Znajomi mnie zaczepiają na ulicy i pytają: co ty się tak cieszysz? A ja mówię: bo fajnie jest! Na zumbę lecę! – mówi 63-letni Jerzy Dzwonkowski, kierowca z Warszawy. Kiedy stuknął mu szósty krzyżyk, postanowił wziąć się za siebie. Dziś sprawności może mu pozazdrościć niejeden 30-latek. Bo tańczenie w maratonie zumby przez trzy godziny to nie lada wyczyn.
ZUMBOWY DZIADEK
Jerzy Dzwonkowski jeszcze kilka lat temu dostawał ostrej zadyszki, kiedy musiał wejść po schodach albo podbiec sto metrów. – Najpierw postanowiłem zrzucić wagę. Nie żadne tam diety cud ani specyfiki z reklam. Po prostu zacząłem zdrowo się odżywiać. Zwracać uwagę na to, co i ile jem. Przez dwa lata schudł 33 kg. – I wtedy pomyślałem, że czas popracować nad kondycją – opowiada. Zapisał się na siłownię w klubie fitness. Ale monotonne ćwiczenia nie sprawiały mu frajdy i coraz częściej zaczynał zaglądać na salę, gdzie odbywały się zajęcia fitness. – Szczerze mówiąc, było mi trochę głupio. No, ale w końcu się przełamałem i poszedłem. Najpierw na pilates – mówi. Przez kolejne miesiące zaliczał różne zajęcia. Chodził na pilates, jogę, „zdrowy kręgosłup”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.