Tylko co pięćdziesiąty dorosły Polak próbuje własnych sił w biznesie!
Zanik chęci podejmowania ryzyka na wolnym rynku przez młodych ludzi może oznaczać tylko jedno: początek końca wolnorynkowej gospodarki - stwierdził niegdyś Charles Evans Hughes, działacz Partii Republikańskiej w USA. "Polacy są w regionie środkowoeuropejskim nacją najbardziej dynamiczną, bogacą się w najbardziej amerykański sposób, najszybciej" - pisał siedem lata temu na łamach "The Wall Street Journal" Thomas Riccardo, analityk giełdowy. To już przeszłość. Polacy są coraz mniej skłonni do podejmowania gospodarczego ryzyka, czyli zakładania firm. Próbę "pójścia na swoje" podejmuje dziś zaledwie co pięćdziesiąty dorosły Polak. Własna inicjatywa gospodarcza spadła na liście najlepszych sposobów na atrakcyjną pracę i wysokie zarobki z pierwszego miejsca w latach 1990-1993 na siódme. W USA na stu dorosłych mieszkańców przypada dziesięć zakładanych w ciągu roku od podstaw firm (tzw. start-ups), w Polsce - niespełna 1,5. Łączna liczba prywatnych przedsiębiorstw na tysiąc obywateli w Polsce (27) jest niższa niż na Węgrzech (51) i w Czechach (68).
Hazardziści
- Gdy zaczynałem, procedura zakładania firmy ograniczyła się do zgłoszenia działalności gospodarczej w urzędzie gminy. Do mojego pierwszego kontaktu z urzędem skarbowych doszło dopiero po kilku miesiącach - wspomina Krzysztof Pawiński, prezes Maspeksu Wadowice. Pawiński założył wspólnie z kolegami z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie firmę spożywczą, która dziś jest jednym z najbardziej dynamicznych polskich przedsiębiorstw, liderem na rynku soków, czekolady do picia, rozpuszczalnych herbat, kakao i makaronów. Aby pracować we własnym przedsiębiorstwie, rzucił posadę na państwowej uczelni. W 2002 r. obroty Grupy Maspex Wadowice przekroczyły 1,1 mld zł. Adam Rozwadowski, właściciel Enel-Medu, wraz z żoną i synami przez ostatnie 10 lat mieszkał w założonej przez siebie klinice. - Żeby stworzyć Enel-Med, musieliśmy sprzedać dom i dopiero teraz budujemy nowy, na wsi. Ryzyko się jednak opłaciło - mówi Rozwadowski.
Pawiński i Rozwadowski, podobnie jak wielu innych, rozkręcili biznes przed 1994 r. W latach 1990-1994 powstały firmy niemal wszystkich z listy 100 najbogatszych Polaków "Wprost". Od tego czasu wiele się zmieniło. Według Banku Światowego, założenie u nas firmy może trwać nawet do 52 tygodni. Od 1996 r. do 2001 r. liczba koncesji, zezwoleń i innych licencji potrzebnych w tym celu wzrosła o 26 proc. Dramatycznie zwiększyły się również koszty pracy, więc legalne zatrudnianie kogokolwiek jest drogie. - Główną winą za taki stan rzeczy należy obarczyć państwo, które tłamsi przedsiębiorczość - nie ma wątpliwości Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha. Rozpoczynający obecnie działalność gospodarczą są niemal hazardzistami.
Zmorą przedsiębiorców są nie tylko wysokie podatki, ale i niestabilne prawo - samo monitorowanie zmian w przepisach wymaga często zatrudnienia dodatkowej osoby. Informator o zmianach prawnych dotyczących przedsiębiorców z miesięcznika stał się dwutygodnikiem! Jak wynika z raportu Centrum im. Adama Smitha, w latach 1996-2000 dokonano zmian w 106 spośród 162 aktów prawnych odnoszących się bezpośrednio do działalności gospodarczej. Nowelizacji było w sumie 522, przeciętnie każdy akt prawny był zmieniany pięciokrotnie. Nic dziwnego, że wielu młodych ludzi zamiast iść na wojnę z urzędami skarbowymi i 40 państwowymi inspekcjami, woli, by zamartwiali się tym inni - ich pracodawcy.
