Po dyktaturze proletariatu nastała dyktatura feministek Dość adoracji, chcemy reprezentacji", "Nie przejmuj się, przejmij władzę", "Zamienię kuchnię na parlament!" - nawołują organizacje postępowych kobiet. Można odnieść wrażenie, że dla postępowych kobiet życie polityczne, w tym wybory parlamentarne, to nieustające referendum w sprawie równouprawnienia. Owszem, Izabela Jaruga-Nowacka jest ministrem pracy i polityki socjalnej, ale tylko kobiet. Podobnie jak Magdalena Środa jest ministrem od równości płci - pod warunkiem że chodzi o równość kobiet. Niczym w piosence Johna Lennona - polska kobieta ma być współczesnym Murzynem. Jej los to jedna wielka mitręga, nieustanne upokorzenia i wyzysk - przez mężczyzn i całe państwo. Czy rzeczywiście kobiety w Polsce czują się Murzynami? Kogo tak naprawdę bronią urzędniczki państwowe Izabela Jaruga-Nowacka i Magdalena Środa, parlamentarzystki Maria Szyszkowska, Jolanta Banach i Joanna Sosnowska czy feministki Kinga Dunin i Agnieszka Graff? Czy w ogóle istnieją w Polsce kobiety, których rzeczniczkami się ustanowiły?
Dyskryminacja mniemana
Postanowiliśmy sprawdzić, co o rzekomej dyskryminacji własnej płci sądzą same kobiety. Okazuje się, że aż 71 proc. kobiet badanych przez Pentor przyznaje, że najważniejsze jest dla nich udane życie rodzinne i dzieci, czyli to, co postępowe kobiety uznają za niewolę i wyzysk. Polki nie widzą nic złego w tym, że zamiast robić karierę, zajmą się wychowaniem potomstwa. Z badań Pentora wynika, że aż 65 proc kobiet uważa, iż zajmowanie się domem leży w naturze kobiety i w tym również mogą się realizować.
O tym, że panie są w Polsce dyskryminowane, jest przekonanych 58,1 proc. kobiet i 35 proc. mężczyzn. Kiedy jednak zapytać, czy badani osobiście zetknęli się z wypadkami dyskryminacji kobiet, twierdząco odpowiada 31,7 proc. kobiet oraz 25,2 proc. mężczyzn. Postępowe panie wykorzystują to, że w Polsce dominują postawy bardziej konserwatywne niż w Europie Zachodniej. Ten konserwatyzm uznają za źródło dyskryminacji. O konserwatywnej postawie Polaków może świadczyć fakt, że 35,9 proc. badanych (aż 31,6 proc. kobiet) lepiej ocenia kobietę, która rezygnuje z pracy zawodowej na rzecz wychowania dzieci i zajmowania się domem (tylko 7,2 proc. ocenia to gorzej).
Przekonanie o konserwatywnych podstawach dyskryminacji kobiet bezwiednie przyjmuje większość Polaków. Według badań Pentora przeprowadzonych na zlecenie "Wprost", aż 53,5 proc. ankietowanych (w tym 58,3 proc. kobiet) uznaje, że w Polsce sytuacja kobiet jest gorsza niż w innych krajach UE (za lepszą uznaje je tylko 7,2 proc.). Nietrudno dowieść, że w podejściu do tego problemu dominuje punkt widzenia feministek. W ramach walki z tradycyjną kulturą są one bardziej zainteresowane nieograniczonym prawem do aborcji i kwotowym zagwarantowaniem kobiecej reprezentacji w ciałach wybieralnych niż realnym udziałem kobiet w życiu ekonomicznym i społecznym. Oczywiście, pewną rolę w założeniu, że polskie kobiety są upośledzone w stosunku do zachodnioeuropejskich, może odgrywać to, że są gorzej sytuowane - jak zresztą Polacy w ogóle.
Komu są potrzebne płciowe parytety?
Oto w Polsce kobiety trzykrotnie skuteczniej niż mężczyźni wykorzystują nadarzające im się szanse awansu i kariery. Tak wynika z badań Ewy Lisowskiej, ekonomistki ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Po 1989 r. trzykrotnie wzrosła w Polsce liczba firm założonych lub zarządzanych przez kobiety (liczba firm prowadzonych przez mężczyzn wzrosła w tym czasie dwukrotnie). W 1998 r. prowadzone przez kobiety firmy stanowiły aż 40 proc. wszystkich przedsiębiorstw (obecnie 36 proc.). Jest to europejski rekord. Kobiety stanowią 33 proc. zarządów polskich firm oraz zasiadają w zarządach 72 proc. wszystkich firm, co sytuuje nas w europejskiej czołówce. Z badań Lisowskiej wynika jeszcze, że Polki dwukrotnie częściej niż Francuzki bądź Niemki są skłonne ciężej i dłużej pracować.
Osiągnięcia kobiet w III RP dowodzą, że nie są one ofiarami dyskryminacji, że państwo nie musi prowadzić żadnej szczególnej polityki wobec nich, a feministki nie muszą walczyć o płciowe parytety czy punkty za pochodzenie. Jak trafnie powiedziała "Wprost" prof. Zyta Gilowska, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej: - Gdyby kobiety miały jakieś specjalne preferencje, do polityki dostawałyby się panie nie umiejące wygrać z mężczyznami na równych zasadach, czyli same by się upośledzały. Elżbieta Radziszewska, posłanka PO, dodaje, że "preferencje dla kobiet będą tuszować niekompetencję, a nie pomagać".
