Uczniowie w RFN mogą przeczytać, że Polacy odpowiadają nawet za wypędzenia Niemców z Bałkanów Jedynymi ofiarami II wojny światowej byli Niemcy, którzy tę wojnę wywołali - tak się może wkrótce okazać. I Niemcy byli też jedynymi wypędzonymi. Owszem, Polacy byli przez Niemców przepędzani, ale dotyczy to zaledwie 460 tys. osób, co jest tylko dramatem przy wielkiej tragedii 1,5 mln Niemców, którzy podczas wypędzeń stracili życie. I oczywiście, Niemcy nie mają nic wspólnego z deportacjami Polaków przez Sowietów, tak jakby nie było żadnego paktu Ribbentrop - Mołotow i jakby nie był on zaproszeniem dla Stalina do wypędzeń.
Mówienie o wypędzeniach Polaków ma głęboki sens choćby dlatego, że oto w Niemczech powstała multimedialna prezentacja "Ucieczka i wypędzenie". To materiał obowiązkowy do nauki historii dla uczniów bawarskich szkół. Materiał prezentuje punkt widzenia Niemieckiego Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach oraz Powiernictwa Pruskiego Rudiego Pavelki. Twierdzą oni, że podczas działań wojennych z zajętego przez Niemców terytorium Polski wypędzono "tylko" 460 tys. Polaków.
Kto był ofiarą?
Osoby odpowiedzialne za edukację młodzieży w Bawarii i całych Niemczech oraz Erika Steinbach i jej związek albo nie znają historii własnego kraju, albo ją celowo zakłamują. Gdyby znali, mogliby przeczytać jedno z rozporządzeń Heinricha Himmlera, Reichsfźhrera SS, komisarza Rzeszy ds. umacniania niemczyzny. "Powinniśmy być bezlitośni w sprawach osadnictwa, ponieważ nowe prowincje muszą się stać germańskimi, jasnowłosymi prowincjami Niemiec" - zalecał Himmler jesienią 1939 r. W efekcie Niemcy wypędzili nie 460 tys., lecz 1,7 mln Polaków. Gźnter Grass, literacki noblista, mówił dwa lata temu w telewizji ARD: "Pamiętam, jak z moich okolic wygnano polskich chłopów, by zrobić miejsce dla niemieckich osiedleńców".
Gdy Erika Steinbach pochyla się nad niemieckimi ofiarami wypędzeń, zapomina, że tych ofiar mogło być nawet trzy razy mniej. Niemcy ginęli przede wszystkim dlatego, że władze wojskowe do ostatniej chwili nie ogłaszały ewakuacji cywilów, więc znajdowali się oni często w pierwszej linii frontu. Autorzy prezentacji dla uczniów w Bawarii pominęli, że Niemcy uciekali przed Armią Czerwoną i jej ofiarami byli przede wszystkim. Uczniów przekonuje się tymczasem, że winni dramatu milionów Niemców są tylko Polacy. Mało tego, Polacy odpowiadają nawet za wypędzenia Niemców z Bałkanów.
Dobrze, że Polacy wreszcie przestali pokornie słuchać, jakimi to zbrodniarzami byli wobec Niemców. Utworzone w Gdyni Powiernictwo Polskie, poznańska Wspólnota Ofiar Niemieckich Wypędzeń czy działający w południowej Polsce Związek Wypędzonych z Kresów Wschodnich przypominają, że to Polacy byli przede wszystkim ofiarami wypędzeń. - Zaprzeczanie temu jest zwyczajnym kłamstwem. Erika Steinbach i jej rodzice wcale nie są wypędzonymi. To uciekinierzy, którzy mieli wystarczająco dużo czasu, by spakować większość dobytku - mówi Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka PiS, założycielka Powiernictwa Polskiego. - Niemcy wkładają dużo energii w te wątki historyczne, które mogą wypaczyć wiedzę Niemców o tym, czym była II wojna światowa. Chodzi o określenie odpowiedzialności i sprawczości za wojnę, w tym za wypędzenia - uważa Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej. Kilka dni temu Tusk uczestniczył w debacie o wypędzonych z Eriką Steinbach (na Uniwersytecie Zielonogórskim).
