Duży udział własności państwowej w mediach idzie w parze z niższym poziomem rozwoju gospodarczego
Wiele się u nas ostatnio dyskutuje o roli państwa (i polityki) w środkach masowego przekazu. Jest to temat fundamentalny, od lat w tej dziedzinie ścierają się różne teoretyczne stanowiska. Zwolennicy poglądu, że państwo jest z natury dobre, a rynek z założenia podejrzany, uważają, iż państwo powinno odgrywać zasadniczą rolę w mediach: jako właściciel (zwłaszcza telewizji) oraz regulator tzw. ładu medialnego. Ci, którzy sądzą, że państwo jest dobre, ale tylko w małych dawkach i w odniesieniu do niewielu dziedzin, nie widzą powodu, by miało ono odgrywać w mediach większą rolę niż na przykład w branży odzieżowej, materiałów budowlanych, sprzętu telekomunikacyjnego itp. Ich zdaniem, specyfika mediów nie uzasadnia żadnej szczególnej interwencji państwa, a natura władzy politycznej jest taka, że należy ją (władzę) trzymać z daleka od środków masowego przekazu. Przy tych wszystkich teoretycznych sporach mało przeprowadzono empirycznych badań roli państwa w mediach. Na uwagę zasługuje pionierska praca Simeona Djankova, Caralee McLiesha, Tatiany Nenovej i Andreia Shleifera, która pokazuje strukturę własności mediów w 97 krajach u schyłku lat 90. ubiegłego stulecia.
Czas lizusa
Patrząc na media we wszystkich 97 krajach, dostrzega się, że zdecydowanie dominują dwie formy własności: skoncentrowana własność prywatna (rodzinna) oraz własność państwowa. Bardzo mało jest firm medialnych o rozproszonej prywatnej własności albo będących we władaniu pracowników.
Są kraje, gdzie własność państwowa jest powiązana z rodzinną (zarówno państwo, jak i media są tam opanowane przez określoną rodzinę). W Kazachstanie na przykład córka i zięć prezydenta są właścicielami siedmiu spośród dwunastu głównych firm medialnych. W Arabii Saudyjskiej rodzina królewska posiada dwie z pięciu najpopularniejszych gazet.
Wpływ państwa na media nie ogranicza się do formalnej własności, ale może także polegać na prawnej regulacji nominalnie prywatnych środków masowego przekazu. W skrajnych wypadkach jest to jednak tylko pozorna własność prywatna, pozbawiona samodzielności. W Arabii Saudyjskiej państwo mianuje redaktorów naczelnych, a w Malezji licencje na prowadzenie gazet muszą być odnawiane co roku. Te mechanizmy, podobnie jak władza wynikająca z państwowej własności mediów, prowadzą oczywiście do intensywnej samocenzury wśród wydawców i dziennikarzy. Od siebie dodam, że bodaj najwyraźniejszym sygnałem politycznej dominacji nad mediami jest wysoki współczynnik lizusostwa (i lizusów) wykazywanego przez nie wobec rządzących polityków. Różnice w tym zakresie dobrze obrazują, jaki jest faktyczny status poszczególnych mediów.
Państwo może także wpływać na środki masowego przekazu poprzez bodźce finansowe. W Kamerunie rząd zaprzestał reklamy w prywatnych mediach, po tym jak skrytykowały one jego politykę. O ile pamiętam, zdarza się to nie tylko w Afryce.
Misja publiczna, czyli państwowa
Kraje wyraźnie różnią się pod względem udziału własności państwowej w mediach. Państwo jest w tej dziedzinie monopolistycznym właścicielem w Afryce, w krajach arabskich, w Iranie, Korei Północnej, Chinach, Laosie, Birmie, na Kubie, na Białorusi, w Turkmenistanie i Uzbekistanie. Są to państwa niedemokratyczne. Na drugim krańcu są zamożne kraje Zachodu, gdzie udział państwowej własności w mediach (zwłaszcza w prasie) jest znikomy lub zerowy.
