Gorącym tematem w ostatnich tygodniach byli imigranci. Wypowiadają się o nich politycy, etatowi „krytycy polskiego ciemnogrodu”, oraz społeczeństwo poprzez badania opinii i wystąpienia publiczne. Uczestnikiem milczącym jest administracja, bo na nią spadnie opieka nad przybyłymi.
Dla polityków sprawa imigracji jest okazją, by wzajemnie pokrzyczeć na siebie w radiu i telewizji. Rząd będzie musiał – pod naciskiem Niemiec, Francji i Komisji Europejskiej – wydać właściwe rozporządzenia i przeznaczyć niezbędne środki na utrzymanie uchodźców i ich akulturację – częściowo zapewnione przez Brukselę. Na tym kończy się ich zainteresowanie sprawą.
Dla „krytyków ciemnogrodu” temat imigracji jest okazją, by wypełnić etatowy obowiązek pouczania Polaków. Sami uchodźcy mało ich obchodzą i na pewno nie chcieliby ich mieć w sąsiedztwie, chociaż i tak im to nie grozi. Zaniepokojeni są zwykli ludzie, czyli „ciemnogród”, bo wiedzą, że niedogodności związane z imigrantami spadną właśnie na nich i nie mają zaufania do instytucji publicznych.
Jak instytucje państwowe rozwiążą problem uchodźców? Wydadzą urzędnikom rozporządzenia i przyznają pewne środki na opiekę nad nimi. Rozporządzenia stworzą ramy prawne ich działalności, tj. określą zakres ich faktycznej odpowiedzialności. Urzędnicy nie odpowiadają za efekt działań, lecz za ich zgodność z przepisami. Zatem będą się ich trzymać niezależnie od skutków – czyli minimalizować swój wkład. W ten sposób środki stają się celem.
Gdyby celem było włączenie uchodźców do polskiego życia społecznego, przede wszystkim opracowano by program integracji wraz ze wskaźnikami jego realizacji. Zaangażowano by w przedsięwzięcie Kościół katolicki i inne wspólnoty religijne, organizacje pozarządowe, nauczycieli, harcerzy oraz społeczności lokalne, a także samych uchodźców. Szeroko wykorzystano by wolontariat. Program byłby poddany na kolejnych etapach ocenie i korektom z punktu widzenia użyteczności w osiąganiu założonych celów. Taka otwarta strategia byłaby bardziej efektywna, zapewne oszczędniejsza niż metody obecnie dominujące i pozwalałaby przełamać opór wobec przyjęcia uchodźców.
Nikt nie jest tym jednak zainteresowany: ani politycy, którzy, by zmienić działanie administracji, musieliby się zaangażować w prawdziwą reformę państwa; ani „krytycy ciemnogrodu”, bo dla nich narzekanie na Polaków stanowi sens zawodowej działalności; ani urzędnicy, bo oni akurat mają tu mało do powiedzenia. Pozostaje bezsilna ofiara działań pozorowanych – społeczeństwo, któremu został tylko protest.
W tej sytuacji pozostaje nadzieja, że imigranci szybko wyniosą się z Polski do Niemiec, Szwecji lub innych rajów opiekuńczych, gdzie zaludnią roszczeniowe, sfrustrowane getta mniejszości. �
* Profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, były szef Transparency International Poland
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.