Fałszywe rachunki Eriki Steinbach
Niemcy rozpoczęli wypędzanie Polaków z ziem zachodnich RP, w tym z Poznania, już w 1939 r. Na zabranie niezbędnych rzeczy dawano 15 minut. Wypędzano Polaków, gdyż do Rzeszy włączono Pomorze, część Mazowsza, Wielkopolskę, Śląsk, część ziemi łódzkiej i krakowskiej. Podczas wojny z terenów Wielkopolski i Łódzkiego wypędzono 630 tys. osób. Na mniejszą skalę prowadzono akcję oczyszczania Górnego Śląska, Białostocczyzny i Mazowsza - swoje domy musiało opuścić ponad 130 tys. osób. Prawie wszystkich mieszkańców wyrzucono z Gdyni, z czego ponad 50 tys. przesiedlono do Generalnej Guberni.
O wielu akcjach wypędzania Polaków nie pamięta się. W połowie wojny wypędzono na przykład ponad 100 tys. mieszkańców Tarnobrzegu i okolic, gdzie Niemcy utworzyli poligon rakietowy. Do niedawna nie mówiono o wypędzeniach Polaków na Wileńszczyźnie jesienią 1942 r. Współpracująca z Niemcami administracja litewska kazała im w ciągu kilkudziesięciu minut opuścić domy. Dla wypędzonych wtedy 1500 Polaków na krótko stworzono getta, a później zostawiono ich samym sobie. Do 1989 r. nie mówiono w Polsce o wypędzeniach Polaków z Kresów Wschodnich RP, które zajęła Armia Czerwona (na mocy paktu Ribbentrop - Mołotow). Po 10 lutego 1940 r. na Sybir wysłano co najmniej 220 tys. Polaków. Wypędzono inteligencję, urzędników państwowych i zwykłych ludzi. Kolejne 300 tys. Polaków wygnano na wschód i północ w kwietniu 1940 r. Latem tego samego roku do transportu 240 tys. Polaków załadowano także uciekinierów z terenów okupowanych przez Niemców. W czerwcu 1941 r. znowu wywieziono 300 tys. osób. W jednym z takich transportów znalazła się znana aktorka Hanka Ordonówna, wygnana z Wilna. Deportacje przerwała dopiero niemiecka agresja na ZSRR. Na krótko, bo już w styczniu 1944 r., po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej, z zajętych ponownie przez Rosjan polskich ziem wywieziono co najmniej 200 tys. osób.
W bilansie wypędzeń zapomina się też o 500 tys. mieszkańców Warszawy, wygnanych ze stolicy jesienią 1944 r. - po upadku powstania. Umieszczano ich w obozie przejściowym, a potem wysyłano na roboty do Niemiec lub do obozów koncentracyjnych. Na mapie Polski trudno wręcz znaleźć miejsce, z którego nie wypędzono by mieszkańców, bo musieli zrobić miejsce dla Niemców, m.in. dla ojca Eriki Steinbach - Wilhelma Karla Hermanna. Ten feldfebel Wehrmachtu zamieszkał w domu w Rumii, z którego wyrzucono polską rodzinę.
Generalny Plan Wschodni
Plany masowych deportacji Polaków i innych Słowian (tzw. Generalplan Ost - Generalny Plan Wschodni) przez Niemców powstały jeszcze przed wojną. GO miał być realizowany jeszcze przez trzydzieści lat od zakończenia wojny. Jak zbrodniczy charakter miały przesiedlenia, można się było przekonać na Zamojszczyźnie. W 1941 r. Himmler nakazał stworzenie w okolicach Lublina i Zamościa eksperymentalnego okręgu wysiedleńczego. Rok później w ramach akcji o kryptonimie "Miecz - Pług - Kołyski" rozpoczęły się wypędzenia z Zamojszczyzny. Z domów wyrzucono prawie 120 tys. osób.
Wypędzonych wywożono na roboty do Niemiec, niezdolni do pracy trafiali do obozu w Auschwitz. Po czerwcu 1943 r. Polacy z Zamojszczyzny trafiali do obozu koncentracyjnego na Majdanku (ponad 16 tys. osób). Na miejsce wypędzonych Polaków przybywali Niemcy z Rzeszy, m.in. rodzice Horsta Koehlera, obecnego prezydenta Niemiec. Urodził się on w Skierbieszowie - jednej z wiosek na Zamojszczyźnie, z której wypędzono wszystkich mieszkańców. - W nocy Niemcy otoczyli wieś i kazali się wynosić z domów - wspomina Helena Kozar ze Skierbieszowa.