Uwagę budzi spory, choć daleki od monopolu udział w rynku telewizji państwowej w Europie Zachodniej. Wydaje się, że jest to wynik panującego niegdyś poglądu, że państwowa własność telewizji jest potrzebna do wykonywania "publicznej" misji. Nie jest jednak jasne, dlaczego miałoby to akurat dotyczyć telewizji, a nie prasy, na czym dokładnie miałaby polegać owa misja i dlaczego nie można by jej realizować poprzez dotowanie wybieranych (w konkursie) programów w stacjach prywatnych. Warto też podkreślić, że państwowa telewizja w krajach Europy Zachodniej różni się zdecydowanie na przykład od państwowej telewizji w Turkmenistanie - tam formalnie i faktycznie jest ona w dyspozycji panującego Turkmenbaszy. Dla krajów posocjalistycznych, które odziedziczyły po socjalizmie państwową telewizję, istotne było i jest pytanie, czy będzie ona ewoluować ku modelowi BBC, czy raczej ku modelowi turkmeńskiemu. Przyjąć za pewnik ten pierwszy kierunek byłoby chyba nadmiernym optymizmem. Pouczające jest to, że w Meksyku, kraju o bardzo świeżej demokracji, dopiero prywatyzacja państwowej telewizji spowodowała, że zajęto się korupcją wśród rządzących polityków.
Wolność ograniczona
Autorzy omawianego opracowania nie tylko przedstawiają dane o strukturze własności mediów w różnych krajach, lecz również ujawniają, z czym wiąże się wzrost własności państwowej w środkach masowego przekazu. Jej wyższy udział idzie w parze z niższym poziomem rozwoju gospodarczego, generalnie większą rolą państwa jako właściciela i brakiem demokracji.
Te powiązania nie świadczą jeszcze o tym, że duży udział państwowej własności w mediach jest przyczyną biedy czy braku demokracji. Monopol państwa w środkach masowego przekazu i bieda mogą bowiem wynikać z jakiejś wspólnej przyczyny - ustroju państwowego, który tłumi zarówno wolność mediów, jak i wolność gospodarczą. Dlatego autorzy idą krok dalej i za pomocą technik ekonometrycznych starają się wyizolować wpływ udziału własności państwowej w mediach na rozmaite istotne aspekty życia w kraju. Dochodzą do wniosku, że wzrost tego udziału przyczynia się do ograniczenia wolności środków masowego przekazu, gorszej realizacji indywidualnych praw, słabszej ochrony praw własności, niższej jakości przepisów prawa, gorszych wyników w zakresie oświaty i opieki zdrowotnej.
Wygląda na to, że polska debata o roli państwa w mediach rzeczywiście dotyczy fundamentalnych spraw.
Czas lizusa
Patrząc na media we wszystkich 97 krajach, dostrzega się, że zdecydowanie dominują dwie formy własności: skoncentrowana własność prywatna (rodzinna) oraz własność państwowa. Bardzo mało jest firm medialnych o rozproszonej prywatnej własności albo będących we władaniu pracowników.
Są kraje, gdzie własność państwowa jest powiązana z rodzinną (zarówno państwo, jak i media są tam opanowane przez określoną rodzinę). W Kazachstanie na przykład córka i zięć prezydenta są właścicielami siedmiu spośród dwunastu głównych firm medialnych. W Arabii Saudyjskiej rodzina królewska posiada dwie z pięciu najpopularniejszych gazet.
Wpływ państwa na media nie ogranicza się do formalnej własności, ale może także polegać na prawnej regulacji nominalnie prywatnych środków masowego przekazu. W skrajnych wypadkach jest to jednak tylko pozorna własność prywatna, pozbawiona samodzielności. W Arabii Saudyjskiej państwo mianuje redaktorów naczelnych, a w Malezji licencje na prowadzenie gazet muszą być odnawiane co roku. Te mechanizmy, podobnie jak władza wynikająca z państwowej własności mediów, prowadzą oczywiście do intensywnej samocenzury wśród wydawców i dziennikarzy. Od siebie dodam, że bodaj najwyraźniejszym sygnałem politycznej dominacji nad mediami jest wysoki współczynnik lizusostwa (i lizusów) wykazywanego przez nie wobec rządzących polityków. Różnice w tym zakresie dobrze obrazują, jaki jest faktyczny status poszczególnych mediów.