U pracodawcy za piecem
Na początku lat 90. w Polsce powstało około 2,5 mln prywatnych firm. Ten spontaniczny pęd do biznesu zadecydował o sukcesie kapitalistycznej rewolucji. Około 34 proc. Polaków, którzy wkroczyli wówczas na rynek pracy, zaczęło zarabiać w założonych przez siebie przedsiębiorstwach. Z czasem nasz zapał zaczął słabnąć - sześć lat temu własna inicjatywa gospodarcza spadła z pierwszego miejsca wśród najskuteczniejszych sposobów znalezienia pracy na szóste, a przez ostatnie pięć lat na siódme. Dziś, gdy bezrobotnych jest prawie 3,5 mln osób, 60 proc. szukających zatrudnienia Polaków - jak wynika z lutowego badania CBOS - za dobry sposób na jego znalezienie uznaje założenie własnej firmy. Większość poprzestaje jednak na deklaracjach. Własną firmę próbuje założyć jedynie 9 proc. spośród 21 proc. rozglądających się za pracą Polaków, czyli co pięćdziesiąty dorosły obywatel. W Polsce jest dziś aktywnych tylko 1,76 mln firm.
Rosnące ryzyko prowadzenia biznesu sprawiło, że z "tygrysów kapitalizmu" z początków minionej dekady zaczynamy się zmieniać w potulne koty. Młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy cenią nie własny biznes, lecz dobrą posadę u kogoś, najlepiej w zachodnim koncernie. Do łask wraca sektor publiczny. - Płacą kiepsko, bo około 500 zł na miesiąc - mówi jeden z absolwentów ekonomii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, który dziś pracuje w gminnym ośrodku informacji europejskiej. Liczy na to, że ta praca stanie się dla niego przepustką do zdobycia etatu w urzędzie gminy, a tam pensja to już "całe 800 zł". W marcu w częstochowskim urzędzie miasta 28 osobom, które pracę w magistracie łączyły z prowadzeniem działalności gospodarczej, kazano wybierać jedną posadę. Pracę na państwowym wybrało... 28 osób!
- Skusiła nas pewność zatrudnienia, regularność wypłacania poborów, prawo do płatnych urlopów - tłumaczyli. Nie powinno zatem dziwić, że choć z programu "Pierwsza praca", firmowanego przez Jerzego Hausnera, ministra gospodarki i pracy, skorzystało od czerwca do grudnia 2002 r. około 100 tys. absolwentów, pożyczkę na założenie własnej firmy wzięło... 531 osób.
Pokolenie najemników
"Dałbym tysiąc dolarów, żeby zostać milionerem" - zażartował kiedyś Lewis Timberlake, założyciel i prezes Timberlake & Associates, firmy doradzającej największym korporacjom w USA. Zdaje się, że wielu młodych Polaków całkiem serio wyznaje taką filozofię. Chcieliby zarabiać miliony natychmiast. Jeśli jest to niemożliwe, szybko się zniechęcają. Jak wynika z badania AISEC, które przeprowadzono w 46 największych polskich uczelniach ekonomicznych i politechnikach, mniej niż 30 proc. studentów myśli o założeniu firmy. Ten wskaźnik od 1994 r. systematycznie maleje. Dla potencjalnej elity biznesu szczytem marzeń jest dziś praca w międzynarodowych korporacjach, takich jak Unilever, PricewaterhouseCoopers czy Coca-Cola. Ponad 25 proc. studentów i absolwentów przyjęłoby pracę w sektorze publicznym - wynika z internetowej ankiety portalu Pracuj.pl. - Boją się ciężkiej pracy, ryzyka, odpowiedzialności i mozolnego dążenia do celu - ocenia Jacek Santorski, psycholog biznesu.
W Stanach Zjednoczonych co tydzień powstaje 600 firm, tyle samo w tym czasie bankrutuje. Amerykanie nie zrażają się łatwo niepowodzeniami. Tymczasem według Santorskiego, w Polsce wciąż mamy do czynienia ze zjawiskiem wyuczonej bezradności. - Ci, którzy raz się sparzyli, próbując coś zrobić na własną rękę, albo nawet tylko słyszeli o porażkach innych, przestają wykazywać inicjatywę - mówi psycholog. - Polakom brakuje ducha podejmowania ryzyka, odporności na stres, siły do podnoszenia się z porażek. Tego nie da się nauczyć w szkole - dodaje Jacek Bachalski, poseł PO i biznesmen (jest między innymi właścicielem największej w Polsce szkoły językowej JDJ). Rośnie nam zatem pokolenie najemników, których ambicje ograniczają się do pracy u innych.
