Zanosi się na skandal w nowojorskim Muzeum Guggenheima. Na wielkiej wystawie Kazimierza Malewicza (1879-1935), mistrza rosyjskiej awangardy i jednego z prekursorów sztuki współczesnej, pojawią się obrazy, których status prawny jest co najmniej wątpliwy.
Przedstawiciele muzeum mówią eufemistycznie o dziełach "niedawno odkrytych". W rzeczywistości dzieła te znalazły się za oceanem w wyniku splotu dziwnych okoliczności o wyraźnie kryminalnym podłożu.
Kolekcja Chardiejewa
Przez dziesiątki lat obrazy Malewicza należały do Nikołaja Chardiejewa, rosyjskiego krytyka sztuki, przyjaciela czołowych przedstawicieli awangardy, który przechowywał ich dzieła, rękopisy i dzienniki w czasach, gdy były uznawane za wywrotowe. W niewielkim moskiewskim mieszkaniu Chardiejew miał oprócz rzadkich obrazów olejnych, gwaszy i rysunków Malewicza także prace Pawła Filonowa, Michaiła Łarionowa, Natalii Gonczarowej, Olgi Rozanowej i El Lissitzky'ego, a także ogromne archiwum literackie. Łącznie było to około 1350 dzieł sztuki.
W 1993 r. 90-letniego Chardiejewa namówiono na wyjazd z żoną z Rosji do Holandii - w zamian za przekazanie bezcennych archiwów Uniwersytetowi Amsterdamskiemu. W wywiezieniu kolekcji pomagała para marszandów z Kolonii - Krystyna Chmurzyńska i Matthias Rastorfer. Oboje mówią, że zgodzili się to zrobić tylko dlatego, że żona Chardiejewa "płakała i prosiła o pomoc". Chardiejewowie twierdzili natomiast, że marszandzi sami zaoferowali pomoc. Z dokumentów wynika, że pomocnicy mieli dać Chardiejewom 2,5 mln dolarów w zamian za sześć prac Malewicza, które właściwie zostały przemycone przez granicę. Rynkowa wartość tych prac była co najmniej dziesięciokrotnie wyższa. Gdy sprawa wyszła na jaw, Chmurzyńska i Rastorfer zaprzeczyli, jakoby brali udział w przemycie. Potwierdzili tylko, że dali Chardiejewom zaliczkę na przeprowadzkę, a dzieła sztuki kupili, gdy opuściły już Rosję. Zresztą operacja powiodła się tylko częściowo, bo prawie połowa prac została skonfiskowana na lotnisku w Moskwie.
Niebezpieczny spadkobierca
Po awanturze z marszandami z Chardiejewami zaczął współpracować aktor Borys Abarow. W lipcu 1995 r. pomógł on Chardiejewowi sporządzić testament, na mocy którego miała powstać fundacja kulturalna imienia Chardiejewów, a jedynym spadkobiercą bezdzietnej pary miał zostać Abarow. Cztery miesiące później tragicznie zmarła żona Chardiejewa - Czaga. Abarow twierdzi, że spadła ze stromych schodów w domu i uderzyła się w głowę. Wiadomo jednak, że Czaga wielokrotnie kłóciła się z Abarowem o pieniądze, a jej mąż, wówczas już przykuty do łóżka, chciał zmienić testament.
Po śmierci Chardiejewa w 1996 r. Abarow - jedyny spadkobierca - zmienił warunki działania fundacji, by umożliwić sprzedaż większej liczby dzieł. Gdy rok później holenderskie władze rozpoczęły śledztwo w tej sprawie, Abarow zdążył już sprzedać galerii należącej do Chmurzyńskiej kolejne obrazy Malewicza i rysunki Lissitzky'ego - za 12,5 mln dolarów. W tym samym czasie kilka ważnych listów i rysunków Malewicza z kolekcji Chardiejewa po cichu trafiło na europejskie aukcje. Gdy holenderska gazeta "De Volkskrant" ujawniła matactwa Abarowa, ten wynegocjował z wykonawcą testamentu 5 mln dolarów w zamian za zrzeczenie się wszelkich praw do spadku. Następnie Abarow się ulotnił i ślad po nim zaginął.
Przemytnicy, czyli dobroczyńcy
Rządy Rosji i Holandii podjęły negocjacje w sprawie dalszych losów archiwum. Tymczasem Chmurzyńska i Rastorfer zagrozili mediom sądem za rzekomo kłamliwe przedstawienie całej historii. Zdążyli też wydać książkę o kolekcji, przedstawiając się jako opiekunowie archiwum. Jednocześnie utrzymywali dobre stosunki z przedstawicielami rosyjskiego resortu kultury, którzy (wbrew opinii prezydenta Putina) publicznie wygłaszali peany na cześć obojga. Chmurzyńska i spółka rozpoczęli też przygotowania do wystawy prac Malewicza - w tym wielu z kolekcji Chardiejewa - w Muzeum Guggenheima.