Obsesja nierówności
"Przeżyła to każda żona z klasy średniej. Gdy pościeliła już łóżko, schowała zakupy do lodówki, zjadła kolację z dziećmi i ułożyła w równy wzór krakersy, zadała sobie pytanie: czy to wszystko, co mnie czeka?" - pisała w książce "Feminine mystique" Betty Friedan, zwana papieżycą feminizmu. I wyjaśniała, że to nie wszystko. "Na miłość boską, nie chodzi o kobiety, ale o prawa wszystkich mniejszości, czyli o kształt demokracji" - grzmiała. Obsesją postępowych kobiet i w ogóle wszystkich postępowców jest nierówność.
Jakie są źródła nierówności (głównie nierówności płci)? Magdalena Środa oświadczyła pod koniec ubiegłego roku, że źródłem nierówności między mężczyznami a kobietami jest w Polsce katolicyzm. To stwierdzenie o tyle zadziwiające, że jeśli weźmiemy jakąkolwiek inną religię: islam, szintoizm, judaizm, hinduizm, kulty pierwotne - wszystkie one w sposób zdecydowanie bardziej jednoznaczny podkreślają podrzędność kobiety wobec mężczyzny. Zostaje tylko mityczny matriarchat, z którym nikt nigdy się nie zetknął. Zostają też niektóre odmiany protestantyzmu, które coraz mniej są religią.
Jak zwykle postępowe kobiety się mylą: przecież w Polsce katolicyzm stanowił także wehikuł emancypacji kobiet. Kult Matki Boskiej wyraźnie feminizuje polską postawę religijną. Polska specyfika kulturowa polega na nasyceniu kobiecym pierwiastkiem. Być może wpływały na to burzliwe koleje historii, które zmuszały szlachtę do wojowania i pozostawiania domu białogłowie. W każdym razie polska tradycja aż roi się od kobiet będących w pełnym tego słowa znaczeniu partnerkami mężczyzn, co w literaturze odbijają postacie Grażyny, Emilii Plater czy Basi Wołodyjowskiej. Barbara Niechcic, bohaterka "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej, po śmierci męża sama zarządza gospodarstwem. W powieści Elizy Orzeszkowej "Dwa bieguny" bohaterka daje pracę okolicznej szlachcie. Kobiety przedsiębiorcze sławiła też Maria Rodziewiczówna (sama zarządzała dużą posiadłością ziemską). - Kiedy mężczyźni bili się w powstaniach, kiedy ich zamykano i zsyłano, kobiety świetnie sobie radziły z zarządzaniem majątkami, wprowadzały nowinki techniczne, uczyły się księgowości. Faktyczna emancypacja kobiet zaczęła się u nas wcześniej niż w wielu krajach Zachodu - mówił "Wprost" prof. Janusz Tazbir, historyk.
Prawa wyborcze kobiety otrzymały w Polsce w momencie uzyskania przez nasz kraj niepodległości w 1919 r. We Francji, kraju szczycącym się swoją postępową tradycją, kobiety musiały czekać na to do zakończenia II wojny światowej.
Feminizm - ideologia
Feminizm ma przyszłość, również w Polsce, bo łatwo tłumaczy złożone zjawiska społeczne. Nie oznacza to wcale, że ideologia postępowych pań odpowiada na realne problemy większości kobiet. Kariera feminizmu w Polsce pokazuje tylko, że nie ma ucieczki przed ideologicznymi modami przychodzącymi do nas z Zachodu. Tym bardziej że te mody mają solidne wsparcie zarówno w środowiskach opiniotwórczych, jak i instytucjach unii.
Feminizm miał dwie fazy. Pierwsza była zwyczajną walką kobiet o równe z mężczyznami prawa: prawa wyborcze, dostęp do takiej samej edukacji, równouprawnienie w dziedzinie majątkowej i rodzinnej. W wielu państwach europejskich kobiety prawa wyborcze uzyskały dopiero po II wojnie światowej. Po osiągnięciu swoich celów ruch wygasł. Odrodził się w latach 70., ale wówczas znaczył już zupełnie co innego. Rzeczniczki nowego feminizmu, na przykład Kate Millett czy Shulamith Firestone, domagały się zasadniczego przekształcenia zachodniej kultury. Ich zdaniem, została ona zbudowana na męskiej dominacji i służy jej utrwaleniu.
Feministki podkreślają, że ich ideologia różni się od ideologii tradycyjnych, choćby od marksizmu. Jest zestawem wielu idei wywodzących się z doświadczeń ich autorek. Wszystkie te idee oparte są na dwóch fundamentalnych założeniach. Po pierwsze, na opresywnym wobec kobiet charakterze zachodniej kultury. Po drugie, na arbitralności i zasadniczej wadliwości tej kultury. Dla feministek, jak i dla całej nowej lewicy, kultura jest zestawem sztucznych konwencji, którymi można dowolnie manipulować. Należy więc przekształcać nie tylko normy prawne i obyczaje uznawane przez feministki za niewłaściwe (a inne nie istnieją), ale nawet konwencje językowe.