Pod koniec wojny władze Rzeszy zadecydowały o ewakuacji swoich obywateli z terenów Polski. Podczas ucieczki wiele budynków spalono, by nie dostały się w ręce Polaków. Taki los spotkał ponad 3 tys. fabryk i dworów. Dobrze to pamięta Andrzej Frankowski, którego ojciec był właścicielem majątku pod Poznaniem. - Jeszcze dziś, odwiedzając antykwariaty w Niemczech, patrzę na meble i zastanawiam się, które z nich stały w naszym domu - mówi Frankowski. Rodzice Benedykta Wietrzykowskiego, prezesa Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych, przed wojną mieli w Gdyni dwa sklepy z towarami kolonialnymi. - Gdy w 1945 r. wróciliśmy do Gdyni, po majątku nie zostało śladu - mówi Wietrzykowski.
Zaniechana zemsta
Kilka miesięcy temu radny z Goerlitz rozwiesił w dolnośląskich miasteczkach plakaty oskarżające Czechów i Polaków o masowe mordy na Niemcach po wojnie. Tymczasem na Ziemiach Odzyskanych nie było żadnych pogromów Niemców. Jeśli zdarzały się mordy, winnych stawiano przed sądem i skazywano na karę śmierci. Historyk Andrzej Kunert pisał, że zaniechanie przez Polaków zemsty na dawnych okupantach było fenomenem. "W powojennym osiedleńczym chaosie nie brakowało urzędowego i oddolnego bezprawia, ale pod koniec 1945 roku coraz częściej publicznie, oficjalnie brano Niemców w obronę przed szykanami i gwałtami" - napisał Włodzimierz Kalicki w książce "Polacy i Niemcy po 1945 roku". "Kiedy Niemcy poczują się ofiarami II wojny światowej, niech ich sąsiedzi mają się na baczności" - ostrzegał kilka lat temu niemiecki politolog i historyk Arnulf Bahring. Niemcy poczuli się ofiarami, a coraz więcej Polaków nie tylko ma się na baczności, ale ma też wolę demaskowania kłamstw wypędzonych. Nikt nie neguje dramatu niemieckich wypędzonych, chodzi tylko o pamięć o tym, kto do tych wszystkich nieszczęść doprowadził.
Kto był ofiarą?
Osoby odpowiedzialne za edukację młodzieży w Bawarii i całych Niemczech oraz Erika Steinbach i jej związek albo nie znają historii własnego kraju, albo ją celowo zakłamują. Gdyby znali, mogliby przeczytać jedno z rozporządzeń Heinricha Himmlera, Reichsfźhrera SS, komisarza Rzeszy ds. umacniania niemczyzny. "Powinniśmy być bezlitośni w sprawach osadnictwa, ponieważ nowe prowincje muszą się stać germańskimi, jasnowłosymi prowincjami Niemiec" - zalecał Himmler jesienią 1939 r. W efekcie Niemcy wypędzili nie 460 tys., lecz 1,7 mln Polaków. Gźnter Grass, literacki noblista, mówił dwa lata temu w telewizji ARD: "Pamiętam, jak z moich okolic wygnano polskich chłopów, by zrobić miejsce dla niemieckich osiedleńców".
Gdy Erika Steinbach pochyla się nad niemieckimi ofiarami wypędzeń, zapomina, że tych ofiar mogło być nawet trzy razy mniej. Niemcy ginęli przede wszystkim dlatego, że władze wojskowe do ostatniej chwili nie ogłaszały ewakuacji cywilów, więc znajdowali się oni często w pierwszej linii frontu. Autorzy prezentacji dla uczniów w Bawarii pominęli, że Niemcy uciekali przed Armią Czerwoną i jej ofiarami byli przede wszystkim. Uczniów przekonuje się tymczasem, że winni dramatu milionów Niemców są tylko Polacy. Mało tego, Polacy odpowiadają nawet za wypędzenia Niemców z Bałkanów.