Dyrektor muzeum Thomas Krens odmówił komentarza na temat afery. Kurator wystawy Matthew Drutt oświadczył, że podjął się tego zadania, bo zapewniono go, że nie istnieją żadne roszczenia wobec wystawianych dzieł. Czy rzeczywiście?
Kolekcja Chardiejewa
Przez dziesiątki lat obrazy Malewicza należały do Nikołaja Chardiejewa, rosyjskiego krytyka sztuki, przyjaciela czołowych przedstawicieli awangardy, który przechowywał ich dzieła, rękopisy i dzienniki w czasach, gdy były uznawane za wywrotowe. W niewielkim moskiewskim mieszkaniu Chardiejew miał oprócz rzadkich obrazów olejnych, gwaszy i rysunków Malewicza także prace Pawła Filonowa, Michaiła Łarionowa, Natalii Gonczarowej, Olgi Rozanowej i El Lissitzky'ego, a także ogromne archiwum literackie. Łącznie było to około 1350 dzieł sztuki.
W 1993 r. 90-letniego Chardiejewa namówiono na wyjazd z żoną z Rosji do Holandii - w zamian za przekazanie bezcennych archiwów Uniwersytetowi Amsterdamskiemu. W wywiezieniu kolekcji pomagała para marszandów z Kolonii - Krystyna Chmurzyńska i Matthias Rastorfer. Oboje mówią, że zgodzili się to zrobić tylko dlatego, że żona Chardiejewa "płakała i prosiła o pomoc". Chardiejewowie twierdzili natomiast, że marszandzi sami zaoferowali pomoc. Z dokumentów wynika, że pomocnicy mieli dać Chardiejewom 2,5 mln dolarów w zamian za sześć prac Malewicza, które właściwie zostały przemycone przez granicę. Rynkowa wartość tych prac była co najmniej dziesięciokrotnie wyższa. Gdy sprawa wyszła na jaw, Chmurzyńska i Rastorfer zaprzeczyli, jakoby brali udział w przemycie. Potwierdzili tylko, że dali Chardiejewom zaliczkę na przeprowadzkę, a dzieła sztuki kupili, gdy opuściły już Rosję. Zresztą operacja powiodła się tylko częściowo, bo prawie połowa prac została skonfiskowana na lotnisku w Moskwie.
Niebezpieczny spadkobierca
Po awanturze z marszandami z Chardiejewami zaczął współpracować aktor Borys Abarow. W lipcu 1995 r. pomógł on Chardiejewowi sporządzić testament, na mocy którego miała powstać fundacja kulturalna imienia Chardiejewów, a jedynym spadkobiercą bezdzietnej pary miał zostać Abarow. Cztery miesiące później tragicznie zmarła żona Chardiejewa - Czaga. Abarow twierdzi, że spadła ze stromych schodów w domu i uderzyła się w głowę. Wiadomo jednak, że Czaga wielokrotnie kłóciła się z Abarowem o pieniądze, a jej mąż, wówczas już przykuty do łóżka, chciał zmienić testament.
Po śmierci Chardiejewa w 1996 r. Abarow - jedyny spadkobierca - zmienił warunki działania fundacji, by umożliwić sprzedaż większej liczby dzieł. Gdy rok później holenderskie władze rozpoczęły śledztwo w tej sprawie, Abarow zdążył już sprzedać galerii należącej do Chmurzyńskiej kolejne obrazy Malewicza i rysunki Lissitzky'ego - za 12,5 mln dolarów. W tym samym czasie kilka ważnych listów i rysunków Malewicza z kolekcji Chardiejewa po cichu trafiło na europejskie aukcje. Gdy holenderska gazeta "De Volkskrant" ujawniła matactwa Abarowa, ten wynegocjował z wykonawcą testamentu 5 mln dolarów w zamian za zrzeczenie się wszelkich praw do spadku. Następnie Abarow się ulotnił i ślad po nim zaginął.
Przemytnicy, czyli dobroczyńcy
Rządy Rosji i Holandii podjęły negocjacje w sprawie dalszych losów archiwum. Tymczasem Chmurzyńska i Rastorfer zagrozili mediom sądem za rzekomo kłamliwe przedstawienie całej historii. Zdążyli też wydać książkę o kolekcji, przedstawiając się jako opiekunowie archiwum. Jednocześnie utrzymywali dobre stosunki z przedstawicielami rosyjskiego resortu kultury, którzy (wbrew opinii prezydenta Putina) publicznie wygłaszali peany na cześć obojga. Chmurzyńska i spółka rozpoczęli też przygotowania do wystawy prac Malewicza - w tym wielu z kolekcji Chardiejewa - w Muzeum Guggenheima.
Dyrektor muzeum Thomas Krens odmówił komentarza na temat afery. Kurator wystawy Matthew Drutt oświadczył, że podjął się tego zadania, bo zapewniono go, że nie istnieją żadne roszczenia wobec wystawianych dzieł. Czy rzeczywiście?
Więcej możesz przeczytać w 17/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.