Fundamentalnym hasłem nowej lewicy, a więc i feministek, jest emancypacja. Należy się emancypować od tradycyjnych form kultury, uznawanych za przesądy. Emancypować od tradycyjnej obyczajowości, etyki, religii, od wszelkich autorytetów, hierarchii i rodziny, a więc od kultury jako całości. Jest ona zła, gdyż feministkom jawi się jako jeden wielki system represji. Świat postrzegają one wyłącznie jako mechanizm dominacji i władzy. W ślad za klasykami tzw. ponowoczesnego myślenia, zwłaszcza za Michelem Foucaultem, tropią jej przejawy we wszelkich formach tradycyjnych relacji międzyludzkich. Nic dziwnego, że odrzucają klasyczny podział na sferę prywatną i publiczną. Polityczne, ich zdaniem, jest wszystko, również życie seksualne i rodzinne. Nie tylko w tym feministki idą tropem marksizmu, który zakładał, że ów podział służy kapitalizmowi. Feministki zakładają, że służy on męskiej dominacji.
Feminizm - rewolucja
Feministyczna rewolucja ma charakter pokojowy, niemniej pozostaje rewolucją. Starają się więc jej rzeczniczki wymusić tworzenie praw, które najgłębiej ingerują w sfery dotychczas uznawane za domenę prywatną. Próbują także wymuszać zmianę obyczaju. Efektem tego są ustawy dotyczące seksualnego molestowania, kiedy to obwiniony musi udowodnić niewinność. Innym efektem są wszelkiego typu kwotowe rozwiązania, które narzucają minimalną liczbę kobiet w rozmaitych reprezentacjach. Na tych przykładach widzimy, jak zakwestionowane zostają tradycyjne reguły sprawiedliwości czy ograniczone faktycznie prawa wyborcze. Widzimy również, jak coraz głębiej prawo zaczyna ingerować w życie obywateli. Jeśli zresztą pragnie się administracyjnie przeorientować kulturę, a to zakłada projekt przezwyciężenia męskiej dominacji w cywilizacji, to operacja ta będzie miała totalny charakter. I państwo w nią zaangażowane będzie miało niezwykle daleko idące uprawnienia. Z jednej strony, feministki postulują więc skrajny indywidualizm - dążąc do uwolnienia kobiet ze wszelkich tradycyjnych więzi i stawiając głównie na indywidualne spełnienie. Z drugiej zaś - redukują indywidualną wolność na rzecz struktur państwowych.
W Szwecji, która jest prezentowana jako kraj najbardziej postępowy, pojawił się ostatnio projekt, aby także długość parlamentarnych wystąpień kobiet i mężczyzn została zrównoważona. W tym projekcie występuje zarówno posunięta do absurdu feministyczna mania regulowania wszystkiego przez prawo (prowadząca do eliminacji wolności), jak i zredukowanie człowieka wyłącznie do roli reprezentanta określonego kolektywu.
Pierwsza faza feminizmu akcentowała fakt, że kobieta, będąc kobietą, jest przede wszystkim człowiekiem i przysługują jej te same prawa co mężczyźnie. Druga (obecna) faza feminizmu redukuje kobietę do jej szczególnie pojmowanej roli - ofiary tradycyjnej kultury, płciowego proletariusza. W miejsce tradycyjnie pojmowanej wspólnoty, która mimo świadomości wewnętrznych napięć i zróżnicowania interesów winna być kierowana poczuciem wspólnego dobra, pojawia się podział na dwa, a właściwie więcej obozów. Albowiem feministki wpisują się w rozmaity, choć dziwnie jednobarwny front nowej lewicy, łączącej aktywistów gejowskich, feministki, antyglobalistów i inne kontrkulturowe ruchy.
Wojny feministek
Feministki deklarują się jako reprezentantki kobiet i często mówią o sobie po prostu jako o ruchu kobiecym. Zakłada to ich prawo do przemawiania w imieniu wszystkich kobiet. Jest to oczywista uzurpacja. Przedstawianie w licznych wpływowych mediach feministek w ten właśnie sposób może prowadzić do stopniowego przekonywania ogółu, że jest to zgodne z prawdą.
Feministki żyją z konfliktu, a optymalną sytuacją jest dla nich cywilizacyjna wojna (jest ona zresztą projektem nowej lewicy). Toteż wybierają sprawy najbardziej konfliktowe, na przykład aborcję. Znamienny był w tej mierze ogłoszony 7 marca 2002 r. list otwarty podpisany przez sto znanych polskich kobiet, ale inspirowany przez feministki i wyrażający ich stanowisko. List ten jest określany jako "list kobiet", co sugeruje, że wyraża on poglądy wszystkich kobiet. Wyobraźmy sobie, jak ośmieszone zostałoby (i słusznie) oświadczenie nazwane "listem mężczyzn". Jedyny problem, który poruszają autorki listu, to zagadnienie aborcji. Upośledzenie kobiet w Polsce polega, zdaniem autorek, na tym, że nie mają one prawa do aborcji na życzenie, a głównym ich wrogiem w Polsce jest Kościół.