Państwo może także wpływać na środki masowego przekazu poprzez bodźce finansowe. W Kamerunie rząd zaprzestał reklamy w prywatnych mediach, po tym jak skrytykowały one jego politykę. O ile pamiętam, zdarza się to nie tylko w Afryce.
Misja publiczna, czyli państwowa
Kraje wyraźnie różnią się pod względem udziału własności państwowej w mediach. Państwo jest w tej dziedzinie monopolistycznym właścicielem w Afryce, w krajach arabskich, w Iranie, Korei Północnej, Chinach, Laosie, Birmie, na Kubie, na Białorusi, w Turkmenistanie i Uzbekistanie. Są to państwa niedemokratyczne. Na drugim krańcu są zamożne kraje Zachodu, gdzie udział państwowej własności w mediach (zwłaszcza w prasie) jest znikomy lub zerowy.
Uwagę budzi spory, choć daleki od monopolu udział w rynku telewizji państwowej w Europie Zachodniej. Wydaje się, że jest to wynik panującego niegdyś poglądu, że państwowa własność telewizji jest potrzebna do wykonywania "publicznej" misji. Nie jest jednak jasne, dlaczego miałoby to akurat dotyczyć telewizji, a nie prasy, na czym dokładnie miałaby polegać owa misja i dlaczego nie można by jej realizować poprzez dotowanie wybieranych (w konkursie) programów w stacjach prywatnych. Warto też podkreślić, że państwowa telewizja w krajach Europy Zachodniej różni się zdecydowanie na przykład od państwowej telewizji w Turkmenistanie - tam formalnie i faktycznie jest ona w dyspozycji panującego Turkmenbaszy. Dla krajów posocjalistycznych, które odziedziczyły po socjalizmie państwową telewizję, istotne było i jest pytanie, czy będzie ona ewoluować ku modelowi BBC, czy raczej ku modelowi turkmeńskiemu. Przyjąć za pewnik ten pierwszy kierunek byłoby chyba nadmiernym optymizmem. Pouczające jest to, że w Meksyku, kraju o bardzo świeżej demokracji, dopiero prywatyzacja państwowej telewizji spowodowała, że zajęto się korupcją wśród rządzących polityków.
Wolność ograniczona
Autorzy omawianego opracowania nie tylko przedstawiają dane o strukturze własności mediów w różnych krajach, lecz również ujawniają, z czym wiąże się wzrost własności państwowej w środkach masowego przekazu. Jej wyższy udział idzie w parze z niższym poziomem rozwoju gospodarczego, generalnie większą rolą państwa jako właściciela i brakiem demokracji.
Te powiązania nie świadczą jeszcze o tym, że duży udział państwowej własności w mediach jest przyczyną biedy czy braku demokracji. Monopol państwa w środkach masowego przekazu i bieda mogą bowiem wynikać z jakiejś wspólnej przyczyny - ustroju państwowego, który tłumi zarówno wolność mediów, jak i wolność gospodarczą. Dlatego autorzy idą krok dalej i za pomocą technik ekonometrycznych starają się wyizolować wpływ udziału własności państwowej w mediach na rozmaite istotne aspekty życia w kraju. Dochodzą do wniosku, że wzrost tego udziału przyczynia się do ograniczenia wolności środków masowego przekazu, gorszej realizacji indywidualnych praw, słabszej ochrony praw własności, niższej jakości przepisów prawa, gorszych wyników w zakresie oświaty i opieki zdrowotnej.
Wygląda na to, że polska debata o roli państwa w mediach rzeczywiście dotyczy fundamentalnych spraw.
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.