Dobrze, że Polacy wreszcie przestali pokornie słuchać, jakimi to zbrodniarzami byli wobec Niemców. Utworzone w Gdyni Powiernictwo Polskie, poznańska Wspólnota Ofiar Niemieckich Wypędzeń czy działający w południowej Polsce Związek Wypędzonych z Kresów Wschodnich przypominają, że to Polacy byli przede wszystkim ofiarami wypędzeń. - Zaprzeczanie temu jest zwyczajnym kłamstwem. Erika Steinbach i jej rodzice wcale nie są wypędzonymi. To uciekinierzy, którzy mieli wystarczająco dużo czasu, by spakować większość dobytku - mówi Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka PiS, założycielka Powiernictwa Polskiego. - Niemcy wkładają dużo energii w te wątki historyczne, które mogą wypaczyć wiedzę Niemców o tym, czym była II wojna światowa. Chodzi o określenie odpowiedzialności i sprawczości za wojnę, w tym za wypędzenia - uważa Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej. Kilka dni temu Tusk uczestniczył w debacie o wypędzonych z Eriką Steinbach (na Uniwersytecie Zielonogórskim).
Fałszywe rachunki Eriki Steinbach
Niemcy rozpoczęli wypędzanie Polaków z ziem zachodnich RP, w tym z Poznania, już w 1939 r. Na zabranie niezbędnych rzeczy dawano 15 minut. Wypędzano Polaków, gdyż do Rzeszy włączono Pomorze, część Mazowsza, Wielkopolskę, Śląsk, część ziemi łódzkiej i krakowskiej. Podczas wojny z terenów Wielkopolski i Łódzkiego wypędzono 630 tys. osób. Na mniejszą skalę prowadzono akcję oczyszczania Górnego Śląska, Białostocczyzny i Mazowsza - swoje domy musiało opuścić ponad 130 tys. osób. Prawie wszystkich mieszkańców wyrzucono z Gdyni, z czego ponad 50 tys. przesiedlono do Generalnej Guberni.
O wielu akcjach wypędzania Polaków nie pamięta się. W połowie wojny wypędzono na przykład ponad 100 tys. mieszkańców Tarnobrzegu i okolic, gdzie Niemcy utworzyli poligon rakietowy. Do niedawna nie mówiono o wypędzeniach Polaków na Wileńszczyźnie jesienią 1942 r. Współpracująca z Niemcami administracja litewska kazała im w ciągu kilkudziesięciu minut opuścić domy. Dla wypędzonych wtedy 1500 Polaków na krótko stworzono getta, a później zostawiono ich samym sobie. Do 1989 r. nie mówiono w Polsce o wypędzeniach Polaków z Kresów Wschodnich RP, które zajęła Armia Czerwona (na mocy paktu Ribbentrop - Mołotow). Po 10 lutego 1940 r. na Sybir wysłano co najmniej 220 tys. Polaków. Wypędzono inteligencję, urzędników państwowych i zwykłych ludzi. Kolejne 300 tys. Polaków wygnano na wschód i północ w kwietniu 1940 r. Latem tego samego roku do transportu 240 tys. Polaków załadowano także uciekinierów z terenów okupowanych przez Niemców. W czerwcu 1941 r. znowu wywieziono 300 tys. osób. W jednym z takich transportów znalazła się znana aktorka Hanka Ordonówna, wygnana z Wilna. Deportacje przerwała dopiero niemiecka agresja na ZSRR. Na krótko, bo już w styczniu 1944 r., po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej, z zajętych ponownie przez Rosjan polskich ziem wywieziono co najmniej 200 tys. osób.
W bilansie wypędzeń zapomina się też o 500 tys. mieszkańców Warszawy, wygnanych ze stolicy jesienią 1944 r. - po upadku powstania. Umieszczano ich w obozie przejściowym, a potem wysyłano na roboty do Niemiec lub do obozów koncentracyjnych. Na mapie Polski trudno wręcz znaleźć miejsce, z którego nie wypędzono by mieszkańców, bo musieli zrobić miejsce dla Niemców, m.in. dla ojca Eriki Steinbach - Wilhelma Karla Hermanna. Ten feldfebel Wehrmachtu zamieszkał w domu w Rumii, z którego wyrzucono polską rodzinę.