Hazardziści
- Gdy zaczynałem, procedura zakładania firmy ograniczyła się do zgłoszenia działalności gospodarczej w urzędzie gminy. Do mojego pierwszego kontaktu z urzędem skarbowych doszło dopiero po kilku miesiącach - wspomina Krzysztof Pawiński, prezes Maspeksu Wadowice. Pawiński założył wspólnie z kolegami z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie firmę spożywczą, która dziś jest jednym z najbardziej dynamicznych polskich przedsiębiorstw, liderem na rynku soków, czekolady do picia, rozpuszczalnych herbat, kakao i makaronów. Aby pracować we własnym przedsiębiorstwie, rzucił posadę na państwowej uczelni. W 2002 r. obroty Grupy Maspex Wadowice przekroczyły 1,1 mld zł. Adam Rozwadowski, właściciel Enel-Medu, wraz z żoną i synami przez ostatnie 10 lat mieszkał w założonej przez siebie klinice. - Żeby stworzyć Enel-Med, musieliśmy sprzedać dom i dopiero teraz budujemy nowy, na wsi. Ryzyko się jednak opłaciło - mówi Rozwadowski.
Pawiński i Rozwadowski, podobnie jak wielu innych, rozkręcili biznes przed 1994 r. W latach 1990-1994 powstały firmy niemal wszystkich z listy 100 najbogatszych Polaków "Wprost". Od tego czasu wiele się zmieniło. Według Banku Światowego, założenie u nas firmy może trwać nawet do 52 tygodni. Od 1996 r. do 2001 r. liczba koncesji, zezwoleń i innych licencji potrzebnych w tym celu wzrosła o 26 proc. Dramatycznie zwiększyły się również koszty pracy, więc legalne zatrudnianie kogokolwiek jest drogie. - Główną winą za taki stan rzeczy należy obarczyć państwo, które tłamsi przedsiębiorczość - nie ma wątpliwości Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha. Rozpoczynający obecnie działalność gospodarczą są niemal hazardzistami.
Zmorą przedsiębiorców są nie tylko wysokie podatki, ale i niestabilne prawo - samo monitorowanie zmian w przepisach wymaga często zatrudnienia dodatkowej osoby. Informator o zmianach prawnych dotyczących przedsiębiorców z miesięcznika stał się dwutygodnikiem! Jak wynika z raportu Centrum im. Adama Smitha, w latach 1996-2000 dokonano zmian w 106 spośród 162 aktów prawnych odnoszących się bezpośrednio do działalności gospodarczej. Nowelizacji było w sumie 522, przeciętnie każdy akt prawny był zmieniany pięciokrotnie. Nic dziwnego, że wielu młodych ludzi zamiast iść na wojnę z urzędami skarbowymi i 40 państwowymi inspekcjami, woli, by zamartwiali się tym inni - ich pracodawcy.
U pracodawcy za piecem
Na początku lat 90. w Polsce powstało około 2,5 mln prywatnych firm. Ten spontaniczny pęd do biznesu zadecydował o sukcesie kapitalistycznej rewolucji. Około 34 proc. Polaków, którzy wkroczyli wówczas na rynek pracy, zaczęło zarabiać w założonych przez siebie przedsiębiorstwach. Z czasem nasz zapał zaczął słabnąć - sześć lat temu własna inicjatywa gospodarcza spadła z pierwszego miejsca wśród najskuteczniejszych sposobów znalezienia pracy na szóste, a przez ostatnie pięć lat na siódme. Dziś, gdy bezrobotnych jest prawie 3,5 mln osób, 60 proc. szukających zatrudnienia Polaków - jak wynika z lutowego badania CBOS - za dobry sposób na jego znalezienie uznaje założenie własnej firmy. Większość poprzestaje jednak na deklaracjach. Własną firmę próbuje założyć jedynie 9 proc. spośród 21 proc. rozglądających się za pracą Polaków, czyli co pięćdziesiąty dorosły obywatel. W Polsce jest dziś aktywnych tylko 1,76 mln firm.
Rosnące ryzyko prowadzenia biznesu sprawiło, że z "tygrysów kapitalizmu" z początków minionej dekady zaczynamy się zmieniać w potulne koty. Młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy cenią nie własny biznes, lecz dobrą posadę u kogoś, najlepiej w zachodnim koncernie. Do łask wraca sektor publiczny. - Płacą kiepsko, bo około 500 zł na miesiąc - mówi jeden z absolwentów ekonomii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, który dziś pracuje w gminnym ośrodku informacji europejskiej. Liczy na to, że ta praca stanie się dla niego przepustką do zdobycia etatu w urzędzie gminy, a tam pensja to już "całe 800 zł". W marcu w częstochowskim urzędzie miasta 28 osobom, które pracę w magistracie łączyły z prowadzeniem działalności gospodarczej, kazano wybierać jedną posadę. Pracę na państwowym wybrało... 28 osób!