List kobiet był skierowany do Parlamentu Europejskiego i nieprzypadkowo odwoływał się do europejskich norm kulturowych. W Europie dominuje dziś bowiem pokolenie ukształtowane przez kontrkulturową rewoltę przełomu lat 60. i 70. Kontroluje ono większość ośrodków opiniotwórczych Starego Kontynentu. W efekcie unia coraz bardziej zaczyna mieć ideologiczny charakter. Widać to w projekcie europejskiej konstytucji, który odmawia wskazania chrześcijańskich korzeni Europy, a jednocześnie pełen jest zapisów na temat "postępu społecznego" itp. W Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej "zakazana jest wszelka dyskryminacja, zwłaszcza ze względu na (...) płeć i orientację seksualną". Może to się stać podstawą do narzucania europejskim państwom feministycznych norm prawnych. A wszystko to pod hasłem walki z dyskryminacją kobiet.
Feminizm naukowy
Feminizm dobrze współgra ze stereotypami współczesnej kultury. Ciągle, zwłaszcza w Polsce, jest traktowany jako zwyczajna walka o równouprawnienie kobiet, nad czym w rozmaitych sferach życia rzeczywiście, również w Polsce, warto by popracować. Antykulturowy wymiar feministycznej ideologii jest natomiast słabo rozpoznany. Prostota feministycznych interpretacji i ich europejski polor powodują zainteresowanie mediów niewspółmierne do ich znaczenia w Polsce. To z kolei prowokuje rzeczywisty wzrost ich znaczenia.
Już chyba prawie wszystkie polskie państwowe uczelnie mają gender studies (płciowe studia), "bo tak jest w Europie". Owe studia stanowią dość zasadnicze zaprzeczenie naukowości. Analiza relacji płciowych może być wprawdzie fragmentem rozmaitych dziedzin - antropologii kulturowej, socjologii, etnologii - tyle że naukowcy gender zawczasu znają rezultaty swoich badań. Wprawdzie każdy naukowiec przyjmuje hipotezę, której prawdziwość analizuje, ale fundament gender - "patriarchalny model dominacji mężczyzn nad kobietami" - jest na ich gruncie nie do obalenia, a "płciowa nauka" służy jedynie tropieniu (wymyślaniu) jego kolejnych przejawów. Z gender jest tak jak ze "studiami marksistowskimi", które wprawdzie mogłyby służyć analizie tego kierunku myślenia, ale w rzeczywistości służą jedynie jego propagowaniu.
Feministki są dobrze zorganizowane i mają ugruntowane poczucie własnego interesu. Tak jak dzięki gender studies pojawiają się naukowczynie, które w normalnej nauce nie miałyby czego szukać, tak feminizm hoduje własne autorytety, polityków, swój przemysł i reklamę. Rozwija się i napędza. Dla wielu polityków stanowi dogodny wehikuł. A zbiorowość mamiona wątpliwymi, choć chodliwymi frazesami o samorealizacji przekonuje się, że chodzi po prostu o równość. I ta zbiorowość jest w stanie zaaprobować feminizm, nie zdając sobie sprawy z jego destrukcyjnej roli.
Postanowiliśmy sprawdzić, co o rzekomej dyskryminacji własnej płci sądzą same kobiety. Okazuje się, że aż 71 proc. kobiet badanych przez Pentor przyznaje, że najważniejsze jest dla nich udane życie rodzinne i dzieci, czyli to, co postępowe kobiety uznają za niewolę i wyzysk. Polki nie widzą nic złego w tym, że zamiast robić karierę, zajmą się wychowaniem potomstwa. Z badań Pentora wynika, że aż 65 proc kobiet uważa, iż zajmowanie się domem leży w naturze kobiety i w tym również mogą się realizować.
O tym, że panie są w Polsce dyskryminowane, jest przekonanych 58,1 proc. kobiet i 35 proc. mężczyzn. Kiedy jednak zapytać, czy badani osobiście zetknęli się z wypadkami dyskryminacji kobiet, twierdząco odpowiada 31,7 proc. kobiet oraz 25,2 proc. mężczyzn. Postępowe panie wykorzystują to, że w Polsce dominują postawy bardziej konserwatywne niż w Europie Zachodniej. Ten konserwatyzm uznają za źródło dyskryminacji. O konserwatywnej postawie Polaków może świadczyć fakt, że 35,9 proc. badanych (aż 31,6 proc. kobiet) lepiej ocenia kobietę, która rezygnuje z pracy zawodowej na rzecz wychowania dzieci i zajmowania się domem (tylko 7,2 proc. ocenia to gorzej).
Przekonanie o konserwatywnych podstawach dyskryminacji kobiet bezwiednie przyjmuje większość Polaków. Według badań Pentora przeprowadzonych na zlecenie "Wprost", aż 53,5 proc. ankietowanych (w tym 58,3 proc. kobiet) uznaje, że w Polsce sytuacja kobiet jest gorsza niż w innych krajach UE (za lepszą uznaje je tylko 7,2 proc.). Nietrudno dowieść, że w podejściu do tego problemu dominuje punkt widzenia feministek. W ramach walki z tradycyjną kulturą są one bardziej zainteresowane nieograniczonym prawem do aborcji i kwotowym zagwarantowaniem kobiecej reprezentacji w ciałach wybieralnych niż realnym udziałem kobiet w życiu ekonomicznym i społecznym. Oczywiście, pewną rolę w założeniu, że polskie kobiety są upośledzone w stosunku do zachodnioeuropejskich, może odgrywać to, że są gorzej sytuowane - jak zresztą Polacy w ogóle.
