Następna będzie Syria!". Nie skrywana satysfakcja pojawiała się w głosach moich rozmówców w Izraelu, kiedy podsumowywali wyniki zwycięskiej kampanii wojennej w Iraku. Państwo prezydenta Asada juniora jest postrzegane jako ostatni bastion antyamerykanizmu na Bliskim Wschodzie.
Po zdobyciu Bagdadu część doradców prezydenta Busha pojawiła się w Gabinecie Owalnym z projektem operacji wojennej przeciw Damaszkowi. Prezydent nie wyraził zgody. Zgodził się natomiast na zwiększenie presji gospodarczej i dyplomatycznej.
Syrię oskarżono o ukrywanie popleczników Husajna, wspieranie terrorystów z Hamasu i Dżihadu dokonujących zamachów w Izraelu oraz o próby pozyskania broni chemicznej i biologicznej. Te same oskarżenia doprowadziły do ataku na Irak.
Władze Syrii odmówiły zgody na wjazd międzynarodowych inspektorów rozbrojeniowych, występując w zamian z planem uczynienia Bliskiego Wschodu obszarem "wolnym od broni masowego rażenia". Nietrudno się domyślić, że chodzi o pozbawienie Izraela broni atomowej. Reżim Baszara al-Asada znalazł się w skrajnie trudnej sytuacji. Wie wprawdzie, że Amerykanie w najbliższych miesiącach go nie zaatakują, ale został sam. Syria musi się zdecydować, czy woli dołączyć do osi zła, czy zacząć proces demokratyzacji. Każda decyzja zagraża pozycji rządzących. A jednocześnie będzie pierwszym dowodem, jak wiele zmieniło się na Bliskim Wschodzie po zdobyciu Bagdadu przez koalicję. Naszą koalicję.
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.