnoty. Jest ona jeszcze w powijakach. W tak ważnej kwestii, jak rozwiązanie problemu irackiego, nie udało się osiągnąć nic ponad minimalny wspólny mianownik. Brak zgodności obecnych państw członkowskich zaszkodził procesowi rozszerzenia UE, nadwątlony został również publiczny wizerunek krajów kandydackich. Nieufność, że przyszli członkowie mogą osłabić europejską integrację, zyskała nową pożywkę.
Niech zwycięży solidarność!
Faktem jest, że los krajów kandydackich związany jest ściśle z losem dzisiejszej unii i że nie zmieniły się powody przemawiające za rozszerzeniem wspólnoty. Wydźwięk historii i geografii jest jednoznaczny. Globalne wyzwania, przed którymi stajemy, są do przezwyciężenia, nie zataczają kręgów ponad niczyimi głowami i nie omijają żadnego z państw. Członkowie Unii Europejskiej wiedzą, że nie ma dziś takiego kraju, który zdany tylko na siebie, mógłby zadbać o własne interesy polityczne, gospodarcze i społeczne. Żaden z krajów - wyłączywszy może Stany Zjednoczone - nie może też, mając w pamięci historyczne doświadczenia, poważyć się na pójście w samotną, daleką drogę. Jeśli jakiś kontynent zna destruktywne oddziaływanie tego rodzaju polityki, jest nim właśnie Europa. Stąd też wynikają pryncypia i zadania dla Europejczyków: troska o współpracę i porozumienie, o zapewnienie równych praw i obowiązków, o wzajemną solidarność. Polacy szczególnie rozumieją głęboki sens tego pojęcia. Niech zatem zwycięży solidarność!
Każda inna polityka będzie prowadzić do niepewności, konfliktów i kryzysów, a one w dzisiejszych czasach mogą się szybko rozprzestrzeniać z kraju do kraju i z kontynentu na kontynent. Dowiodły tego zdarzenia na Bałkanach w ostatniej dekadzie minionego wieku. To również lekcja, która wynika z tragedii 11 września 2001 r.
Przemówmy jednym głosem!
W świecie globalnych możliwości, ale i wielu niepewności integracja Europy jest naszą szansą i naszym zadaniem. W niej właśnie spoczywa pradawna energia Starego Kontynentu. Mamy wspólny rynek wewnętrzny, wspólną walutę, jesteśmy na dobrej drodze do prawdziwej współpracy prawnej. Koordynujemy naszą politykę gospodarczą i politykę zatrudnienia. Walczymy z rasizmem i dyskryminacją, o równe szanse dla wszystkich. Działania te nie są jednak wystarczające, jeśli chcemy sprostać wyzwaniom XXI wieku. Siła gospodarcza wspólnoty musi wreszcie znaleźć zabezpieczenie polityczne. Ameryka usłyszy UE tylko wtedy, gdy będziemy mówić jednym głosem. Tylko w pełni zjednoczona UE może być dla USA równoprawnym i równorzędnym partnerem. Dlatego powinniśmy rezolutnie i śmiało skorzystać z szansy, którą daje nam rozszerzenie. Potencjał rozwojowy naszych zagranicznych stosunków na Wschodzie i za Atlantykiem jest wielki.
Możemy też, a nawet powinniśmy, uczynić z rozsze-rzenia unii siłę napędową w kształtowaniu stosunków z naszymi przyszłymi sąsiadami na Wschodzie. W żadnym wypadku nie możemy dopuścić do pogłębienia się dramatycznych różnic w dobrobycie na naszej nowej wschodniej granicy. Konieczna jest możliwie najściślejsza współpraca, w atmosferze zaufania, korzystna dla obu stron.
W interesie Europy
Decyzja o rozszerzeniu wspólnoty nie jest działaniem na rzecz czy przeciw USA. Silna unia i dobre stosunki transatlantyckie nie pozostają w sprzeczności, leżą zarówno w interesie Europy, jak i USA. Wstąpienie nowych członków do Unii Europejskiej może te stosunki na nowo uskrzydlić, jeśli tylko nie pozwolimy na oddzielanie się od siebie. Na tym tle wystąpiły ostatnimi czasy napięcia w ramach unii, także w odniesieniu do Polski. Balast ten odczuwamy do dziś. Dlatego jestem wdzięczny, że Polska jako jeden z pierwszych przyszłych krajów członkowskich zabrała głos i opowiada się na rzecz prawdziwej, wspól-nej polityki zagranicznej unii - w imię dobrze pojętego interesu całej wspólnoty.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Wierzę w siłę wspólnoty. Jestem przekonany, że Polsce jako członkowi UE łatwiej będzie rozwiązywać własne problemy. Irlandia, Hiszpania, Grecja, Portugalia, Francja i Niemcy - wszystkie państwa tworzące dzisiejszą wspólnotę - skorzystały z integracji, dzięki niej stały się silniejsze i bogatsze. Nikt nie dominuje w Unii Europejskiej tylko dlatego, że jest większy lub bogatszy, nikomu nie wydaje się rozkazów. Każde państwo odpowiada jednocześnie za siebie i za wspólnotę. I każde jest inne, ma swoją własną kulturę, doświadczenia, język i historię. Dzięki unii się poznajemy i uczymy nawzajem szanować.
Naturalne miejsce wolnej i demokratycznej Polski jest w jednoczącej się Europie. Dlatego jestem przekonany, że 1 maja 2004 r. Polska ostatecznie do nas dołączy. Wasz kraj przeszedł długą i ciężką drogę. Teraz chodzi o zrobienie ostatniego, decydującego kroku - o zgodę większości głosujących na przystąpienie do Unii Europejskiej.
Günter Verheugen
Bruksela
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.