Komu są potrzebne płciowe parytety?
Oto w Polsce kobiety trzykrotnie skuteczniej niż mężczyźni wykorzystują nadarzające im się szanse awansu i kariery. Tak wynika z badań Ewy Lisowskiej, ekonomistki ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Po 1989 r. trzykrotnie wzrosła w Polsce liczba firm założonych lub zarządzanych przez kobiety (liczba firm prowadzonych przez mężczyzn wzrosła w tym czasie dwukrotnie). W 1998 r. prowadzone przez kobiety firmy stanowiły aż 40 proc. wszystkich przedsiębiorstw (obecnie 36 proc.). Jest to europejski rekord. Kobiety stanowią 33 proc. zarządów polskich firm oraz zasiadają w zarządach 72 proc. wszystkich firm, co sytuuje nas w europejskiej czołówce. Z badań Lisowskiej wynika jeszcze, że Polki dwukrotnie częściej niż Francuzki bądź Niemki są skłonne ciężej i dłużej pracować.
Osiągnięcia kobiet w III RP dowodzą, że nie są one ofiarami dyskryminacji, że państwo nie musi prowadzić żadnej szczególnej polityki wobec nich, a feministki nie muszą walczyć o płciowe parytety czy punkty za pochodzenie. Jak trafnie powiedziała "Wprost" prof. Zyta Gilowska, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej: - Gdyby kobiety miały jakieś specjalne preferencje, do polityki dostawałyby się panie nie umiejące wygrać z mężczyznami na równych zasadach, czyli same by się upośledzały. Elżbieta Radziszewska, posłanka PO, dodaje, że "preferencje dla kobiet będą tuszować niekompetencję, a nie pomagać".
Obsesja nierówności
"Przeżyła to każda żona z klasy średniej. Gdy pościeliła już łóżko, schowała zakupy do lodówki, zjadła kolację z dziećmi i ułożyła w równy wzór krakersy, zadała sobie pytanie: czy to wszystko, co mnie czeka?" - pisała w książce "Feminine mystique" Betty Friedan, zwana papieżycą feminizmu. I wyjaśniała, że to nie wszystko. "Na miłość boską, nie chodzi o kobiety, ale o prawa wszystkich mniejszości, czyli o kształt demokracji" - grzmiała. Obsesją postępowych kobiet i w ogóle wszystkich postępowców jest nierówność.
Jakie są źródła nierówności (głównie nierówności płci)? Magdalena Środa oświadczyła pod koniec ubiegłego roku, że źródłem nierówności między mężczyznami a kobietami jest w Polsce katolicyzm. To stwierdzenie o tyle zadziwiające, że jeśli weźmiemy jakąkolwiek inną religię: islam, szintoizm, judaizm, hinduizm, kulty pierwotne - wszystkie one w sposób zdecydowanie bardziej jednoznaczny podkreślają podrzędność kobiety wobec mężczyzny. Zostaje tylko mityczny matriarchat, z którym nikt nigdy się nie zetknął. Zostają też niektóre odmiany protestantyzmu, które coraz mniej są religią.
Jak zwykle postępowe kobiety się mylą: przecież w Polsce katolicyzm stanowił także wehikuł emancypacji kobiet. Kult Matki Boskiej wyraźnie feminizuje polską postawę religijną. Polska specyfika kulturowa polega na nasyceniu kobiecym pierwiastkiem. Być może wpływały na to burzliwe koleje historii, które zmuszały szlachtę do wojowania i pozostawiania domu białogłowie. W każdym razie polska tradycja aż roi się od kobiet będących w pełnym tego słowa znaczeniu partnerkami mężczyzn, co w literaturze odbijają postacie Grażyny, Emilii Plater czy Basi Wołodyjowskiej. Barbara Niechcic, bohaterka "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej, po śmierci męża sama zarządza gospodarstwem. W powieści Elizy Orzeszkowej "Dwa bieguny" bohaterka daje pracę okolicznej szlachcie. Kobiety przedsiębiorcze sławiła też Maria Rodziewiczówna (sama zarządzała dużą posiadłością ziemską). - Kiedy mężczyźni bili się w powstaniach, kiedy ich zamykano i zsyłano, kobiety świetnie sobie radziły z zarządzaniem majątkami, wprowadzały nowinki techniczne, uczyły się księgowości. Faktyczna emancypacja kobiet zaczęła się u nas wcześniej niż w wielu krajach Zachodu - mówił "Wprost" prof. Janusz Tazbir, historyk.
Prawa wyborcze kobiety otrzymały w Polsce w momencie uzyskania przez nasz kraj niepodległości w 1919 r. We Francji, kraju szczycącym się swoją postępową tradycją, kobiety musiały czekać na to do zakończenia II wojny światowej.
