Amerykańskie służby wywiadowcze testują teorię, zgodnie z którą istnieje coś, co można by nazwać „fenomenem mądrości tłumu”. Stworzono nawet specjalny program badawczy „Good Judgment Project”, w którym bierze udział kilka tysięcy ochotników. Ich zadaniem jest przewidzieć – na podstawie różnych informacji – przyszłe wydarzenia polityczne, militarne i ekonomiczne. Najlepsi z uczestników potrafią podobno osiągnąć wyniki nawet o 30 proc. lepsze niż zawodowi analitycy wywiadu. Jednak nie o indywidualne zdolności chodzi, lecz o średnią uzyskiwaną przez cały zespół. Ma to zagwarantować, że pomyłki jednostek zostaną zniwelowane przez „mądrość tłumu”. Efekty są podobno zaskakująco dobre.
Co jednak, gdy grupa poddana badaniu zostaje zdominowana przez jednostkę, gdy zamiast „mądrości tłumu” pojawia się „owczy pęd”. Z góry przepraszam owce, ale to właśnie obserwując ich zachowania, zauważono, że zwierzęta te poruszają się stadnie za przewodnikiem jedna owca za drugą, nie wiedząc, dokąd właściwie biegną. Podobnie jest w przypadku zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy Tu-154M. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to Antoni Macierewicz, i tylko on, decyduje, jakie wnioski są słuszne i jaka danego dnia obowiązuje teoria. On to zespół, a zespół to on. Nikt nie zwróci mu uwagi, choć nawet w PiS są osoby, które uważają, że jest zbyt radykalny. Przez cztery lata poseł Macierewicz wygłosił wiele wzajemnie wykluczających się hipotez. Gdy jedna się nie potwierdzała, znajdował kolejną. Wszystko oparte na informacjach z drugiej ręki, bo śledczy Macierewicz nie pojawił się w Smoleńsku, by tam na miejscu zweryfikować swoje teorie. I tak na początku był wyciek paliwa i awaria urządzeń tupolewa, było „naprowadzanie na śmierć” przez kontrolerów lotu i dobijanie tych, którzy przeżyli katastrofę. Pojawiły się też wątki „obezwładnienia” tupolewa na wysokości 15 m, a także sabotażu, do jakiego miało dojść w trakcie remontu rządowej maszyny w Rosji. I wreszcie wybuch, a dokładnie wybuchy. Ile i gdzie to dane zmienne, zależne od aktualnej temperatury, kierunku wiatru i wysokości ciśnienia.
Ostatnia wersja przygotowana specjalnie na czwartą rocznicę katastrofy głosi, że doszło do eksplozji w prezydenckiej salonce. To wydzielona strefa, w której podróżował Lech Kaczyński wraz z żoną. Jeśli Antoni Macierewicz jest pewny swojej tezy, powinien zaapelować teraz do prezesa PiS, by ten zażądał ekshumacji i dokładnego zbadania zwłok brata i bratowej. Wątpię jednak, by poseł Macierewicz posunął się do tego, bo dobrze wie, że wynik tych badań byłby dla niego katastrofą kończącą jego polityczną karierę w PiS. A tak będzie nadal przewodnikiem dla wszystkich tych, którzy chcą wierzyć w smoleński zamach. Dla nich dowodem potwierdzającym wybuch na pokładzie tupolewa jest nawet animacja przygotowana przez rosyjską telewizję po katastrofie Tu-154M. Widać na niej wybuchający samolot. W połączeniu z pękającymi parówkami i rozerwanymi puszkami po piwie wszystko układa się w logiczną całość. Antoni Macierewicz triumfuje, teraz jest już jasne, że to, co wydarzyło się w Smoleńsku, to „więcej niż zbrodnia”. Może nadzbrodnia?
Jeszcze tylko kropka nad i,czyli opinia duńskiego eksperta, który analizując przyczyny katastrofy, skupił się na tym, na kogo Polacy mają głosować w wyborach. Polityczne tańce Antoniego Macierewicza na szczątkach tupolewa nie mają nic wspólnego z dążeniem do prawdy. To budowanie sekty, szukanie wyznawców, którzy bez cienia refleksji będą podążać za swoim kapłanem. Wszak wiara to coś, czego nie da się podważyć naukowymi dowodami. Wiara nie podlega prawom fizyki, chemii i aerodynamiki. Można by oczywiście machnąć na wszystko ręką i uśmiechnąć się jak na wiadomość o wyznawcach Latającego Potwora Spaghetti, którym sąd administracyjny przyznał rację w sporze z Ministerstwem Administracji.
Antoni Macierewicz to jednak nie pastafarianin urządzający sobie happening, ale wiceprezes największej opozycyjnej partii, która aspiruje do rządzenia. W jego zamachowe teorie wierzy prawie co czwarty Polak i tą wiarą nie zachwieją kolejne dowody obalające najbardziej absurdalne tezy zamachowe. Tak jak w przypadku brzozy, która za sprawą Chrisa Cieszewskiego zniknęła, by dzięki badaniom innych ekspertów Macierewicza pojawić się ponownie. Nawet sceptycyzm ojca Rydzyka wywołany politycznymi przepychankami z prezesem Kaczyńskim nie potrafi zatrzymać posła Macierewicza. On dobrze wie, jaka jest różnica między „mądrością tłumu” a „owczym pędem” i jak tę wiedzę wykorzystać. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.