- Skusiła nas pewność zatrudnienia, regularność wypłacania poborów, prawo do płatnych urlopów - tłumaczyli. Nie powinno zatem dziwić, że choć z programu "Pierwsza praca", firmowanego przez Jerzego Hausnera, ministra gospodarki i pracy, skorzystało od czerwca do grudnia 2002 r. około 100 tys. absolwentów, pożyczkę na założenie własnej firmy wzięło... 531 osób.
Pokolenie najemników
"Dałbym tysiąc dolarów, żeby zostać milionerem" - zażartował kiedyś Lewis Timberlake, założyciel i prezes Timberlake & Associates, firmy doradzającej największym korporacjom w USA. Zdaje się, że wielu młodych Polaków całkiem serio wyznaje taką filozofię. Chcieliby zarabiać miliony natychmiast. Jeśli jest to niemożliwe, szybko się zniechęcają. Jak wynika z badania AISEC, które przeprowadzono w 46 największych polskich uczelniach ekonomicznych i politechnikach, mniej niż 30 proc. studentów myśli o założeniu firmy. Ten wskaźnik od 1994 r. systematycznie maleje. Dla potencjalnej elity biznesu szczytem marzeń jest dziś praca w międzynarodowych korporacjach, takich jak Unilever, PricewaterhouseCoopers czy Coca-Cola. Ponad 25 proc. studentów i absolwentów przyjęłoby pracę w sektorze publicznym - wynika z internetowej ankiety portalu Pracuj.pl. - Boją się ciężkiej pracy, ryzyka, odpowiedzialności i mozolnego dążenia do celu - ocenia Jacek Santorski, psycholog biznesu.
W Stanach Zjednoczonych co tydzień powstaje 600 firm, tyle samo w tym czasie bankrutuje. Amerykanie nie zrażają się łatwo niepowodzeniami. Tymczasem według Santorskiego, w Polsce wciąż mamy do czynienia ze zjawiskiem wyuczonej bezradności. - Ci, którzy raz się sparzyli, próbując coś zrobić na własną rękę, albo nawet tylko słyszeli o porażkach innych, przestają wykazywać inicjatywę - mówi psycholog. - Polakom brakuje ducha podejmowania ryzyka, odporności na stres, siły do podnoszenia się z porażek. Tego nie da się nauczyć w szkole - dodaje Jacek Bachalski, poseł PO i biznesmen (jest między innymi właścicielem największej w Polsce szkoły językowej JDJ). Rośnie nam zatem pokolenie najemników, których ambicje ograniczają się do pracy u innych.
Małgorzata Okońska-Zaręba wiceminister gospodarki, pracy i polityki społecznej Polacy potrafią być przedsiębiorczy, ale trzeba im stworzyć po temu odpowiednie warunki. Pozytywne efekty rządowych programów, takich jak "Przede wszystkim przedsiębiorczość", zminimalizowała samowola parlamentu, który wprowadził do nich niekorzystne dla biznesmenów przepisy. Dlatego uruchomimy II fazę programu dla przedsiębiorczości. Chcemy, by założenie firmy trwało maksymalnie dwa tygodnie i by w tym celu wystarczyło odwiedzić najwyżej dwa "okienka", a nie - jak dziś - 11. Przedsiębiorcy mogliby od 2004 r. rejestrować działalność gospodarczą w urzędach gmin, a nie w Krajowym Rejestrze Sądowym, który nie radzi sobie z nawałem pracy. Urzędników zobowiążemy do pomagania przedsiębiorcom w załatwianiu formalności. |
DROGA PRZEZ MĘKĘ Najważniejsze przeszkody w prowadzeniu działalności gospodarczej trudność w pozyskaniu kredytów bankowych brak pieniędzy w funduszach pożyczkowych i poręczeniowych czasochłonność procedury rejestracji firmy - Krajowy Rejestr Sądowy dysponuje jedynie 26 wydziałami rejestrowymi czas oczekiwania na nadanie numeru REGON - 30 dni liczba potrzebnych do rozpoczęcia inwestycji postanowień i decyzji administracyjnych - 26 dokumentów minimalny czas potrzebny do otrzymania wszystkich postanowień i decyzji administracyjnych związanych z inwestycją - 46 tygodni 40 instytucji kontrolujących przedsiębiorców 1200 stawek podatkowych zróżnicowanie sytuacji podatkowej przedsiębiorców - część płaci CIT w wysokości 27 proc., większość PIT według stawek 19 proc., 30 proc., 40 proc. przewlekłość postępowania sądowego - tylko 139 wydziałów gospodarczych w sądach w całej Polsce |
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.