Feminizm - ideologia
Feminizm ma przyszłość, również w Polsce, bo łatwo tłumaczy złożone zjawiska społeczne. Nie oznacza to wcale, że ideologia postępowych pań odpowiada na realne problemy większości kobiet. Kariera feminizmu w Polsce pokazuje tylko, że nie ma ucieczki przed ideologicznymi modami przychodzącymi do nas z Zachodu. Tym bardziej że te mody mają solidne wsparcie zarówno w środowiskach opiniotwórczych, jak i instytucjach unii.
Feminizm miał dwie fazy. Pierwsza była zwyczajną walką kobiet o równe z mężczyznami prawa: prawa wyborcze, dostęp do takiej samej edukacji, równouprawnienie w dziedzinie majątkowej i rodzinnej. W wielu państwach europejskich kobiety prawa wyborcze uzyskały dopiero po II wojnie światowej. Po osiągnięciu swoich celów ruch wygasł. Odrodził się w latach 70., ale wówczas znaczył już zupełnie co innego. Rzeczniczki nowego feminizmu, na przykład Kate Millett czy Shulamith Firestone, domagały się zasadniczego przekształcenia zachodniej kultury. Ich zdaniem, została ona zbudowana na męskiej dominacji i służy jej utrwaleniu.
Feministki podkreślają, że ich ideologia różni się od ideologii tradycyjnych, choćby od marksizmu. Jest zestawem wielu idei wywodzących się z doświadczeń ich autorek. Wszystkie te idee oparte są na dwóch fundamentalnych założeniach. Po pierwsze, na opresywnym wobec kobiet charakterze zachodniej kultury. Po drugie, na arbitralności i zasadniczej wadliwości tej kultury. Dla feministek, jak i dla całej nowej lewicy, kultura jest zestawem sztucznych konwencji, którymi można dowolnie manipulować. Należy więc przekształcać nie tylko normy prawne i obyczaje uznawane przez feministki za niewłaściwe (a inne nie istnieją), ale nawet konwencje językowe.
Fundamentalnym hasłem nowej lewicy, a więc i feministek, jest emancypacja. Należy się emancypować od tradycyjnych form kultury, uznawanych za przesądy. Emancypować od tradycyjnej obyczajowości, etyki, religii, od wszelkich autorytetów, hierarchii i rodziny, a więc od kultury jako całości. Jest ona zła, gdyż feministkom jawi się jako jeden wielki system represji. Świat postrzegają one wyłącznie jako mechanizm dominacji i władzy. W ślad za klasykami tzw. ponowoczesnego myślenia, zwłaszcza za Michelem Foucaultem, tropią jej przejawy we wszelkich formach tradycyjnych relacji międzyludzkich. Nic dziwnego, że odrzucają klasyczny podział na sferę prywatną i publiczną. Polityczne, ich zdaniem, jest wszystko, również życie seksualne i rodzinne. Nie tylko w tym feministki idą tropem marksizmu, który zakładał, że ów podział służy kapitalizmowi. Feministki zakładają, że służy on męskiej dominacji.
Feminizm - rewolucja
Feministyczna rewolucja ma charakter pokojowy, niemniej pozostaje rewolucją. Starają się więc jej rzeczniczki wymusić tworzenie praw, które najgłębiej ingerują w sfery dotychczas uznawane za domenę prywatną. Próbują także wymuszać zmianę obyczaju. Efektem tego są ustawy dotyczące seksualnego molestowania, kiedy to obwiniony musi udowodnić niewinność. Innym efektem są wszelkiego typu kwotowe rozwiązania, które narzucają minimalną liczbę kobiet w rozmaitych reprezentacjach. Na tych przykładach widzimy, jak zakwestionowane zostają tradycyjne reguły sprawiedliwości czy ograniczone faktycznie prawa wyborcze. Widzimy również, jak coraz głębiej prawo zaczyna ingerować w życie obywateli. Jeśli zresztą pragnie się administracyjnie przeorientować kulturę, a to zakłada projekt przezwyciężenia męskiej dominacji w cywilizacji, to operacja ta będzie miała totalny charakter. I państwo w nią zaangażowane będzie miało niezwykle daleko idące uprawnienia. Z jednej strony, feministki postulują więc skrajny indywidualizm - dążąc do uwolnienia kobiet ze wszelkich tradycyjnych więzi i stawiając głównie na indywidualne spełnienie. Z drugiej zaś - redukują indywidualną wolność na rzecz struktur państwowych.
W Szwecji, która jest prezentowana jako kraj najbardziej postępowy, pojawił się ostatnio projekt, aby także długość parlamentarnych wystąpień kobiet i mężczyzn została zrównoważona. W tym projekcie występuje zarówno posunięta do absurdu feministyczna mania regulowania wszystkiego przez prawo (prowadząca do eliminacji wolności), jak i zredukowanie człowieka wyłącznie do roli reprezentanta określonego kolektywu.
Pierwsza faza feminizmu akcentowała fakt, że kobieta, będąc kobietą, jest przede wszystkim człowiekiem i przysługują jej te same prawa co mężczyźnie. Druga (obecna) faza feminizmu redukuje kobietę do jej szczególnie pojmowanej roli - ofiary tradycyjnej kultury, płciowego proletariusza. W miejsce tradycyjnie pojmowanej wspólnoty, która mimo świadomości wewnętrznych napięć i zróżnicowania interesów winna być kierowana poczuciem wspólnego dobra, pojawia się podział na dwa, a właściwie więcej obozów. Albowiem feministki wpisują się w rozmaity, choć dziwnie jednobarwny front nowej lewicy, łączącej aktywistów gejowskich, feministki, antyglobalistów i inne kontrkulturowe ruchy.
