Nie tak dawno usłyszałam zabawne, ale wydaje się, że z gruntu prawdziwe powiedzonko: "Jeśli chodzi o seks, to kobiety do jego uprawiania potrzebują powodu, a mężczyźni miejsca". Rzecz upraszczając, wychodzi na to, że kobiety muszą się zakochać przed seksem, a mężczyźni dopiero przez seks. Inna droga postępowania z reguły do niczego dobrego nie prowadzi. Wystarczy porównać okoliczności, jakich do udanego seksu potrzebują kobiety, a jakich ich partnerzy. Podczas gdy kochanka stawia na romantyzm, wzajemną komunikację, intymność bez erotycznego podtekstu, jej ukochanego nakręca pornografia, kobieca naga pupa i seksowna bielizna. Instytut Kinseya opublikował ostatnio dane, z których wynika, że 37 proc. mężczyzn myśli o seksie średnio co trzydzieści minut, podczas gdy tylko 11 proc. kobiet może się pochwalić taką częstotliwością. Gdy więc kochankowie nie znajdą w tej materii satysfakcjonujących obie strony proporcji, to wówczas zajączek mówi barankowi "nie". Aż 43 proc. takich zajączków, czyli Amerykanek, ma problemy z życiem erotycznym. W Journal of the American Medical Association ukazały się badania, z których wynika, że kobiety i mężczyźni między 18. a 59. rokiem życia coraz częściej skarżą się na utratę zainteresowania seksem, trudności z osiągnięciem i utrzymaniem podniecenia, lęk przed stosunkiem, zbyt szybkie szczytowanie, ból podczas stosunku, brak odczuwania przyjemności z uprawiania seksu. Najpowszechniejszym utrapieniem prześladującym kobiety jest gasnąca namiętność, której równocześnie towarzyszy wzrost niskiej samooceny, poczucie zagubienia i dojmującego smutku. Nie mylą się seksuolodzy, którzy twierdzą, że u kobiety najważniejszy punkt erogenny ulokowany jest między uszami. W głowie. Tyle że nie każdemu barankowi chce się zachęcać swojego zajączka do tego, na co ten powinien mieć nieustanną ochotę. Nie ulega wątpliwości, że życiem erotycznym człowieka w olbrzymim stopniu rządzi psychika, a także to, jak sobie w życiu radzimy. Inaczej wygląda ono u młodej dziewczyny bez zobowiązań, która świadomie kontroluje swoją płodność, inaczej u młodej mężatki, która opiekuje się małymi dziećmi, a zupełnie inaczej u dojrzałej kobiety, której coraz trudniej znaleźć partnera. Poza tym jedne kobiety boją się zajścia w ciążę, inne nie. Nie mówiąc o tych, którym trudno w nocy baraszkować z kimś, kto w dzień widzi w nich tylko maszynkę do ułatwiania mężczyźnie życia. Do tego wszystkiego do naszych sypialni coraz brutalniej wkrada się tzw. norma, czyli to, co medycyna uważa za normę. Często na tej płaszczyźnie zaczyna się erotyczna samotność. Z podręczników, gazet i audycji dowiadujemy się, że normalna kobieta powinna się oddawać namiętnościom trzy razy w tygodniu, a pożądana powinna być co najmniej dwa razy częściej. Przekonuje się ją, że ma w tym względzie takie same potrzeby jak jej mężczyzna i że także powinna dominować. Znałam kiedyś dziewczynę, która - gdy tylko znalazła się z chłopakiem w łóżku - nastawiała budzik na 45 minut i dopiero po ich upływie osiągała podręcznikowy orgazm. Ten, któremu udawało się dziewczynę doprowadzić do orgazmu wcześniej, bezpowrotnie znikał z jej życiorysu jako ciężki przypadek seksualnej niewydolności. Anegdotyczne, ale prawdziwe. Przyczyn ogólnego spadku zainteresowania seksem można także upatrywać w odarciu tej jednej z najintymniejszych relacji między kobietą a mężczyzną ze wszelkiej tajemnicy. Czasami ma się wrażenie, jakby dwoje ludzi kochało się pod publicznym szkłem powiększającym. Udane pożycie seksualne to jeszcze jeden towar do zareklamowania i sprzedania. Nic więc dziwnego, że przemysł farmaceutyczny chce jak najszybciej wyprodukować viagrę dla oziębłych kobiet. Trzeba zrobić wszystko - alarmują lekarze i farmaceuci - aby zmusić ciało i psychikę kobiety, by chciało się jej chcieć w sypialni. Czy stanie się tak za pomocą hormonów, czy lekarstw pobudzających krążenie krwi w pęcherzu albo waginie, czy też dzięki urządzeniom mechanicznym - nie wiadomo. Ostatnio na najbardziej zdeterminowanych ochotniczkach przetestowano działanie viagry, ale z dość marnymi rezultatami. Równie skuteczne w leczeniu oziębłości okazało się placebo. Irwin Goldstein, dyrektor Instytutu Seksuologii Uniwersytetu Bostońskiego, zapowiedział zakrojone na szeroką skalę badania nad seksualnością kobiet. Zwłaszcza że - jak podkreślił - nie idzie tu o neurotyczne przypadki oziębłych kobiet, lecz prawie o połowę Amerykanek - tych z pokolenia prozacu, które bardziej od innych lubią swoje życie erotyczne konfrontować z tym, co widzą w mediach. Zresztą i ten temat został już naukowo rozpracowany. Aż 50 proc. młodych mężczyzn jest przekonanych, że ich seks nie dorównuje temu, co oglądają na ekranie i w prasie. W przeciwieństwie do 62 proc. kobiet, które są pewne, że ich życie erotyczne jest co najmniej tak dobre jak to pokazywane w mediach. Są pewne, bo tak jest naprawdę, czy idą w zaparte, bo tego się od nich oczekuje? Niedawno podano w telewizji, że struś potrzebuje seksu z samiczką 20-25 razy dziennie. Co w takiej sytuacji robi wyemancypowany zajączek? Mówi jurnemu barankowi "nie". n
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.