Generalny Plan Wschodni
Plany masowych deportacji Polaków i innych Słowian (tzw. Generalplan Ost - Generalny Plan Wschodni) przez Niemców powstały jeszcze przed wojną. GO miał być realizowany jeszcze przez trzydzieści lat od zakończenia wojny. Jak zbrodniczy charakter miały przesiedlenia, można się było przekonać na Zamojszczyźnie. W 1941 r. Himmler nakazał stworzenie w okolicach Lublina i Zamościa eksperymentalnego okręgu wysiedleńczego. Rok później w ramach akcji o kryptonimie "Miecz - Pług - Kołyski" rozpoczęły się wypędzenia z Zamojszczyzny. Z domów wyrzucono prawie 120 tys. osób.
Wypędzonych wywożono na roboty do Niemiec, niezdolni do pracy trafiali do obozu w Auschwitz. Po czerwcu 1943 r. Polacy z Zamojszczyzny trafiali do obozu koncentracyjnego na Majdanku (ponad 16 tys. osób). Na miejsce wypędzonych Polaków przybywali Niemcy z Rzeszy, m.in. rodzice Horsta Koehlera, obecnego prezydenta Niemiec. Urodził się on w Skierbieszowie - jednej z wiosek na Zamojszczyźnie, z której wypędzono wszystkich mieszkańców. - W nocy Niemcy otoczyli wieś i kazali się wynosić z domów - wspomina Helena Kozar ze Skierbieszowa.
Pod koniec wojny władze Rzeszy zadecydowały o ewakuacji swoich obywateli z terenów Polski. Podczas ucieczki wiele budynków spalono, by nie dostały się w ręce Polaków. Taki los spotkał ponad 3 tys. fabryk i dworów. Dobrze to pamięta Andrzej Frankowski, którego ojciec był właścicielem majątku pod Poznaniem. - Jeszcze dziś, odwiedzając antykwariaty w Niemczech, patrzę na meble i zastanawiam się, które z nich stały w naszym domu - mówi Frankowski. Rodzice Benedykta Wietrzykowskiego, prezesa Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych, przed wojną mieli w Gdyni dwa sklepy z towarami kolonialnymi. - Gdy w 1945 r. wróciliśmy do Gdyni, po majątku nie zostało śladu - mówi Wietrzykowski.
Zaniechana zemsta
Kilka miesięcy temu radny z Goerlitz rozwiesił w dolnośląskich miasteczkach plakaty oskarżające Czechów i Polaków o masowe mordy na Niemcach po wojnie. Tymczasem na Ziemiach Odzyskanych nie było żadnych pogromów Niemców. Jeśli zdarzały się mordy, winnych stawiano przed sądem i skazywano na karę śmierci. Historyk Andrzej Kunert pisał, że zaniechanie przez Polaków zemsty na dawnych okupantach było fenomenem. "W powojennym osiedleńczym chaosie nie brakowało urzędowego i oddolnego bezprawia, ale pod koniec 1945 roku coraz częściej publicznie, oficjalnie brano Niemców w obronę przed szykanami i gwałtami" - napisał Włodzimierz Kalicki w książce "Polacy i Niemcy po 1945 roku". "Kiedy Niemcy poczują się ofiarami II wojny światowej, niech ich sąsiedzi mają się na baczności" - ostrzegał kilka lat temu niemiecki politolog i historyk Arnulf Bahring. Niemcy poczuli się ofiarami, a coraz więcej Polaków nie tylko ma się na baczności, ale ma też wolę demaskowania kłamstw wypędzonych. Nikt nie neguje dramatu niemieckich wypędzonych, chodzi tylko o pamięć o tym, kto do tych wszystkich nieszczęść doprowadził.
Status: wypędzony |
---|
Status wypędzonych reguluje w Niemczech ustawa z 1953 r. "O wypędzonych i uciekinierach". Według niej, wypędzonym jest każdy Niemiec, który znalazł się na terenach należących przed 1914 r. do Rzeszy Niemieckiej lub Monarchii Habsburskiej, a pod koniec wojny i po niej te tereny opuścił. Do tej grupy zaliczają się również przesiedleni na mocy porozumienia Hitlera ze Stalinem w 1939 r. o wzajemnej wymianie ludności. Status wypędzonego jest dziedziczny. Wypędzeni uzyskali prawo do odszkodowań wypłacanych z federalnej kasy, mają też wiele przywilejów, m.in. dotyczących opieki zdrowotnej. Polscy wypędzeni nie mają żadnych ustawowych praw. Nieliczni dostają niewielki dodatek do emerytury. |
Więcej możesz przeczytać w 10/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.