Wojny feministek
Feministki deklarują się jako reprezentantki kobiet i często mówią o sobie po prostu jako o ruchu kobiecym. Zakłada to ich prawo do przemawiania w imieniu wszystkich kobiet. Jest to oczywista uzurpacja. Przedstawianie w licznych wpływowych mediach feministek w ten właśnie sposób może prowadzić do stopniowego przekonywania ogółu, że jest to zgodne z prawdą.
Feministki żyją z konfliktu, a optymalną sytuacją jest dla nich cywilizacyjna wojna (jest ona zresztą projektem nowej lewicy). Toteż wybierają sprawy najbardziej konfliktowe, na przykład aborcję. Znamienny był w tej mierze ogłoszony 7 marca 2002 r. list otwarty podpisany przez sto znanych polskich kobiet, ale inspirowany przez feministki i wyrażający ich stanowisko. List ten jest określany jako "list kobiet", co sugeruje, że wyraża on poglądy wszystkich kobiet. Wyobraźmy sobie, jak ośmieszone zostałoby (i słusznie) oświadczenie nazwane "listem mężczyzn". Jedyny problem, który poruszają autorki listu, to zagadnienie aborcji. Upośledzenie kobiet w Polsce polega, zdaniem autorek, na tym, że nie mają one prawa do aborcji na życzenie, a głównym ich wrogiem w Polsce jest Kościół.
List kobiet był skierowany do Parlamentu Europejskiego i nieprzypadkowo odwoływał się do europejskich norm kulturowych. W Europie dominuje dziś bowiem pokolenie ukształtowane przez kontrkulturową rewoltę przełomu lat 60. i 70. Kontroluje ono większość ośrodków opiniotwórczych Starego Kontynentu. W efekcie unia coraz bardziej zaczyna mieć ideologiczny charakter. Widać to w projekcie europejskiej konstytucji, który odmawia wskazania chrześcijańskich korzeni Europy, a jednocześnie pełen jest zapisów na temat "postępu społecznego" itp. W Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej "zakazana jest wszelka dyskryminacja, zwłaszcza ze względu na (...) płeć i orientację seksualną". Może to się stać podstawą do narzucania europejskim państwom feministycznych norm prawnych. A wszystko to pod hasłem walki z dyskryminacją kobiet.
Feminizm naukowy
Feminizm dobrze współgra ze stereotypami współczesnej kultury. Ciągle, zwłaszcza w Polsce, jest traktowany jako zwyczajna walka o równouprawnienie kobiet, nad czym w rozmaitych sferach życia rzeczywiście, również w Polsce, warto by popracować. Antykulturowy wymiar feministycznej ideologii jest natomiast słabo rozpoznany. Prostota feministycznych interpretacji i ich europejski polor powodują zainteresowanie mediów niewspółmierne do ich znaczenia w Polsce. To z kolei prowokuje rzeczywisty wzrost ich znaczenia.
Już chyba prawie wszystkie polskie państwowe uczelnie mają gender studies (płciowe studia), "bo tak jest w Europie". Owe studia stanowią dość zasadnicze zaprzeczenie naukowości. Analiza relacji płciowych może być wprawdzie fragmentem rozmaitych dziedzin - antropologii kulturowej, socjologii, etnologii - tyle że naukowcy gender zawczasu znają rezultaty swoich badań. Wprawdzie każdy naukowiec przyjmuje hipotezę, której prawdziwość analizuje, ale fundament gender - "patriarchalny model dominacji mężczyzn nad kobietami" - jest na ich gruncie nie do obalenia, a "płciowa nauka" służy jedynie tropieniu (wymyślaniu) jego kolejnych przejawów. Z gender jest tak jak ze "studiami marksistowskimi", które wprawdzie mogłyby służyć analizie tego kierunku myślenia, ale w rzeczywistości służą jedynie jego propagowaniu.
Feministki są dobrze zorganizowane i mają ugruntowane poczucie własnego interesu. Tak jak dzięki gender studies pojawiają się naukowczynie, które w normalnej nauce nie miałyby czego szukać, tak feminizm hoduje własne autorytety, polityków, swój przemysł i reklamę. Rozwija się i napędza. Dla wielu polityków stanowi dogodny wehikuł. A zbiorowość mamiona wątpliwymi, choć chodliwymi frazesami o samorealizacji przekonuje się, że chodzi po prostu o równość. I ta zbiorowość jest w stanie zaaprobować feminizm, nie zdając sobie sprawy z jego destrukcyjnej roli.
