Źle jest, kiedy ktoś Kalemu zabrać krowę, jeszcze gorzej, kiedy krowa się znajdzie. Tak w III RP powinno brzmieć prawo Kalego w odniesieniu do skradzionych samochodów, a przynajmniej do tico mojej żony.
Bo jeśli ktoś krowę znajdzie i doprowadzi, to krowa trafia do policyjnej zagrody na kwarantannę. W tym czasie policja z baobabu, w którego cieniu się owa zagroda znajduje (Konstancin-Jeziorna), wysyła żółwia z pisaną na skórze bawołu wiadomością o tym ewenemencie w kierunku baobabu, w którym Kali zgłosił kradzież krowy (Warszawa - Grenadierów). Lotem sępa kilkanaście kilometrów. Użycie nowoczesnych tam-tamów nie jest w tym wypadku dozwolone. Tymczasem Kali dowiaduje się z przecieków o cudownym odnalezieniu, ale oficjalnie nie może wiedzieć nawet, gdzie krowa przebywa, nie mówiąc już o tym, w jakim jest stanie. Zaś między odnalezieniem a odzyskaniem jest cała pustynia. A na pustyni fatamorgany i inne iluzje. Iluzją jest przekonanie, że komuś zależy na tym, żeby Kali odzyskać krowę albo przynajmniej, żeby minimalizować koszty. Bo wprawdzie Kalemu się grozi, że jeżeli nie zabierze (kiedy już mu pozwolą) natychmiast swojej krowy, to będzie płacił wiele koralików i perkalu, bo utrzymanie takiej krowy jest drogie jak cała dżungla, ale kiedy za to utrzymanie płaci policja, czyli zanim dojdzie żółw z dokumentem, to koszty niech sobie rosną. A żółw musi doczłapać nie tylko do drugiego baobabu policyjnego, ale potem jeszcze do jaskini prokuratorów od umarzania. I dopiero wtedy Kali ze swoim ubezpieczycielem mogą obejrzeć krowę, a raczej to, co z niej zostało, czyli pokrowiec. Bo przez ten czas biedna krowa, która kiedyś miała własną obórkę, stoi sobie pod gołym niebem i niszczeje, a bywa, że sępy i hieny, czasem nawet powiązane z policją, wyrywają z niej na żywca organy zamienne. Koszty zniszczeń, napędzane przez sępy i hieny, ponosi ubezpieczyciel. Koszty ubezpieczenia i policji oraz koszty moralne, napędzane przez baobaby, ponosi Kali. Koszty utrzymania krowy wielkie jak cała dżungla, a napędzane przez żółwia, ponosi policja. Dlatego gdy się słyszy od sympatycznych skądinąd funkcjonariuszy baobabu pruszkowskiego, że mają za mało samochodów, trzeba rozwiązać następujące zadanie - ile aut dla potrzebujących baobabów można kupić za koraliki i perkal wyrzucone w błoto policyjnych parkingów przez czas biegu żółwia?
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.