IZABELA JARUGA-NOWACKA, wicepremier |
---|
W podręcznikach jest tak: matka gdzieś pracuje, ale nie jest istotne gdzie. Kiedy wraca po pracy do domu, to gotuje, szyje. Jeżeli zaś chodzi o ojca, to zawsze wiadomo, że jego praca jest niezmiernie ważna i że za każdym razem będzie podana informacja, gdzie pracuje. A po pracy to on jest zmęczony i czyta gazetę. Syn w tym czasie uczy się angielskiego, a córka wyciera naczynia. (w Senacie RP) |
DANUTA WANIEK, przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji |
---|
Nawet w wyborze proszku do prania kobietom w reklamie doradza mężczyzna, jakby same nie były w stanie podjąć tak prostej decyzji. (podczas konferencji "Kobiety w gremiach decyzyjnych") |
ANNA BAŃKOWSKA, posłanka SDPL |
---|
Nie może być tak, że po pracy mężczyzna siedzi i odpoczywa, mimo że robią to samo, a kobiecie mówi: "Podaj mi herbatę i pomóż mi poszukać papuci, bo nie pamiętam, gdzie je zostawiłem". Tak jest w wielu polskich rodzinach. Mówię o dominujących sytuacjach, nie o swojej rodzinie. Nie może być tak, że synowi matka usługuje. Chowamy przyszłych takich, którzy nie szanują kobiet. Kiedy przechodzą na emeryturę, nie wiedzą, co z czasem zrobić, a ona, jeśli nie ma takiej potrzeby, to i tak musi wychowywać dzieci, wnuki i jeszcze w tym czasie zięciowi gotować zupę, a broń Boże ją przypalić. (w Sejmie) |
MAGDALENA ŚRODA, pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn |
---|
Można powiedzieć, że na każdym kroku doświadczam jakiegoś rodzaju dyskryminacji: seksistowskie żarty, pobłażanie, pogarda, traktowanie mnie jako nieco gorszej etc. Czy można sobie wyobrazić, żeby biskup Pieronek powiedział publicznie o jakimkolwiek mężczyźnie, że jest nienormalny, tylko dlatego, że jest mężczyzną? (...) Jeśli kobieta jest inna niż mężczyzna, ma inne funkcje, inną istotę, inne potrzeby, inne interesy, inaczej funkcjonuje w życiu rodzinnym i prywatnym, to właściwie nie widzę powodu, dlaczego ta tak bardzo inna istota miałaby być reprezentowana przez inną istotę, jaką jest mężczyzna. (na czacie internetowym) |
KINGA DUNIN, publicystka |
---|
To, że mężczyźni nie chodzą w sukienkach, jest dla mnie oznaką nierówności między kobietami i mężczyznami. Kobiety wywalczyły sobie prawo chodzenia w spodniach, ale sukienka koduje gorszość i śmieszność. Dla mnie to nie jest piękna różnica, lecz nierówność. (podczas spotkania zorganizowanego przez fundację OŚKa i kwartalnik "Krytyka Polityczna") |
MARIA SZYSZKOWSKA, senator (dawniej SLD) |
---|
Prawa kobiet w naszym społeczeństwie wciąż nie są respektowane ani w sferze prawnej, ani edukacyjnej, ani obyczajowej. Żyjemy wciąż w kulturze patriarchalnej, umacnianej przez wyznania chrześcijańskie. W dodatku zaznacza się cofnięcie procesów emancypacyjnych po przemianach 1989 r. ("Trybuna") |
SILNA BABA |
---|
Bogumiła Jankiewicz z Warszawy zarządza sprzedażą i marketingiem w rodzinnej firmie produkującej wyposażenie do akwariów i oczek wodnych. W Warszawie i Suwałkach zatrudnienie znalazło w niej 400 osób. Byłaby to zwyczajna firma, gdyby nie fakt, że Jankiewicz jest matką dziewięciorga dzieci w wieku od dwóch do dwudziestu lat (sześciu dziewczynek i trzech chłopców). Za trzy miesiące urodzi się dziesiąte dziecko. - Przy odpowiedniej organizacji da się pogodzić obowiązki matki i menedżera. Poza tym mamy XXI wiek: jest wiele urządzeń ułatwiających kontaktowanie się na odległość. Mogę też zawsze liczyć na pomoc i oparcie męża - mówi Bogumiła Jankiewicz. Ostatnio musi więcej czasu poświęcać firmie niż dzieciom, bo produkuje głównie na eksport, a mocna złotówka sprawia, że trzeba wszędzie szukać oszczędności. - Jestem jednak silną babą i się nie dam. Poradzę sobie i z dziesięciorgiem dzieci, i z kłopotami w firmie. Mam jednak nadzieję, że złotówka w końcu się osłabi - dodaje Jankiewicz. |
Inkubatory feminizmu |
---|
Fundacja Kobieca eFKa (Beata Kozak) Zieloni 2004 (Magda Mosiewicz, Kinga Dunin, Agnieszka Graff, Kazimiera Szczuka) Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Wanda Nowicka) Fundacja Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych OŚKa (Agnieszka Grzybek) Stowarzyszenie Kobiet Konsola (Izabela Kowalczyk) Demokratyczna Unia Kobiet (Renata Berent-Mieszczanowicz; przewodniczącą była niegdyś Danuta Waniek) Liga Kobiet Polskich (Apolonia Klepacz; przewodniczącą była niegdyś Izabela Jaruga-Nowacka) Porozumienie Kobiet 8 Marca (Agnieszka Graff) Parlamentarna Grupa Kobiet (Dorota Kempka) |
Więcej możesz przeczytać w 10/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.